Już 18 kwietnia w Poznaniu odbędzie się WZLOT Kobiet, czyli wysokoenergetyczne, pełne inspiracji na życie wydarzenie rozwojowe dla kobiet! Spotkanie dla tych Pań, które chcą wyruszyć w stronę swojego prawdziwie upragnionego życia. Tych, które pragną spotkać niesamowite kobiety, najlepszych coachów i dołączyć do społeczności ludzi, którzy wspierają się w rozwoju. Specjalnie dla czytelników Magazynu Hipoalergiczni Ewa Panufnik, organizatorka wydarzenia przygotowała tekst o hedonistycznej adaptacji, czyli o tym, jak szybko przyzwyczajamy się do tego, co dobre.
Kiedy obserwuję moją 4-letnia córkę, często jej zazdroszczę, bo przypomina mi zachwyt, który odczuwałam jako dziecko. Najdrobniejsze, banalne, zadawałoby się z dorosłej perspektywy, rzeczy potrafią obudzić w niej ekscytację i radość. Zanurzona w tu i teraz chłonie życie wszystkimi zmysłami i zachwyca się jego różnymi artefaktami. W takich momentach uświadamiam sobie, że jeszcze trochę pamiętam ten stan: budzenie się o poranku z motylami w brzuchu w oczekiwaniu na to, co przyniesie nowy dzień. A potem robi mi się naprawdę smutno, bo zauważam, że w moim dorosłym życiu prawie zupełnie straciłam z nim kontakt. Nic nie zachwyca: świat jest już poukładany w szufladki z odpowiednimi statycznymi etykietami, a nowy dzień może przynieść co najwyżej tylko nowe obowiązki i rozczarowania.
Czy to świat się zmienił? Raczej ja. Znalazłam się nagle po drugiej stronie – z dwóch sposobów na funkcjonowanie w świecie, które przywoływał Einstein mówiąc: „Są dwie drogi, aby przeżyć życie. Jedna to żyć tak, jakby nic nie było cudem. Druga to żyć tak, jakby cudem było wszystko.”, wybrałam w którymś momencie drogę niedostrzegania całej złożoności i wspaniałości życia. Osiągnięcie choćby najbardziej ekscytującego celu daje mi satysfakcję na krótko. Jedyna pociecha, że nie jestem w tym sama.
To typowa dla większości ludzi tendencja. Jakkolwiek wielki i cudowny byłby nasz cel i niezależnie od tego, jak bardzo wierzymy, że jego osiągnięcie uczyni nas wreszcie szczęśliwymi, jedno jest pewne – nie uszczęśliwi nas na długo. Ta sama umiejętność przyzwyczajania się do warunków życia, która pozwala nam podnieść się po najtrudniejszych ciosach losu, sprawi, że po osiągnięciu celu po krótkiej ekscytacji stosunkowo szybko zaczniemy odczuwać przesyt, uznawać pożądany wcześniej stan za coś zupełnie normalnego i formułować jeszcze większe oczekiwania. Tak właśnie działa hedonistyczna adaptacja. Jeśli wierzymy, że nowa praca, wymarzony małżonek, wygrana w totolotka czy podróż życia uszczęśliwią nas znacząco i na zawsze, z pewnością tak nie będzie – twierdzi badaczka, Sonja Lyubomirsky, w swojej nowej książce „Mity o szczęściu”. Po prostu szybko się do nich przyzwyczaimy i staną się mało docenianą częścią naszej rzeczywistości. Jest jednak i dobra wiadomość – istnieją naukowo potwierdzone sposoby, żeby spowolnić, a nawet odwrócić działanie tego mechanizmu.
Najważniejszym z nich jest aktywne i regularne docenianie tego, co jest naszym udziałem. Nie jest to proste do zrobienia, gdy naszym podstawowym, zapewniającym przetrwanie jako gatunkowi mechanizmem, jest skupianie się na potrzebach niespełnionych.
Inspiracją i pomocą mogą być następujące strategie i rzeczy:
1. Przypominanie sobie jak najczęściej zdania, które wygłosił Wayne Dyer (popularny amerykański autor wielu książek z dziedziny rozwoju osobistego) i którego przesłanie było mniej więcej takie: jeśli nie jesteś w stanie docenić tego, co masz, jaki jest sens, aby w twoim życiu pojawiło się coś nowego? I tak tego nie docenisz.
2. Książka Billa Brysona „W domu. Krótka historia rzeczy codziennego użytku”. Ta pozycja o wielkości dwóch cegieł stała się na długi czas moją ulubiona lekturą. Kiedykolwiek poczułam się źle w moim życiu, wystarczyło otworzyć ją i przeczytać w dowolnym miejscu kilka stron, aby zacząć pławić się w morzu wdzięczności za rzeczy, które są moim udziałem i których istnienie uważałam dotąd za oczywiste, a nawet niegodne zauważenia. Bryson pozbawił mnie tych złudzeń. Pokazuje bowiem niezwykle obrazowo jak długo i z jakim mozołem ludzkość dochodziła do tych wszystkich ułatwiaczy życia, które dla nas po prostu są oczywistością. Oraz jak wyglądało i jak trudne było życie przed tymi wynalazkami. Czy pomyślelibyście na przykład, że jeszcze w XVII wieku szklane szyby były zupełnym wyjątkiem zarezerwowanym dla najbogatszych i tak cennym, że zdarzało się je zapisywać w testamencie komuś innemu niż ten, kto odziedziczył dom? Chociażby więc ta komfortowa temperatura, co do której uważamy, że nam się należy, była nieosiągalna dla większości ludzi żyjących w tamtym czasie.
3. W docenianiu tego co mam nieodmiennie pomaga mi porównywanie mojej sytuacji życiowej i moich możliwości do okoliczności życia mojej babci – nierzadko głodującej wraz z dziećmi po przyjeździe z robót w Niemczech do obcego kraju w pierwszych latach po zakończeniu drugiej wojny światowej. Ale nie muszę nawet szukać tak daleko, wystarczy przypomnieć sobie lata dzieciństwa, aby z wdzięcznością zauważyć, że należymy teraz do niezwykle uprzywilejowanego, w porównaniu z wieloma innymi, narodu na ziemi. Czasami urządzam sobie takie uważnościowe wyprawy na zakupy – oczami dziecka z PRL-u spoglądam na zapełnione niezliczoną ilością dóbr półki, pławiąc się w zachwycie jaki mam wybór, ile czeka na mnie kolorów, wzorów, kształtów, rodzajów, faktur, modeli, smaków, dopasowanych do moich potrzeb niemal idealnie (np. zdrowa żywność). Bez tej specjalnej uważności, najczęściej przechodzę nad tym do porządku dziennego, bez żadnych pozytywnych emocji.
4. Zalecenie stoików, a wiem o nim dzięki lekturze książki Piotra Stankiewicza: „Sztuka życia według stoików. Jak żyć dobrze, mądrze i szczęśliwie”, aby regularnie przypominać sobie, ile szczęśliwych splotów okoliczności musiało zajść, abyśmy mogli się cieszyć teraz tym, co mamy oraz że to, że coś posiadamy nie jest wcale takie pewne. Stoicy przestrzegają również przed porównywaniem się z innymi – bo uznają je za najczęstsze źródło naszej frustracji wynikającej ze wzrostu oczekiwań i aspiracji oraz braku zadowolenia z tego, co mamy.
5. Aby w pełni docenić swój bliski związek i nie pozwolić, by stał się kolejną ofiarą hedonistycznej adaptacji – proponuje Sonja Lyubomirsky, dobrze jest pozbawić go elementu oczywistości i „wyobrazić sobie, że go w naszym życiu nie ma.” A także świadomie dostrzegać i doceniać, co dobrego wnosi w nasze życie – badacze stwierdzili bowiem, że „ludzie konsekwentnie skupiający uwagę na pozytywnych wydarzeniach ze swojego życia w mniejszym stopniu się do nich przyzwyczajają.” Warto pielęgnować spontaniczność, fundować sobie we dwoje nowe doświadczenia i doznania, zaskakiwać niespodziankami oraz zrezygnować ze statycznych etykiet dotyczących naszego partnera.
6. W docenieniu swojego stanu majątkowego może pomóc rozprawienie się z wielkim mitem, w który często wierzymy – tym mianowicie, że trwale uszczęśliwi nas wejście w posiadanie bogactwa. Według badań, przywoływanych przez Lybomirsky, tak raczej nie będzie – po pierwsze zostaliśmy zaprogramowani, żeby pragnąć coraz więcej i stale do czegoś dążyć, po drugie dwie trzecie korzyści związanych ze wzrostem dochodu ulega zatarciu w ciągle jednego roku – przyzwyczajamy się do nowego statusu, pojawiają się nowe wydatki i potrzeby, zaczynamy się też porównywać z ludźmi o jeszcze wyższym statusie finansowym. Przestajemy się cieszyć drobiazgami życia codziennego, potrzebujemy coraz większych bodźców, żeby poczuć zadowolenie. Badaczka podpowiada jednak jak sprawić, żeby pieniądze, którymi dysponujemy, dawały nam satysfakcję i wspierały poczucie szczęścia. Przede wszystkim warto wydawać je tak, aby spełniać dzięki temu trzy podstawowe potrzeby, jakie mamy: potrzebę kompetencji (budowanie swoich możliwości, wiedzy), potrzebę przynależności i kontaktu z innymi (relacje) oraz potrzebę autonomii (poczucia kontroli nad własnym życiem). Ten sposób warto polecić też, dlatego że takie wydawanie pieniędzy nie stymuluje nieustannego przyrostu pragnień. Warto też wydawać pieniądze na innych, a nie na siebie, a jeśli już wybierzemy to ostatnie, to lepiej wydać nasze zasoby na wiele drobnych przyjemności dawkowanych sobie regularnie niż na jedną dużą. Zdecydowanie więcej satysfakcji przyniosą nam wydatki na doświadczenia, a nie na przedmioty oraz fundowanie sobie przerw w kosztowaniu tego, co zakupiliśmy – możemy wówczas bowiem posmakować wiele razy „pierwszego kęsa”. Jeśli zdamy sobie sprawę, że naszą ważną ludzką potrzebą jest również potrzeba różnorodności, wówczas także możemy lepiej zarządzać procesem hedonistycznej adaptacji. Planując wydatki, możemy rozważyć wyższość wynajmowania nad kupowaniem czegoś na stałe (np. domu w górach, do którego się szybko przyzwyczaimy versus wynajmowanie domów w rożnych atrakcyjnych miejscach). Pomoże nam też uważność – dzięki której dostrzeżemy nowe cechy i wymiary rzeczy, które posiadamy albo wymyślimy dla nich nowe zastosowanie.
7. Hedonistyczną adaptację przejawiającą się w znudzeniu i znużeniu pracą, która wcześniej dawała satysfakcję, przechytrzyłabym zaangażowaniem się w działanie, które jest manifestacją największych wartości, w które wierzę. Realizowanie naszych wartości może dawać ogromne poczucie sensu i w dużo mniejszym stopniu, albo wcale, nie zużywa się z czasem. Viktor Frankl, twórca logoterapii, zorientowanego na sens podejścia w psychoterapii, twierdził, że tylko poszukiwanie sensu może nam dać spełnienie, którego tak pragniemy. Przestrzegał, że poszukiwanie jedynie przyjemności, a także to, co z niego wyniknie, nigdy nie stanie się źródłem głębokiej, stale obecnej w życiu, satysfakcji. A zafascynowany jego pracami Alex Pattakos, autor książki „Więźniowie własnych myśli. Zastosowanie zasad logoterapii Viktora Frankla w życiu zawodowym”, proponuje, aby zatrzymywać się i zadawać sobie często pytania o nasze wartości: „Co robię? Dlaczego to robię? Co dla mnie znaczy moje życie? Co dla mnie znaczy moja praca? Każdego dnia życie podsuwa nam wiele znaczących odpowiedzi ale sens pojawi się dopiero wtedy, gdy zatrzymamy się, żeby docenić życie. Żeby zauważyć i rozpoznać sens, musimy być naprawdę obecni. Szalone tempo jest sprzeczne z naturą naszej egzystencji. Jeśli się nie zatrzymamy i nie poświęcimy czasu na to, by się jej przyjrzeć, odnalezienie sensu pozostanie niespełnialnym marzeniem.”
8. Zamieszkanie w pobliżu zieleni – badacze odkryli, że to jedna z niewielu rzeczy, która przez długie lata albo wcale nie poddaje się działaniu hedonistycznej adaptacji. Nieodmiennie codzienność blisko parku, lasu, czy choćby szpaleru drzew jest sposobem na stałe podniesienie poczucia ogólnego szczęścia.
9. Cytat, który znalazłam w „Więźniach własnych myśli”: „Nigdy nie jest za późno, żeby klęknąć i ucałować ziemię.” (Rumi). Dla mnie jest on dobrym przypomnieniem, aby z większą uważnością rozglądać się po swoim życiu oraz rozkoszować się tym, co nam oferuje. Tak długo wyczekiwana wiosna o mały włos nie stała się dla mnie obojętną oczywistością, ale zatrzymałam się i przyjrzałam drobnym pączkom na gałęziach, odetchnęłam głęboko zapachem kwitnących jabłoni, poczułam świeżość i jakąś obietnicę w wiosennym powietrzu i atmosferze. Czy to nie cud, pomyślałam, że drzewa wiedzą, że nadszedł czas, aby wypuścić liście i zakwitnąć i że nie mogą nie poddać się temu popędowi? A potem spojrzałam na córkę – innego rodzaju cud (jak każde dziecko), który dziwnym trafem traktuję często jako kolejną oczywistość i przez chwilę dzieliłam z nią uczucie zachwytu życiem i światem…
Artykuły pochodzą z bloga Ewy Panufnik http://gdybymdorosla.com
Jeśli interesuje Cię praca nad własnym rozwojem i odkrywanie swoich możliwości, skorzystaj z warsztatów i spotkań w ramach wydarzeni WZLOT Kobiet.
Szczegóły wydarzenia na:
http://www.dojrzewalnia.pl/dojrzewalnia_roz/wzlot_kobiet/o_wzlocie.html
szczęście to jest sposób myślenia ,tak sobie mniemam od jakiegoś czasu ,że w sumie to tylko ja czując codziennie wdzięczność z tego co mam ,czując radość z powodu tego co widzę , znając swoje emocje ,stany i etapy mogę dać sobie szczęście bo ono jest we mnie mając siebie mam szczęście….