Jedni lubią się dotykać, inni nie. Każdy człowiek jest jednak tak skonstruowany, aby nawiązywać relacje. Dlatego dotyk już od chwili narodzin jest równie ważny jak jedzenie czy higiena. O tym, jak to możliwe i dlaczego dotyk ma wpływ również na odporność – opowiada pedagog Katarzyna Sawicka.
Sonia Młodzianowska: Głaskanie i przytulanie pomagają odzyskać spokój. Dlaczego to właśnie dotyk ma właściwości uspokajające?
Katarzyna Sawicka: Mózg człowieka jest tak skonstruowany, aby nawiązywał relacje. Dzieje się to za sprawą wszystkich zmysłów, ale to właśnie dotyk na początku życia jest szczególnie potrzebny. Dzięki niemu czujemy się bezpieczni i kochani, i właśnie dlatego jest to jedna z podstawowych potrzeb, zaraz obok jedzenia i higieny. Historia ma wiele przykładów, które to potwierdzają. Jednym z nich jest fakt, że w Wielkiej Brytanii podczas II wojny światowej w ramach ochrony dzieci, wywożono je w głąb kraju do ochronek. Niestety, chociaż dzieci były zadbane, miały czyste ubrania i były nakarmione, to większość z nich i tak umierała. Ich śmierć była wynikiem braku kontaktu z bliską osobą – brakowało im głównie dotyku.
SM: Istnieją nawet badania naukowe, które dowodzą, że noworodek, który nie jest przytulany w pierwszym miesiącu po narodzinach, przechodzi poważny kryzys, a całkowity brak dotyku może nawet doprowadzić do najgorszego scenariusza. Jaką informację niesie dotyk dla dziecka?
KS: Bliskość po porodzie, położenie dziecka na brzuchu matki, podanie mu piersi, tulenie przez tatę – to wszystko daje ciągłość kontaktu i pomaga noworodkowi w adaptacji nowego środowiska. Właśnie dotyk jest niezbędny dla właściwego funkcjonowania dziecka poza przyjaznym łonem matki. Dzięki dotykowi dziecko otrzymuje ważny komunikat – potrafi rozpoznać, czy jest to dla niego dobre i bezpieczne miejsce, czy też nie. Jest bardzo wrażliwe na takie informacje jak właściwa temperatura bądź odpowiednie ułożenie. Na początku życia dotyk ma znacznie większe znaczenie niż słowa. Badania przeprowadzone w domach małego dziecka, gdzie dotyk zazwyczaj jest mechaniczny, tzn. pośpieszny i mniej serdeczny, potwierdzają, że dzieci te mają gorsze parametry rozwojowe i poznawcze.
Dlatego też gorzej przybierają na wadze, mają gorszą odporność, a w późniejszym czasie mają także problemy z koncentracją, uczeniem się oraz zauważalne są u nich deficyty emocjonalne. Te same problemy dotyczą wcześniaków, które przebywają długo w inkubatorach bez pełnego emocji i troskliwości dotyku mamy. W czasie, gdy spędzamy pierwsze dni i miesiące z maluszkiem, dobrze zdawać sobie sprawę, że wszystkie czynności pielęgnacyjne, karmienie oraz kąpiele dostarczają tych wspaniałych momentów z dzieckiem, gdzie mądre, troskliwe nawiązywanie więzi dotykowej i mówienie do niego, buduje więź. Jeśli więc chcemy wychować dzieci na ludzi pewnych siebie i o wysokim poczuciu bezpieczeństwa, to na tym etapie życia, dotyk ma kluczowe znaczenie. Czasami, gdy dużo przytulałam swoje dzieci, słyszałam zdanie, że je „rozpuszczę” i że nie można dziecka dużo nosić, bo się przyzwyczai. Odpowiadałam żartobliwie, że do trzydziestki nosić go nie zamierzam, ale póki jest małe zamierzam się nim nacieszyć. Dzisiaj z perspektywy wielu lat, gdy moje dzieci są duże, czasami tęsknię za tymi chwilami, które minęły tak szybko. Z drugiej strony cieszę się, że nigdy nie słuchałam tych rad.
SM: Czy istnieje różnica w odbiorze pomiędzy dotykiem osoby kochającej, a osoby będącej w depresji lub w złości? Jak sprawić, aby dziecko – duże i małe – odbierało przytulanie rodzica w sposób właściwy?
KS: Dotyk jest zawsze komunikatem. Np. bicie kogoś jest złym dotykiem, który niszczy więzi, z kolei przytulanie z miłością je buduje. Gdy chcemy świadomie budować więzi, to dosyć szybko orientujemy się, że są momenty, w których dotyk niesie za sobą zły przekaz, czyli w złości bądź opresji lub pod wpływem innych, złych emocji. Rodzic jest liderem, czyli tym, który powinien zarządzać relacją, rozumieć ją i kształtować – to on zawsze powinien dbać o zaspakajanie potrzeby bliskości dzieci. Dobrą praktyką jest wprowadzenie własnych, domowych zwyczajów, np. przytulania na dobranoc, siedzenia razem na kanapie, trzymanie się za rękę w czasie spaceru lub jazdy samochodem. Dzieciom daje to jasne komunikaty. Tworzymy wtedy taki klimat, który mówi: „Jestem dostępny, jestem blisko”. Małe dzieci szukają kontaktu, który dorośli często określają mianem „klejenia się”. Gorzej jest z nastolatkami, które trzeba zaskoczyć dotykiem, bo choć również potrzebują kontaktu fizycznego, często wydaje im się, że go nie chcą.
SM: Wspomniała Pani o złym dotyku – czy powinien nas powstrzymywać przed wylewnością uczuć wobec osób postronnych lub nie aż tak bliskich? Jak zachować równowagę?
KS: Zły dotyk to taki rodzaj dotyku, który krzywdzi. Nie można go mylić z przekraczaniem granic osób, które nie są nam bliskie. Należy wziąć pod uwagę to, że nie każdy lubi być dotykany i obściskiwany przez obce mu osoby. Dlatego zawsze należy trzymać się pewnych norm, które mają nas chronić. Dotyk i przytulanie raczej zarezerwujmy dla bliskich, rodziny i przyjaciół.
SM: Co daje dotyk w związku? Czy może pomóc np. długoletnim parom, którym doskwiera szara rzeczywistość?
KS: W związkach dotyk także ma kluczowe znaczenie. U wielu par, zwłaszcza u tych, gdy językiem miłości partnera jest dotyk, pomaga on utrwalić więzi. Według G. Chapmana jest pięć języków miłości i dla bardzo wielu osób jednym z głównych sposobów w jaki odbierają komunikat „Kocham cię” jest właśnie przytulanie i głaskanie. Ze swojej praktyki wiem, że w związkach, w których wieje nudą, czasami proste skoncentrowanie się na języku miłości partnera powoduje odnowienie i pogłębienie więzi. Widziałam to wielokrotnie w czasie programów naprawczych i szkoleń – stare związki ożywały i nabierały nowego blasku! Wiele osób mówiło mi potem: „To przecież takie proste – wystarczyło pamiętać odpowiednio często o miłym i bezinteresownym dotyku, a relacja zmieniała się i pogłębiała”. Najczęściej pary dostrzegają, że dzięki temu spada napięcie w związku i tworzy się lepsza atmosfera, w której łatwiej być lepszą wersją siebie. W codziennym zabieganiu ma to znaczenie kluczowe, aby utrzymać świeżość w związku, tak by nawet po wielu latach cieszyć się sobą nawzajem i by związek był miejscem siły i akceptacji.
SM: A teraz mam jeszcze dwie, szczególne sytuacje: 1. Dzieci z autyzmem często stronią od dotyku, w jaki sposób można im zrekompensować uczucie akceptacji i okazania rodzicielskich uczuć? 2. Osoby z łuszczycą często traktowane są jak trędowate, a przecież nie jest to choroba zakaźna – jak sprawić, by taka osoba nie była jeszcze dodatkowo karana/odrzucana przez bliskie osoby wtedy, kiedy szczególnie potrzebuje okazywania ciepłych uczuć?
KS: Osoby chore, czy to dzieci czy dorośli, podczas choroby potrzebują dotyku, który wzmacnia ich układ immunologiczny i redukuje stres. Dobrze widać to np. podczas pobytu dzieci w szpitalu, które wtedy dosłownie wiszą na rodzicach. W mojej pracy z dziećmi i dorosłymi często miałam do czynienia z dziećmi nadpobudliwymi oraz z autyzmem w rożnych formach. Zauważyłam, że te dzieci często wydają się nie lubić dotyku, głównie ze względu na swoją wysoką wrażliwość na bodźce. Poza tym bardzo często są one postrzegane jako te, które go nie potrzebują i/lub te, których lepiej nie dotykać, gdyż ciągle gdzieś ganiają,
podskakują i są trudne do złapania. Tymczasem dla tych osób dotyk jest szalenie istotny – musi być jednak właściwie dawkowany, zupełnie jak lekarstwo. Pracowałam z wieloma dziećmi nadpobudliwymi i zauważyłam, że ich pierwszą reakcją na dotyk jest niechęć, czasami wręcz wzdryganie, które często odbierane są jako brak tolerancji kontaktu. Tymczasem jest całkowicie odwrotnie! Zazwyczaj są one tak mało dotykane, że są na tzw. głodzie. Aby go zaspokoić, trzeba mądrze i spokojnie przyzwyczaić dziecko do bliskości. Dlatego też proponuję zacząć od głaskania po plecach, potem po głowie itd. Absolutnie nie należy bombardować dziecka dotykiem, ale powoli je z nim oswajać. Należy pamiętać przy tym, że dorosły musi być bardzo spokojny i świadomie przekazywać akceptację. Wielokrotnie widziałam jak ta strategia sprawdzała się w przypadku dzieci z dużymi problemami w uczeniu się i z problemami rozwojowymi, a także znacząco przyspieszała postępy w pokonywaniu barier i ograniczeń.
SM: Ostatnio wiele mówi się o chorobach autoimmunologicznych – czy sądzi Pani, że brak okazywania uczuć czy przyjmowania sygnałów akceptacji, może wzmacniać choroby typu autoagresyjnego?
KS: Jeśli chodzi o choroby autoagresywne, to istnieje wiele teorii na temat ich pochodzenia. Wiadomo jednak, że stres, którego doświadczamy każdego dnia jest bardzo istotnym czynnikiem zachorowań na wszystkie schorzenia. Ocenia się, że aż 90% chorób ma podłoże stresogenne. Przeprowadzono nawet badania, w których obserwowano społeczności charakteryzujące się niskim poziomem zachorowań na choroby serca (obecnie pierwszy czynnik śmiertelności w zachodniej kulturze). Wszystkie charakteryzowały się mocnymi więziami, tzn. dużą ilością czasu spędzanego razem, w niespieszny sposób i nasyconego dotykiem w bardzo dobrej atmosferze. Gdy mamy do czynienia z bliskimi, którzy cierpią na choroby tego typu, warto poświecić szczególny czas na redukcję stresu. Jestem mamą dziecka z astmą i AZS, i z własnego doświadczenia wiem, że dotyk, czas spędzony z dzieckiem, tworzenie dobrej i wesołej (a nie „grobowej”) atmosfery sprawia, że dziecko ma dużo lepszy komfort życia, mimo przewlekłej choroby. Jego organizm dużo lepiej radzi sobie w sytuacji kryzysu, co w konsekwencji sprawia, że zwiększają się, także szanse na podniesienie odporności organizmu.
SM: Akt przytulenia czy uścisku osób niekoniecznie z najbliższego grona to akt odwagi i dość wyraźny sygnał z naszej strony. Jakie byłyby Pani złote rady dla osób, które tulą za dużo i tulą za mało, aby nieco poprawić sytuację wzajemnych relacji?
KS: Gdy zaczynamy świadomie zarządzać relacjami, zawsze wpadamy na temat dotyku i zadajemy sobie pytania, kogo i jak przytulać, by budować relacje we właściwy sposób. Wokół siebie mamy ludzi, którzy uwielbiają dotyk, ale również takich, którzy go za dużo nie potrzebują. Wszystko zależy od tego, jakie mamy języki miłości. Jeżeli moim językiem miłości jest dotyk, to mam tendencje, by myśleć, że wszyscy wokół mnie są spragnieni dotyku podobnie jak ja. Tymczasem tak nie jest! Dlatego tzw. dotykowcy muszą uważać, by nie przesadzać z uszczęśliwianiem innych, rzucaniem się innym na szyję i obcałowywaniem nowo poznanych osób – łatwo w ten sposób zrazić ich do siebie. W takich sytuacjach lepiej jest trzymać się kanonów savoir-vivru. Z drugiej strony, gdy budujemy długofalowe i głębsze relacje, to znajomość języków miłości naszych bliskich jest po prostu kluczowa. Jeżeli nasz partner czy dziecko jest wspomnianym „dotykowcem”, to trzeba poważnie wziąć się do roboty! Z dobrym dotykiem nie można przesadzić, każdy moment jest dobry. „Dotykowiec” jest jak gąbka – chłonie każde ilości przytuleń, całusów i uścisków. Z kolei dla „niedotykowców” czasami wydaje się to być przesadą. Trzeba wtedy pamiętać, że każda inwestycja w relacje zwraca się wielokrotnie.
SM: Czy to prawda, że rodzimy się z pewną tendencją do tulenia lub unikania dotyku?
KS: Każdy człowiek jest inaczej skonfigurowany. Rodzimy się mając pewne preferencje w odbiorze rzeczywistości i miłości. G.Chapman wymienia pięć, wspomnianych języków miłości:
– miłe słowa
– dotyk
– akty pomocy
– prezenty
– czas wartościowy
Właśnie dlatego niektórzy ludzie lubią dotyk i go szukają, a inni wręcz przeciwnie – wolą go raczej unikać. Gdy rozumiemy życie i zasady, które nim rządzą, to daje nam to siłę do właściwych działań i pozwala budować strategie, które dają siłę relacjom. W czasie ponad 25 lat pracy z dziećmi i dorosłymi przekonałam się, że przyswojenie sobie podstawowej wiedzy na ten temat, może przenieść nasze relacje w absolutnie nowy wymiar. Przecież łączymy się ze sobą ze względu na różnorodność, inność w postrzeganiu świata i zachwytu nad zupełnie innymi aspektami rzeczywistości. To, co doceniamy i nagradzamy w naszym życiu będzie kwitło i dawało nam radość (prawo rozpoznania). Cieszę się, że bardzo wcześnie odkryłam tę zasadę i dowiedziałam się o językach miłości. To one uratowały moje rodzicielstwo i dzisiaj mam bardzo dobre relacje z 5-tką moich dzieci. Moją receptą było codzienne monitorowanie tego, czy moje dzieci były kochane w sposób, który najczytelniej przekazywał im ten sygnał. Warto dodać, że dla trójki z moich dzieci dotyk był właśnie ich głównym językiem miłości i stąd starałam się (razem z mężem) bardzo świadomie i celowo zaspakajać te potrzeby. Uważam, że miarą sukcesu człowieka są jego relacje, dlatego warto poświęcić im trochę czasu i rozwagi.
Katarzyna Sawicka
Pedagog z 25-letnim doświadczeniem, szkoleniowiec, matka 5-tki dzieci, YouTube vlogger. Pasjonatka budowania relacji i propagatorka zdrowia emocjonalnego. Łączy wiedzę fachową z bogatym doświadczeniem matki licznej rodziny. Budując strategie rozwiązywania problemów w formie szkoleń, warsztatów i konsultacji, przez 15 lat zajmowała się rodzinami z dziećmi, które miały problemy w czytaniu. Prowadziła również warsztaty dla nauczycieli. Ostatni rok zaowocował własnym kanałem na YT, który cieszy się ogromnym powodzeniem i osiągnął już ponad 1 mln odsłon. FB: Rodzinnepuzzle, YT: Kasia Sawicka; kontakt: rodzinnepuzzle@gmail.com
5 dzieci ,podziwiam wiem jak to wychowywać taką gromadkę ,dzieci dorastając same zaczynają kontakt traktować jako ,,no no juz dobra dobra ,, ale widać po nich ,że jest on jednak dla nich miły w takim samym stopniu jak wtedy gdy były dziećmi