Jestem mamą dwójki dzieci. Używałam ładnie pachnących produktów do pielęgnacji skóry swoich synów. Byłam w błędzie. Dziś tego nie robię. To my kobiety, ulegamy urokowi zapachów, a co gorsza – reklamom producentów, których stać na to, aby przez dziesiątki lat przekonywać nas, mamy, aby kupować tę a nie inną markę, bo „ładnie pachnie”. Jednak nic nie pachnie piękniej, niż nasze własne, zdrowe dziecko.
TEKST: Małgorzata Horoszewska
Zapachy jak hormony
Estrogeny oraz fitohormony są do siebie podobne w swojej strukturze, gdyż zapachy to roślinny sposób na wabienie w celach prokreacyjnych. Nic więc dziwnego, że środki zapachowe, jako że mają strukturę estrów i są podobne do estrogenów, po dostaniu się przez skórę do ciała człowieka, są wychwytywane przez specjalne receptory w skórze, zaburzając normalną pracę hormonów. Nazywa się to oddziaływaniem na układ endokrynny człowieka, po angielsku nazwanym jako „hormon disrupters”. Skomplikowanie tego zjawiska sprawia, że niewiele osób tym się interesuje. Zapach mamy niemal we wszystkim: w mydle, płynie do mycia podłóg, do mycia naczyń, w płynie do mycia szyb, w kremach, w oliwkach dla dzieci, a nawet w pieluszkach, czy w środkach piorących. Komu jest on potrzebny?
Skóra dziecka zapachu nie potrzebuje, tylko nos mamy
Gdy się nad tym mocno zastanowić, to zakupy, których dokonujemy z myślą o dziecku, powinny być gruntownie przemyślane, gdyż zdrowie dziecka jest dobrem najwyższym, a więc wiedza o tym, co może zaszkodzić, teoretycznie powinna być naszym największym priorytetem. Co jednak dzieje się na co dzień?
fot. @KreconaPhoto
Na zdjęciu: Natalia, Dawid i syn Mateusz
Wybierając produkty kosmetyczne i środki czystości, patrzymy na „buzię dziecka”, znaczki, które przypominają certy katy i na napisy typu: „od urodzenia”, „dla dzieci i niemowląt”, „hipoalergiczny”, „bezpieczny”, „dla wrażliwej skóry” i tym podobne. Wierzymy, że producenci tych produktów są wobec nas w porządku i biorą odpowiedzialność za swoje deklaracje oraz za zdrowie naszych dzieci. Mało tego, my kobiety – dokonując wyboru produktu – kierujemy się nie tylko opisami na froncie opakowania, ale przede wszystkim… zapachem. Czyli, kupując produkt dla dziecka, zadowalamy swój gust, preferencje zapachowe, podoba nam się nazwa „kwiat gardenii”, „nutka lawendy” i inne. Często nawet otwieramy nakrętkę produktu, by sprawdzić, czy zapach na pewno jest zgodny z naszym wyobrażeniem! Nie mamy już wtedy uwagi dla świadomej eliminacji jakiegokolwiek środka zapachowego z wybieranego produktu, tylko zanurzamy się w świat aromatów i ulegamy pokusie, która – już z góry wiadomo – jest szkodliwa dla naszego dziecka, gdyż jego skóra z pewnością tego środka zapachowego nie potrzebuje.
Sztuczny czy naturalny?
Czy to będzie Limonene* czy Limonene (pierwszy z gwiazdką to zapach naturalny, drugi to syntetyczny), albo Geraniol* lub Geraniol, to nie jest ważne, oba typy składników zapachowych są zapalnikami potencjalnej reakcji alergicznej, jako że substancje zapachowe to najczęstsze „triggery”, uruchamiające reakcję uczuleniową organizmu. Powstała kilka lat temu lista 26 alergenów zapachowych, która stanowi część ustawy o kosmetykach w Unii Europejskiej, a substancje zapachowe na niej widniejące muszą być przez producentów wymienione z nazwy, a nie określane tylko jako „Parfum”. Mimo tego przepisu, nadal znakomita większość producentów lansuje produkty nazwane jako „dla alergików”, „dla osób o wrażliwej skórze”, „dla osób z AZS”, „hipoalergiczne” – pomimo zastosowania substancji zapachowych z owej listy. Oto przykłady najczęściej stosowanych:
» Limonene
» Coumarin
» Linalool
» Eugenol
» Citronellol
» Citral
» Geraniol
» Farnesol
» Cinnamal
» Isoeugenol
A to nawet nie połowa listy!* Warto mieć świadomość, że zastosowanie tych substancji, to nie tylko walka producenta z konkurencją, czyli „który produkt wygra bitwę rynkową i przetrwa na półce”, ale także desperacka i nieetyczna zasadzka na nasze zmysły. Większość z nas, kobiet, ulega zapachom – nie do końca zdając sobie sprawę z ich szkodliwości – i subiektywnie wybiera produkt, właściwie zgodnie ze swoim gustem, a nie zdrowym rozsądkiem.**
* Ciąg dalszy listy: Alpha isomehyl Ionone, Amyl cinnamal, Anisyl alcohol, Benzyl alcohol, Benzyl benzoate, Benzyl cinnamat, Benzyl salicylat, Butylphenyl methylpropional, Cinnamal alcohol, Evernia prunastri, Evernia furfuracea, Hexyl cinnamal, Hydrroxyisohexyl 3-cyclohexene, Carboxaldehyde, Butylphenyl, Hydroxycitronellal.
** Skład produktów kosmetycznych wprowadzanych do obrotu musi być zgodny z przepisami Rozporzą dzenia Ministra Zdrowia z dnia 30 marca 2005 r. w sprawie list substancji niedozwolonych lub dozwolonych z ograniczeniami do stosowania w kosmetykach (Dz.U. 2005 nr 72 poz. 642. ze zm.).
Skąd ten kaszel?
Nasz organizm jest tak skonstruowany, że reaguje na to, co nie jest mile widziane, czyli alergeny, wirusy, bakterie, toksyny, pyłki, drobne cząstki, pasożyty i wiele innych, niechętnie przyjmowanych „gości”. Do tego celu ciało stosuje takie techniki, jak kichanie, kaszel, katar, łzawienie, wymioty. Czyli wszystkie reakcje, które sprawią, że usiłująca dostać się do środka systemu cząstka, zostaje wyrzucona z powrotem tam, skąd przyszła.
Zapach, który nakładamy na skórę (w postaci kosmetyków lub środków piorących), ląduje w organizmie w sposób nieintuicyjny, bo nie dostaje się przez nozdrza, które służą do rozpoznawania żywności nadającej się do spożycia od zepsutej, zapachu drugiej osoby, pomieszczenia (czy jest ono bezpieczne, czy przepełnione grzybem pleśniowym), itd. Kiedy nasza skóra lub odzież pachnie, może spowodować nieustający, męczący, trudny do zidentyfikowania kaszel lub napady kichania. Prędzej udamy się do lekarza po syrop na kaszel czy środek antyhistaminowy na nieustanne kichanie (alergiczne?) niż zastanowimy się nad autentycznym winowajcą. Warto więc spróbować nie znosić do domu alergenów i substancji wywołujących reakcje obronne organizmu, zwłaszcza, że są one bardzo łatwe do przewidzenia, a w przypadku dziecka – trudne do uniknięcia, gdyż to my rodzice, decydujemy o tym, czym „potraktujemy” nasze dziecko. Dziecko nie będzie protestować, więc nie uniknie alergii, którą mu zafundujemy.
Tak na marginesie polecam film, który nakręcił Sean Penn z zespołem dziennikarzy z USA, którzy stworzyli szokującą opowieść pt. „The Human Experiment”, o tym, jak niepostrzeżenie w nasze życie wniknęło tysiące toksyn, z których jedynie garstka została przebadana pod kątem bezpieczeństwa dla człowieka.
fot. @KreconaPhoto
Na zdjęciu: Natalia, Dawid i syn Mateusz
Chronić interes Coty i Chanel, a nie ludzi?
Według American Academy of Dermatology (AAD) zapach jest najczęstszą przyczyną kosmetycznego kontaktowego zapalenia skóry. Mimo to, od ponad 50 lat prawo chroni biznes perfumeryjny, a nie dobro człowieka. W roku 1966 r. powstało prawo, które miało chronić takie rmy jak Coty czy Chanel przed kopiowaniem wymyślnych kompozycji, więc na produktach miało znajdować się tylko słowo „Parfum”, które zawierało unikatową mieszankę kilkuset składników, stanowiących sekret firmy. Tajemnica handlowa ponad dobro człowieka? Jak wcześniej wspomniano, jedynie lista 26 substancji o dużym potencjale alergizującym musi być wymieniana z nazwy, a gdy zastosowany jest inny składnik, albo setki innych – to już wystarczy słowo „Parfum” lub „Fragrance”. To nic, że cząsteczki zapachu mogą siać spustoszenie na skórze dziecka poprzez wywołanie kontaktowego zapalenia skóry, ostrej czerwonej i swędzącej wysypki, czy innych reakcji alergicznych, takich jak ból głowy czy astma. Urząd ds. Żywności i Leków (FDA) nadal zwalnia producentów z konieczności bycia bardziej transparentnym.
Nie tylko pranie i pielęgnacja
Zapach to składnik nie tylko środków pielęgnacyjnych czy środków czystości, ale takich produktów, jak:
» lakiery do podłogi,
» farby ścienne,
» odświeżacze powietrza,
» świeczki typu „tea light” i inne.
Zwracaj uwagę na blok treści na opakowaniu opisany jako: INCI lub Ingredients. Zazwyczaj skład podawany jest najmniejszym rozmiarem czcionki, więc czasami warto zrobić zdjęcie smartfonem i na ekranie powiększyć składniki, by je dokładnie przeczytać i rozpoznać. Nie daj się nabrać na słowa „naturalny zapach”, gdyż on równie silnie, jak zapachy syntetyczne wchodzi w reakcję z naszym organizmem. Może wywołać albo reakcje na skórze, albo w układzie oddechowym, nawet jeśli nie za pierwszym razem, to później. Organizm może zacząć protestować nawet po latach narażania go na ciągłe podawanie mu zbędnej chemii i dawki toksyn. Chroń chociaż dziecko.
Zamiast zapachów
Wiadomo, że każdy z nas lubi zapach świeżego powietrza, ziemi po burzowym deszczu i sosnowego lasu. Więc wentyluj, oczyszczaj dom wietrzeniem, pierz bezzapachowymi środkami, prasuj, żeby odkazić bieliznę, używaj naturalnych olejków do pielęgnacji, najlepiej takich, które nie pachną, np. olej kokosowy (koniecznie ekologiczny, bez syntetycznych pestycydów). Miej świadomość, że im mniej podasz sobie i dziecku środków zapachowych, tym dłużej organizm wytrwa w nieskazitelnym zdrowiu.
Dlaczego ma pachnieć?
Dlaczego pragniesz zapachów? Jeśli masz w domu pleśń na ścianie i czujesz nieświeży zapach, to nie przykrywaj go, tylko usuń przyczynę. Mykotoksyny pochodzące z grzybów pleśniowych na ścianach, w zakamarkach pomieszczeń lub w fugach w łazience osłabiają układ odpornościowy, obarczając organizm niebywałą liczbą toksyn z zarodników, które unoszą się w powietrzu. Rozpraw się z problemem wiosenną porą i wykorzystaj nadchodzące lato, by w domu zapanowała zdrowa, bezzapachowa świeżość.
Pierz regularnie pościel, dywaniki, odzież, w tym odzież zewnętrzną, gdyż gromadząc kurz i brud z otoczenia – tworzysz rezerwuar dla rozwoju roztoczy kurzu domowego, zarazków chorobowych i niechcianych pasożytów. Do mycia okien czy blatów może wystarczyć nawet woda z octem lub sodą oczyszczoną, do prania warto zastosować jednak środek, który nam nie zniszczy ubrań, a także nie osiądzie w bieliźnie dziecięcej. Dlatego zwłaszcza do prania ubranek i bielizny dziecięcej, w tym pościeli i ręczników warto wspomóc się certyfikowanymi środkami. Pierwszym pytaniem w gabinecie alergologa, w którym zasiada mama z dzieckiem – jest „A w jakim proszku pani pierze?“. Nie bez powodu jest to bardzo częsty winowajca, gdyż nadal znakomita większość z nas – polskich matek – daje się nabrać na hasło, że „czystość to zapach“.
Reklama telewizyjna dba o naszą słabość do miłych skojarzeń z zapachami, a to nasza najczęstsza zguba. To my decydujemy, czy dziecko będzie pachniało swoim cudownym naturalnym ciałem, czy chemią gospodarczą rodem z lat 90-tych. Czas z tym skończyć, a przynajmniej w czasie, gdy na pokładzie domu raczkuje i uczy się chodzić małe dziecko. Dotyczy to zarówno ubranek dziecięcych, jak i odzieży rodziców, gdyż to na ich ubraniach dziecko odpoczywa, zasypia, koi swoje niepokoje, cieszy się bliskością opiekuna. To już nie jest kwestia tylko więzi, ale rozsądku i odpowiedzialności. Czekam na Państwa listy pod adresem: m.horoszewska@bd24.pl.
Małgorzata Horoszewska
Z wykształcenia ekonomistka, lubi podróżować i czytać książki, które pozwalają lepiej zrozumieć otaczający świat. Wyznaje zasadę: „im więcej czytasz – tym więcej żyjesz”. W podróżach najbardziej interesuje ją obserwowanie codziennego życia w nowych miejscach i poznawanie historii mieszkańców. Mama dwójki dzieci, prezes zarządu Brand Distribution PL. Na przekór trendom, postanowiła zająć się wprowadzeniem na rynek polski bezzapachowej, niemieckiej, certyfikowanej marki Dalli-Med, gdyż wierzy, że rodzice poszukują bezkompromisowej czystości.
im mniej tym lepiej , moja pani pediatra mówiła że nie ma co nadużywać chemii przy dzieciach ,proszek do prania tylko jelp a wszystkie johnsony sa o kant dupy rozbić w niweii znowu pochodne ropy czyli parafina więc polecam czytać składy i dostrzec że zapach dziecka jest jedyny i nie powtarzalny