Monika Mrozowska, kiedyś „fasolka” i niezapomniana Majka z „Rodziny zastępczej”, dziś blogerka i szczęśliwa mama, promuje zdrowe odżywianie. Spełnia się, prowadząc warsztaty kulinarne, także skierowane do dzieci. Jak połączyć karierę, pasję i macierzyństwo, opowiada w wywiadzie dla naszego magazynu.
Hipoalergiczni: Trudno przekonać Polaków do zdrowego jedzenia, kotlet schabowy wciąż wygrywa. Jak odnalazłaś w sobie potrzebę, aby zdrowo się odżywiać. Czy ktoś Cię zainspirował?
Monika Mrozowska: Każdego dnia widzę jakie przełożenie na moje samopoczucie ma zdrowe jedzenie. Nie muszę katować się dietami, nie liczę kalorii. A w dodatku jem super smacznie. Czego chcieć więcej? Poza tym dzięki takiemu podejściu do odżywiania nie muszę mieć wyrzutów sumienia, gdy czasami zdarzy mi się zjeść coś niezdrowego, bo zachowuję zdrowe proporcje.
H: Czy prowadzenie bloga kulinarnego i warsztatów to Twój wkład w promowanie zdrowego żywienia w Polsce?
MM: Bloga prowadzę okazjonalnie… Nie starcza mi na niego czasu. Wolę bardziej bezpośrednie formy promocji zdrowego żywienia: warsztaty, pokazy. Kontakt z ludźmi, rozmowa, interakcja sprawiają mi największą przyjemność.
H: Zazwyczaj pasja do gotowania jest zaraźliwa. Czy dzieci towarzyszą Ci w kuchni i pomagają w gotowaniu?
MM: Karolina pomaga, bo…jest już w takim wieku (11 lat), że uważam, że powinna. Nie zawsze robi to chętnie, ale ma dryg do gotowania. Młodsza Jagoda bardzo chętnie pomaga w kuchni, ale pewnie dlatego, że jeszcze traktuje to jako świetną zabawę.
H: Przeglądając przepisy Twojego autorstwa mam wrażenie, że ugotowałaś już chyba wszystko. Czy ostatnio dokonałaś jakiegoś kulinarnego odkrycia?
MM: Cały czas coś «odkrywam», często są to bardzo proste rzeczy, jak np. zupa pomidorowa z… mleczkiem kokosowym.
H: Jesteś mamą wegetarianką. To w Polsce wciąż kontrowersyjne połączenie. Jak sobie z tym radzić?
MM: Ten temat budzi już całe szczęście coraz mniej kontrowersji, ale faktycznie wciąż łatwiej jest ogółowi zrozumieć rodziców, którzy permanentnie przekarmiają dziecko fastfoodowym jedzeniem niż takich, którzy preferują dla swoich pociech kuchnię zdrową, ale wege. Ciągle, raczej pod adresem tych drugich, pojawiają się zarzuty, że robią swoim dzieciom krzywdę… Ja mam wówczas jedną odpowiedź: proszę spojrzeć na moje dzieci i zastanowić się, czy wyglądają na chore czy na zdrowe.
H: Na swoim blogu wspominałaś, że minimalizm w odniesieniu do zakupów to nie lada wyzwanie. W jaki sposób przemycasz do swojego życia codziennego i może także do szafy ekologię?
MM: Ekologia to dla mnie nie tylko drogie sklepy z organicznym jedzeniem. Chciałabym walczyć z mitem, że zdrowo równa się drogo. Wystarczy pójść na bazar, w dużych sklepach też są działy ze zdrową żywnością, jest mnóstwo produktów, które z założenia są zdrowe, a przy okazji bardzo tanie jak np. kasze (jaglana, gryczana, jęczmienna) czy rośliny strączkowe (groch, wszystkie kolory fasoli, ciecierzyca).
H: Przez wiele lat Monika Mrozowska kojarzyła nam się z Majką z „Rodziny zastępczej”. Czy ten okres w jakiś sposób ukształtował Twoje późniejsze wybory, styl życia?
MM: Nie, to nie miało większego wpływu na mój styl życia, ale przyznaję, że z pewnością dzięki tej popularności łatwiej w tej chwili promować mi zdrową kuchnię.
H: Jak z perspektywy czasu oceniasz wczesne macierzyństwo? Jesteś przykładem na to, że dziecko to wcale nie koniec kariery.
MM: W moim przypadku dziecko było wyłącznie motywacją do tego, by tak pokierować swoim życiem służbowym, by nie ucierpiało na tym moje macierzyństwo, a przy okazji, bym mogła robić coś ciekawego zawodowo. I udało się. Zresztą do tej pory i ciąża, i dzieci działają na mnie mocno motywująco.
H: Jak każdy z nas miałaś i lepsze, i gorsze momenty w życiu prywatnym, ale mimo wszystko promieniejesz i zarażasz uśmiechem. Czy jest na to recepta?
MM: Bardzo prosta. Robić to, co dyktuje nam serce. Możemy roztrząsać swoje życie na płaszczyźnie racjonalnej, ale w decydujących momentach powinniśmy posłuchać intuicji, która czasami nie ma nic wspólnego z tym, co podpowiada nam rozum. Powinniśmy pamiętać, że nasze życie przeżywamy dla siebie, a nie dla innych. A jeżeli my będziemy szczęśliwi, to nasi najbliżsi również.
to prawda ilekroć pytałam pediatrę co sądzi na temat bycia wege mówił ,że się nie da odpowiednio skomponować diety dla dziecka ,aby nie spowodować niedoborów białka i że warto jeść dużo nabiału hehehe a dziś , to inna bajka wiadomo, że wapń z mleka sie tak dobrze nie przyswaja a mięsko owszem dobre ale tak czasem bywa sztuczne tak nafaszerowane pestycydami i antybiotykami ,że się nie chce go jeść