Kontynuując analizę globalnego przemysłu spożywczego według wskazówek Stefano Libertiego, autora rewolucyjnego reportażu „Władcy jedzenia”, przyjrzymy się jak koncentrat pomidorowy z wędruje z Chin przez trzy kontynenty i dwa oceany, by wylądować na talerzu jako produkt włoski. Pochylimy się nad społecznymi i etycznymi aspektami uprawy pomidorów na plantacjach południowych Włoch. Oba te zjawiska to efekty alarmistycznego imperatywu, by produkować jak najwięcej jedzenia bez względu na społeczne i środowiskowe koszty – w celu wyżywienia wciąż rosnącej populacji ludzkiej.

Jak pan może, Panie pomidorze?!
Cytat z wierszyka Jana Brzechwy w kontekście współczesnego procederu przemieszczania żywności po całym świecie na mocy międzynarodowych umów o wolnym handlu to jedyny pogodny akcent tej publikacji. Niech „Pan pomidor” i jego losy staną się na najbliższe dziesięć minut lektury przewodnikiem po pokrętnej logice globalnego przemysłu produkcji jedzenia.
Czerwone złoto
Jeśli na sklepowej półce sięgasz po koncentrat pomidorowy, keczup, sok czy passatę wiodących marek, należących do przedsiębiorstw-szarańczy, bardzo prawdopodobne, że trafisz na produkt, który wyhodowano w chińskiej prowincji Sinkiang, a dokładnie w Regionie Autonomicznym Sinciang-Ujgur.

Tamtejsza branża pomidorowa funkcjonuje w realiach koncentracji pionowej. Począwszy od nasion, nawozów i sprzętu po odbiór plonów stoi za tym jeden dominujący podmiot. Plantatorzy zapewniają tereny uprawne i tanią siłę roboczą, często pochodzącą z prześladowanej muzułmańskiej mniejszości ujgurskiej. Sezonowo na plantacjach pomidorów pracują całe rodziny, dorośli i małe dzieci, przy milczącym przyzwoleniu reszty świata. Zebrany plon zostaje przerobiony na potrójny koncentrat pomidorowy i zapakowany w beczki. Następnie „czerwone złoto”przemierza dwa oceany i trzy kontynenty, by trafić na rynki całego globu, głównie do Włoch i Afryki.

Powodem przeniesienia produkcji pomidora z Europy do Chin było oczywiście dążenie do obniżenia kosztów produkcji. W połowie lat 80-tych Włosi sprowadzili do Sinkiangu nasiona, technologię – i masowe stosowanie pestycydów. Lata monokulturowych upraw przeznaczonych na eksport (cash crops) odwdzięczają się teraz wyjałowieniem gleby, coraz to większą chemizacją upraw i społeczną katastrofą prawie wszystkich uczestników łańcucha producji. Prawie – bo przedsiębiorstwa-szarańcze generują zaplanowany zysk. Rosną w siłę. Eliminują małych producentów. W 2022 r. Chiny były światowym liderem produkcji pomidora (około 37% rynku; liderem w Europie są Włochy, Polska plasuje się na dalekim 27. miejscu).
Uszlachetnianie czynne
Termin „uszlachetnianie czynne” brzmi równie niepokojąco jak zasada „zasadniczej równoważności” w kontekście odstąpienia przez instytucje amerykańskie i europejskie zajmujące się kontrolą żywności od szczegółowych badań żywności GMO i GE z uwagi na ich podobieństwo do żywności konwencjonalnej. Co to właściwie oznacza i w jaki sposób potrójny koncentrat z Chin ulega czynnemu uszlachetnieniu? W banalnie prosty sposób – przez dodanie wody, soli, a następnie zapakowanie do puszki. Procedura ta zwalnia producenta z obowiązku uiszczenia cła za towar sprowadzony z Chin, jeśli zostanie wyeksportowany poza granice UE. Dokąd? Na przykład do Afryki, do Ghany.

Raj w Navrongo
Ghana po odzyskaniu niepodległości w 1957 r. i wyzwoleniu spod dominacji brytyjskiej, słynęła z produkcji „czerwonego złota”. Dziennikarskie śledztwo przeprowadzone przez Libertiego wykazało, że świadomość konsumentów regionu Navrongo w Ghanie co do przyczyn upadku lokalnego rolnictwa i branży pomidorowej jest zaskakująco niska. Co lub kto stoi za porażką? Czy przypadek Ghany jest anomalią? Po 1957 r. państwo zainwestowało w edukację, systemy nawadniania, sprzęt, nasiona, wybudowało nowoczesny zakład przetwórczy. Lokalni rolnicy produkowali pomidory i mieli zapewnione miejsce zbytu po godziwej cenie. Byli samowystarczalni, łańcuch dostaw funkcjonował sprawnie. Produkowano żywność na potrzeby lokalnego rynku, a nadwyżki przeznaczano na eksport. Przyszłość branży rysowała się optymistycznie. Wtedy o Ghanie przypomniał sobie Zachód i zaoferował pomoc w przeprowadzeniu gospodarczej transformacji.

Od rolnika do pariasa
W latach 90-tych Ghana dostała od Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego propozycję pożyczki na „polepszenie” sytuacji gospodarczej w zamian za prywatyzację dóbr i usług publicznych, zmniejszenie wydatków socjalnych oraz liberalizację handlu z zagranicą. Import koncentratu pomidorowego (z Europy, Chin i Ameryki) wzrósł o 650%. Ghanę zalały pomidory sprzedawane po zaniżonych cenach, korzystające ze zwolnień celnych, unijnych subsydiów i dopłat. To oznaczało koniec dochodowego lokalnego rolnictwa. Koniec żywnościowej suwerenności. Gospodarka Ghany znalazła się w głębokim kryzysie. Powszechnym widokiem w Navrongo stały się gnijące plony pomidorów, których nikt nie chciał kupić. Zakład przetwórstwa zamknięto jeszcze w latach 90 tych, a sprawnie funkcjonujący łańcuch dostaw, zapewniający rolnikom miejsce zbytu i utrzymanie, został przerwany. Co zastał Liberti na lokalnym bazarze w Akrze? Amerykański ryż, brytyjski makaron, niemieckie płatki śniadaniowe, argentyńskie konserwy mięsne, indonezyjski olej palmowy. Żadnych lokalnych produktów. Nie zapominajmy też o naszym głównym bohaterze, zapuszkowanym pomidorze z Chin – tańszym niż świeży produkt lokalny, wciąż jeszcze wytwarzany przez tutejszych drobnych rolników. Na skutek drastycznego spadku opłacalności produkcji rolnicy zaczęli opuszczać swoje gospodarstwa, wyjechali do miast. Z niezależnych producentów żywności stali się konsumentami naszpikowanej pestycydami żywności z importu.
Byli też tacy który przez Morze Śródziemne wyruszyli do Europy i zostali pracownikami najemnymi – przy zbiorze pomidorów produkowanych dla klienta premium na południu Włoch. „Getto Ghana” to nieformalne sezonowe osiedle baraków, położone w pięknym regionie Apulia. Odwiedzający je turyści są w większości nieświadomymi świadkami pracy migrantów w uwłaczających godności warunkach – w rozpadających się barakach, bez łazienki, elektryczności, poddanych wszechwładzy pośredników, caporali. Bez dokumentów, bez praw. Nielegalni. Za skrzyniopaletę pomidorów zarabiają kilka euro.

Od warunków niewolniczych różni tę pracę teoretyczna dobrowolność. Oto mniej przyjazne oblicze wolnego handlu i swobodnego przepływu towarów – produkt premium wyprodukowany w sposób niewolniczy. Wspomnieć należy, iż w regionie Apulia są też – w mniejszości producenci organicznych warzyw i owoców wyłamujący się z globalistycznej logiki zysku bez względu na koszty. Oni są przyszłością i nadzieją, że jeszcze nie wszystko stracone.

Dniówkarze
Yvan Sagnet przypłynął do Włoch w 2007 roku, dostał się na studia politechniczne. Kiedy w 2011 r. po oblanym egzaminie stracił stypendium i miejsce w akademiku, przyjechał do Apulii, dorobić przy zbiorach. Tam doświadczył brutalnych realiów życia „dniówkarzy”, najemnych sezonowych pracowników. Zainicjował pierwszy masowy strajk, który dał początek działalności No Cap , organizacji walczącej o prawa nielegalnych pracowników najemnych – migrantów z Afryki i środkowej Europy. Według Global Slavery Index w 2023 r. sto dziewięćdziesiąt siedem tysięcy osób wykonywało niewolniczą pracę na plantacjach południowych Włoch, przy cichym przyzwoleniu władz.
Dokąd zmierzamy
W Ghanie próba zablokowania importu koncentratu pomidorowego i odbudowa wewnętrznego łańcucha dostaw nie powiodła się. Globalne koncerny zaskarżyły decyzję o wstrzymaniu importu do sądu. I sprawę wygrały. Co dalej? Po dziesięciu latach negocjacji, pomimo protestów lokalnych rolników, Ghana podpisała Economic Partnership Agreement z UE, ponownie powiększając strefę wolnego handlu. Rząd zezwolił na zwolnienie z cła szerszego katalogu towarów importowanych na rynek wewnętrzny. Jak w reportażu „Ghetto Italia” (2015) napisali Sagnet i Leonardo Palmisano, zależność między kosztami pracy a ceną produktu końcowego została przerwana.
Kazus Ghany niech będzie dla naszej gospodarki przestrogą. Zgodnie z raportem NIK w 2022 r. nastąpił w stosunku do 2021 r. gwałtowny wzrost importu pszenicy z Ukrainy – z 3 tysięcy ton do około 523 tysięcy ton, czyli o prawie 17 tysięcy procent (16 771 %). W przypadku kukurydzy wzrost wyniósł z 6 tysięcy ton do 1 miliona 854 tysięcy ton, czyli 29 tysięcy procent (29 803%), w przypadku rzepaku z 86 tysięcy ton do 662 tysięcy ton, tj. o ponad 670 procent (670%).
Więcej, taniej, szybciej
Najemni pracownicy-dniówkarze na południu Włoch to nie okresowa anomalia, która przeminie na fali protestów organizacji walczących o prawa człowieka. Nie jest to też zjawisko lokalne. To regularny choć nieformalny proceder wyzysku, nierozerwalnie związany z założeniami gospodarki opartej na wzroście. Więcej, taniej, szybciej – bez względu na koszty społeczne, środowiskowe i zdrowotne. W systemie tym przegrani są rolnicy, plantatorzy, pracownicy i konsumenci. Korzystają jedynie przedsiębiorstwa-szarańcze i to od nas konsumentów w dużej mierze zależy, jak długo pozwolimy im niszczyć nasze zdrowie i planetę. To jest czas na obywatelski i konsumencki sprzeciw. Na głosowanie portfelem. Na budowanie lub wspieranie lokalnych łańcuchów dostaw. Na promowanie żywnościowej suwerenności. Na wybieranie żywności lokalnej i sezonowej. Na wymaganie od polityków każdego szczebla działań dla dobra społeczeństw – nie korporacji. Na zrozumienie, że globalny przemysł spożywczy już dawno nie produkuje żywności, a jego głównym celem jest wygenerowanie jak największego zysku.

W kolejnej, ostatniej już części, skupię się na analizie jak wielkoprzemysłowe monokulturowe uprawy transgeniczne doprowadzają do zaniku bioróżnorodności i rozłożonej w czasie śmierci ekosystemów glebowych. Nieoczekiwanie dla mnie samej, terenowe i laboratoryjne zajęcia z gleboznawstwa na nowo zdefiniowały moją miłość i szacunek do gleby, naszej żywicielki. Pragnę się nią dzielić również ze społecznością hipoalergiczni.pl i zachęcać Państwa do aktywnych eksploracji otaczających nas ekosystemów.

Iwona Siemieniuk
scenarzystka, śpiewaczka, z pierwszego wykształcenia – prawniczka, autorka projektów @dobryoddech i @sustainablerecession. Wierzy, że indywidualna przemiana jednostki i najdrobniejsze nawet działanie dla dobra całości są drogą do uczynienia tej planety lepszym miejscem do życia. Daje swój głos tym, którzy go nie mają i wypatruje końca gospodarki opartej na wzroście.