Kiedy wybierałam się na warsztaty z kuchni bezglutenowej autorstwa Mai Sobczak, nie wiedziałam, czego mogę spodziewać. Okazało się, że to nie było wcale typowe wspólne gotowanie, ale inspirujące spotkanie i okazja do rozmowy o dobrym samopoczuciu, o stylu życia dalekim od pośpiechu i biegu. Twórczyni bloga Qmam Kasze podzieliła się w uczestnikami także tajnikami swojej zdrowej kuchni, do której podchodzi z rozsądkiem, dużą wiedzą, ale też z luzem, który pozwala na eksperymentowanie. Gdy narzekałam, że mój makaron wyszedł zupełnie koślawy, ona uspokoiła mnie, że o to właśnie chodzi i taki jest urok przygotowywanego samodzielnie posiłku. W wywiadzie dla Magazynu Hipoalergiczni, Maia Sobczak opowiada o swojej pasji do Ayurvedy i zdrowym odżywianiu po polsku.
Hipoalergiczni: Dlaczego warto kumać kaszę? Jak to się stało, że kasze zostały bohaterkami Twojego bloga?
Maia Sobczak: Kasze trafiły na mój blog chyba głównie, dlatego że są typowo polskie i naturalne. Pewnie nasi sąsiedzi jeszcze kumają kaszę, ale poza Polską raczej nie zna się kasz. Na świecie to jest naprawdę niszowy produkt. Nawet mój nauczyciel Ayurvedy z Indii powiedział, że kasza to jest taki polski ryż. Po prostu stwierdziłam, że wykorzystam to, co jest dla nas unikatowe i charakterystyczne. Wiem, że dla większości Polaków kasza kojarzy się z jedzeniem biednym, mało ważnym.
Natomiast prawda jest taka, że jest to bardzo wartościowy składnik diety. Kasze wspomagają jelita, czyszczą je, dostarczają wielu
witamin. Nie wiem, czy wyobrażam sobie dzień bez kaszy. Pewnie jakieś pojedyncze dni, kiedy nie jem kaszy znalazłyby się w moim kalendarzu, ale na co dzień kasza, choćby w postaci małego dodatku, jest obecna w moim menu. Po tym jak ją wprowadziłam, czuję się o wiele lepiej.
H: A sama nazwa? Doskonały pomysł!
MS: Nazwa powstała właściwie na bazie kaszy, bo chciałam wykorzystać w nazwie bloga coś naturalnego, coś naszego. Piszę przecież głównie dla Polaków, po polsku, w przepisach korzystam z polskich produktów. Na początku trudno było mi wymyślić odpowiednią nazwę, która nie byłaby już wykorzystana. Zanim padła ostateczna wersja to wymyśliłam chyba z 70 innych. Zależało mi też, aby raz usłyszana nazwa została w głowie. Ja upierałam się, żeby w tytule bloga była koniecznie kasza. Widocznie bardzo to podkreślałam, bo w końcu mąż mi powiedział – „No kumam, kumam”. I to było to! Qmam kasze.
H: Nazwa zobowiązuje, ale czy na blogu znajdziemy tylko dania z kaszy?
MS: Tam są też inne potrawy – bezglutenowe, desery. Kasza zajmuje honorowe miejsce, ale jest też ryż, makaron domowy, pizze bezglutenowe. Gotuję naprawdę różne potrawy, dużo eksperymentuję, sprawdzam połączenia, kierując się głównie zdrowiem. Staram się brać pod uwagę to, czy konkretny rodzaj pokarmu służy naszemu organizmowi, czy może go obciąża. Oczywiście każdy organizm jest inny, mimo że składamy się z tej samej liczby chromosomów. Różnimy się nie tylko kolorem włosów czy oczu, różnimy się też tak zwanym w Ayurvedzie prakriti. W zależności od typu naszej fizyczności, możemy dopasować całą gamę produktów. Oczywiście, kolejnym krokiem jest obserwowanie, jak dany produkt na nas oddziałuje i w ten sposób również dopasowywać do siebie to, co nam służy.
H: Czyli inspirujesz się medycyną chińską – jakie więc zasady są Ci szczególnie bliskie, jeśli chodzi o odżywianie się?
MS: Głównie szkoła środka, czyli zrównoważenie wszystkiego i doprowadzenie organizmu do stanu bliskiego w równowadze, bo prawda jest taka, że nigdy nie będzie idealnej równowagi. Według ayurvedy dosh, czyli pełna harmonia jest tylko wtedy, gdy
ciało nie żyje. Tak jak można powiedzieć, że życie jest ciągłą przemianą, tak właśnie ta medycyna postrzega człowieka. Cały czas, codziennie dzieje się coś innego, ale to od nas, od naszej mądrości, od obserwacji samego siebie zależy, czy wstając z gorszym humorem wiem, po co sięgnąć, co zjeść, co wypić, żeby ten humor mi się poprawił.
H: No właśnie, to co zjeść na poprawienie humoru?
MS: Na pewno napić się ciepłej wody na początek, bo dobry humor nie lubi zastojów. Jeśli jest zastój w żołądku, coś nie do końca się strawiło, to trzeba oswobodzić ten żołądek, otworzyć go, tak jak otwiera się swój umysł. Potem poćwiczyć, żeby poruszyć
w organizmie energię. Energia krąży z krwią. Jeżeli się poruszamy, dotlenimy cały organizm łącznie z mózgiem. W efekcie od razu człowiek się czuje szczęśliwszy i gotowy na przyjęcie nowego dnia. Raczej jest to przyjęcie tego dnia z uśmiechem na zasadzie:
„co mnie dzisiaj czeka” niż z takim ponuractwem „łee, znowu do pracy” albo „znowu pranie i sprzątanie”. Dobre odżywianie i to, co myślimy i robimy od rana, wpływa na cały dzień, cały tydzień i rok. Najfajniej myśleć o godzinie, żeby mieć przed sobą tylko
drobne kroki. Wiadomo, że trudno komuś powiedzieć: jedz kasze, to przez cały rok będziesz uśmiechnięty. To ogólna przesada i po prostu naciąganie. Jeśli zmiany wprowadzi się w krótkim okresie, to będzie to łatwiejsze, a skutki będziemy odczuwać
na dłuższą metę. Codziennie po troszeczku będziemy bardziej uśmiechnięci. Zgodnie z zasadą holistyczną – ciało wpływa na psychikę, psychika wpływa na ciało. Jest też taki krąg – jeżeli w jakimś miejscu jest tzw. zastój, czyli wstrzymanie przepływu energii, wtedy fizyczność i psychika też to odczują.
H: Jedzenie to energia, ale często po obiedzie mamy ochotę położyć się spać. Czy to normalne?
MS: Nie, po pierwsze od stołu należy odejść z żołądkiem wypełnionym do połowy, trzeba odejść od stołu z poczuciem, że jeszcze byśmy coś skubnęli, ale mamy w sobie tyle rozsądku i świadomości, że jednak odchodzimy od tego stołu. Za 15 minut może się okazać, że to co wydawało nam się ledwo wystarczające, wypełniło nasz żołądek i jesteśmy najedzeni do syta. Poza tym prawda jest taka, że często nieodpowiednio dobieramy jedzenie. Warto dobierać jedzenie odpowiednio do swojej konstytucji i spożywać je w odpowiedniej porze dnia. Jeść zgodnie z zegarem narządów. W medycynie chińskiej, ale też w ayurvedzie mówi się o tym, że żołądek najlepiej pracuje właśnie w porze obiadu. Tyle że nie w porze obiadu współczesnego zapracowanego człowieka o 17, tylko tak jak bywało kiedyś – o 13-14. To jest ten dobry moment na zjedzenie czegoś większego, ponieważ o tej porze mamy największą
aktywność całego przewodu pokarmowego. On jest wtedy przygotowany na zjedzenie większej, bardziej energetycznej strawy i jest w stanie sobie z nią poradzić. Kolejna rzecz – jeśli zjemy źle przetworzone produkty, to one zamiast nam dodać energii, zabiorą
nam ją. Można sobie wypróbować nawet przy śniadaniu. Zjeść kilka różnych śniadań i zobaczyć, po którym mamy energię, chce nam się wyjść, skakać na skakance, grać w piłkę, jeździć na rowerze, a po którym śniadaniu głównie interesuje nas gazetka,
podusia i kocyk.
H: To jaki byłby Twój idealny obiad? Co Tobie najlepiej służy? Może się zainspirujemy!
MS: Ja jestem fanatykiem zup. Ponieważ zupy są ciepłe, organizm nie musi wkładać dużo energii w trawienie, a trzeba przyznać, że trawienie to największy wydatek energetyczny organizmu. Ułatwiając trawienie, jak gdyby mniej zużywamy tej codziennej
energii, a jeśli produkty są wysokiej jakości i jak najbardziej naturalne, to wtedy nie dużo wydajemy energii, a dużo zyskujemy.
Czyli z matematycznego punktu widzenia, mamy nadwyżkę – i to nie kalorii tylko energii. Tę nadwyżkę możemy spożytkować w
ciągu dnia, na różne fajne rzeczy. Na sport na tańce, na cokolwiek. Oczywiście jest tak, że nie tylko samą strawą człowiek żyje. Super jest zjeść kaszę w połączeniu z jakimiś fajnymi warzywami. W zależności od pory roku, te warzywa są w wersji surowej, w formie jakiejś sałatki z różnymi dodatkami albo w formie ugotowanej. Ja robię tak, że część warzyw robię na surowo, część na parze, do tego jakieś węglowodany, czyli na przykład może to być kasza, ziemniaki, makarony, ryże. O mięsie nie mówię, bo go nie jem. Sałatę posypuję sobie prażonymi pestkami. Mam dużo różnorodnego jedzenia na stole, do tego chętnie zupka i naturalny deser.
H: Miałam okazję uczestniczyć w Twoich warsztatach i zauważyłam, że masz wiele pomysłów na stosowanie zamienników. Na przykład zamiast jajka stosowałaś ugotowane siemię lniane, zamiast zwykłego mleka ryżowe. Skąd masz takie pomysły? Czy gdzieś się tego uczyłaś?
MS: Uczyłam się na wszelkiego rodzaju kursach, jestem też konsultantem międzynarodowym ayurvedy, uczyłam się i gotowania ayurvedyjskiego, i wszelkich zasad łączenia posiłków, bo to jest bardzo ważne w każdym starszym nurcie medycyny
holistycznej. Ona nie uczy o leczeniu choroby tabletkami, tylko głównie uczy o prawdziwych przyczynach choroby. A żeby była jasność większość chorób bierze się ze złej diety. My to robimy na co dzień, codziennie przynajmniej 3 razy jemy, więc można
sobie uzmysłowić jak to jest ważne w naszym życiu, jak ważne jest to, co przyjmujemy wraz z posiłkiem. Pomysły na zdrowe zamienniki czerpię głównie z doświadczenia. Jeżeli próbuję wyrobić naleśniki i nie chcę użyć jajek, bo nie łączę białka
zwierzęcego z węglowodanami, to po prostu muszę znaleźć inny sposób. Próbowałam różnych rzeczy, coś mi się nie sprawdziło w praktyce, ale potem przemyślałam, co ma podobną konsystencję do białka jajka kurzego – ewidentnie coś glutowatego, tak wpadłam na pomysł siemienia lnianego. Bardzo dużo czytam i uczę się cały czas. Medycyna chińska i ayurveda to są dyscypliny tak rozległe, że mimo wielu lat doświadczenia i nauki wciąż czuję, że mało wiem.
H: Czy jest jedzenie, które można uznać za naturalny lek?
MS: Jest mnóstwo takich naturalnych leków. Większość naturalnych produktów, które nie zostały poddane modyfikacjom, to są produkty, które mają pozytywny wpływ na nasze zdrowie. Takim produktem jest gryka, która wpływa na krążenie krwi. Ludzie, którzy mają żylaki i jakieś problemy z zastojami w żyłach powinni jeść kaszę gryczaną lub mąkę z gryki. Nawet w surowej postaci ziaren wszytych w poduszkę, gryka doskonale wpływa na zdrowie, świetnie się układa, nie powoduje alergii. Innymi produktami dla zdrowia są zioła, które większość z nas traktuje jak przyprawy smakowe. Mimo że nie jem mięsa, to uwielbiam wszelkie zabiegi typowe dla mięsnych dań – marynowanie w ziołach, przyprawach, dodawanie majeranku. Świeży majeranek wspomaga system trawienny.
H: Co jeszcze możemy czerpać z filozofii Ayurvedy poza wskazówkami żywieniowymi?
MS: Przede wszystkim uspokajać myśli. Być świadomym tego, jakie bodźce na nas działają. Wchodząc do domu, nie włączajmy od razu telewizora czy radia, dajmy sobie chwilę, aby pobyć w tej ciszy. Po powrocie do domu warto też umyć ręce,
stopy i twarz, aby zmyć zanieczyszczenia, które są w powietrzu i na dotykanych przez wszystkich przedmiotach. W stopach i dłoniach jest mapa całego człowieka. Umycie ich to taki sygnał, że już możemy się wyluzować, bo jesteśmy w domu. Ayurveda duży nacisk kładzie na rutynę dnia codziennego, żeby zaczynać dzień od konkretnej higieny, potem od praktyki fizycznej, to nie muszą być konkretne ćwiczenia, nie od razu stanie na głowie – chociaż, jeśli ktoś potrafi to świetnie. Mogą to być proste ćwiczenia, bo
chodzi tylko o to, aby wyrobić sobie zdrowy nawyk poruszania energii. Chwilę potem należałoby pomedytować, wejść w głąb siebie i posłuchać własnej ciszy, żeby się wyciszyć i przygotować na to, co nas czeka na zewnątrz, czyli na drogę do pracy, na
korek, na ten miejski chaos, aby przyjmować to wszystko ze spokojem. Na co nie mam wpływu i czego nie mogę zmienić – akceptuję. Ważną zasadą ayurvedy jest też, aby nie krzywdzić innych. Jeść to, co nie sprawia krzywdy i bólu innym – rezygnować z mięsa, jajek czy mleka.
H: Czy jest możliwość, żeby się z Tobą spotkać, umówić?
MS: Jak najbardziej tak. Udzielam konsultacji, porad dietetycznych i ogólnych związanych z jakością życia. Jestem z wykształcenia psychologiem, więc ta wiedza odnośnie zdrowia ciała i psychiki u mnie się zazębia. Prowadzę też warsztaty. Są to głównie warsztaty kulinarne, ale w trakcie przemycam sporo wiedzy na temat Ayurvedy, opowiadam ciekawe historie, które uważam, że warto poznać. Duchowość, psychika i ciało mają ogromne znaczenie dla całokształtu: wyglądu, zdrowia i tego, czy „nam się chce chcieć”. Polecam śledzić bloga, bo często organizuję wyjazdowe warsztaty do wielu polskich miast. Pokazuję, co można wziąć z tych warsztatów dla siebie i praktykować już samemu w domu – gotowanie, ćwiczenia itd. Spotykamy się z dala od telefonów i komputerów, więc myślę, że to sposób, aby być bliżej natury.
Maia Sobczak – autorka bloga Qmam Kasze. Z zawodu psycholog i konsultant Ayurvedy. W życiu codziennym wyznaje zasadę holistycznego podejścia do zdrowia człowieka – jedność ciała i umysłu. Pasjonatka świata i ludzi – praktykuje jogę, jeździ konno, fotografuje i oczywiście gotuje zdrowe potrawy, które prezentuje na swoim blogu Qmam Kasze.
stare dobre czasy kaszy ,aż mi się zrymowało , nie było kiedyś chleba i białej mąki ludzie żyli zdrowiej chociaż ciężej pracowali i warunki sanitarne mieli kiepskie przez co nie żyli zbyt długo ,ale myślę że gdyby dziś żyć praca z roli i tym co oni jedli byli byśmy zdecydowanie szczęśliwszymi ludźmi
uwielbiam kasze ,zastanawiam się czasem na tym żeby same je mielić i używać jako mąki żeby upiec chleb czy to był by dobry pomysł ? czy chleb w ogóle jest dobrym pomysłem? czy nie powinno być go w diecie? pamiętam jak miałam cukrzyce ciążową i nie wolno mi było jeść białego pieczywa a ciemne okazało się jeszcze bardziej szkodliwe bo było barwione słodem jęczmiennym i wszelkie bułki fitness okazywały się mieć więcej cukru niż zwykłe nie jadłam wcale chleba ani mięsa tylko zielone liście dużo surowych rzeczy i było mi z tym dobrze