Joga ocaliła ją trzy razy: kiedy zaczęła uprawiać jogę, kiedy miała mięśniaki macicy i kiedy cierpiała na bromialgię. Dróg do zdrowia może być wiele. O swojej opowiada nam Jaki Nett, dyplomowana projektantka wnętrz i psycholożka, która zaczynała swoje samodzielne życie jako Króliczek Playboya, by ostatecznie zostać instruktorką jogi, choć – jak sama mówi – wielu pozycji jogi nigdy nie zrobi, ale te, które wykonuje ratują jej zdrowie.
ROZMAWIAŁA: Żaneta Geltz
TŁUMACZYŁA: Aneta Grudziecka
Żaneta Geltz: Niektórzy mogliby powiedzieć, że miałaś barwne życie. Opowiedz o swoim dzieciństwie.
Jaki Nett: Urodziłam się 11 sierpnia 1944 r. w podzielonym rasowo stanie Mississippi. Byłam trzecim dzieckiem moich rodziców – najstarszy chłopiec zmarł kilka miesięcy przed moimi narodzinami. Rodzice ukończyli college, co w latach 40. w Missisipi nie zdarzało się zbyt często wśród “kolorowych”. Moja matka uczyła zarządzania gospodarstwem domowym w szkole średniej,
a ojciec był nauczycielem wychowania fizycznego. Zdecydował się jednak kontynuować studia, aby zostać lekarzem. Rodzicielskie role rozłożyły się dość mocno: matka była naszym prawdziwym rodzicem, a ojciec naszą fantazją.
Mama miała problemy ze znalezieniem pracy. Z rozpoczęciem każdego roku szkolnego przeprowadzaliśmy się do różnych miast – gdziekolwiek zaproponowano jej pracę.
Dla dzieci przeprowadzka oznaczała utratę wszystkiego, dlatego w dzieciństwie nie nawiązałam żadnych przyjaźni. To wpłynęło na mój rozwój społeczny. Nie łatwo znajduję przyjaźnie, a mimo to cały czas są dla mnie bardzo ważne. Pierwszą więź w dzieciństwie nawiązałam, gdy miałam 9 lat. Wciąż jesteśmy przyjaciółmi.
Moi rodzice byli jedynakami. Nie mam cioć, wujków i kuzynów. Mój ojciec był adoptowany, więc nie znam jego rodziny. Mama była uprzywilejowanym dzieckiem – jak na tamte czasy, ponieważ jej rodzice byli “kolorowymi właścicielami ziemi”. Wtedy, w Mississippi, rzadkością było, aby “byli niewolnicy i ich dzieci” posiadali ziemię. Dziadkowie mieli 199 akrów ziemi, co pozwoliło im posłać córkę do prywatnej szkoły średniej i na studia. Rodzice poznali się na studiach. Ojciec rozpoczął studia medyczne parę lat po skończeniu college’u. Moi dziadkowie wspierali mamę i pomagali płacić czesne za studia ojca. Ojciec został lekarzem w 1954 r., a po ukończeniu przez niego studiów przeprowadziliśmy się z mamą i siostrą do Gulfport, rodzinnego miasta ojca. Mama wynajęła dom, byśmy mogli zacząć nasze oczekiwane, nowe życie. Tymczasem ojciec wrócił ze studiów z ciężarną kobietą i zażądał rozwodu.
Bez względu na to, jak głośne były szepty, bez względu na ból, nauczyłam się nosić głowę wysoko w górze. Bycie dzieckiem lekarza i nauczycielki dało mi status społeczny. Noszenie nazwiska Dunn spowodowało u mnie kompleks wyższości. Walczyłam z nim przez długie lata. Nie mogę powiedzieć, że mi się udało. Ale jestem pewna, że joga zmieniła i ukształtowała moją dzisiejszą postawę życiową.
Rozwód zupełnie zniszczył nasze życie. Ojciec zażądał od mamy, aby wyprowadziła się z miasta. Nie chciał, byśmy przeszkadzały mu w zakładaniu nowej rodziny. Owszem, otrzymał rozwód, ale wcale się nie wyprowadziłyśmy. Ojciec i jego dwie rodziny mieszkały na dwóch krańcach miasta. My byłyśmy “eks”i wciąż miałyśmy status dzieci i eksżony dra Dunna. My byłyśmy “pierwszymi Dunnami”, oni byli “drugimi Dunnami”.
Pensja nauczycielki była niewystarczająca, dlatego tata utrzymywał nas, jak i swoją nową rodzinę. Miałyśmy całkiem wysoki status społeczny – wiązał się bowiem z nazwiskiem Dunn. Mississippi jest jednym z najbiedniejszych stanów w USA, więc osoba, która posiadała wyższe wykształcenie, cieszyła się szacunkiem i podziwem większości członków społeczności. Dla mnie było to podwójne obciążenie psychiczne. Czułam ból i zażenowanie faktem, że mieszkam w tym samym mieście, co druga rodzina ojca, mimo przywilejów, które ojciec nam obiecał. Zazdroszczono mi, że noszę nazwisko Dunn.
A nasza sytuacja rodzinna była powodem wielu plotek! My, biedni “pierwsi Dunnowie” byliśmy porównywani z wspaniałymi “drugimi Dunnami”. Ludzie często opowiadali się po jednej ze stron.
Bez względu na to, jak głośne były szepty, bez względu na ból, nauczyłam się nosić głowę wysoko
w górze. Bycie dzieckiem lekarza i nauczycielki dało mi status społeczny. Noszenie nazwiska Dunn spowodowało u mnie kompleks wyższości. Walczyłam z nim przez długie lata. Nie mogę powiedzieć, że mi się udało. Ale jestem pewna, że joga zmieniła i ukształtowała moją dzisiejszą postawę życiową.
W rodzinie liczyło się wyższe wykształcenie. Ojciec płacił za wszystko, jeżeli miałyśmy dobre oceny. Oczekiwał, że wszystkie dzieci ukończą studia medyczne, a ja… całe życie marzyłam o byciu aktorką lub modelką. Dlatego w wieku 17 lat wyprowadziłam się z domu do Los Angeles w Kalifornii, by szukać sławy i fortuny, ale także pójść na studia.
Podjęłam studia pielęgniarskie na Los Angeles City College. Miałam tak kiepskie oceny, że oblałam. Nie powiedziałam ojcu, bo przestałby przysyłać mi pieniądze. Podjęłam więc studia ponownie, jednak na wydziale Sztuk Teatralnych. Znajomy wiedząc, że potrzebuję pieniędzy, załatwił mi rozmowę o pracę na stanowisko Króliczka Playboya.
Miałam 23 lata, gdy we wrześniu 1967 r. zostałam Króliczkiem Playboya w klubie w LA. Bycie króliczkiem Playboya otworzyło mi wiele drzwi do modelingu i popularnych w latach 60. telewizyjnych show, jak “Love American Style”, czy “Playboy After Dark”.
Kiedy zostałam króliczkiem Playboya, zwracano się do mnie zbyt zuchwale. Z jednej strony rozumiałam to, bo w końcu byłam Króliczkiem Playboya, ale z drugiej strony czułam na sobie piętno.
Króliczkiem mogła zostać kobieta o wyjątkowej urodzie, a tak naprawdę była to kelnerka, która pracowała na bardzo wysokich obcasach w klubie Playboya. Tytuł “Playmate” dostawała dziewczyna, która została wybrana fot. mat. pras. Jaki Nett do comiesięcznej rozkładówki magazynu “Playboy”. Króliczek mógł zostać “Playmate”, ale nie wszystkie “Playmates” to Króliczki. Chciałam zostać “Playmate”, ale nie zostałam wybrana.
Króliczki musiały przestrzegać bardzo rygorystycznego regulaminu. Przechodziłyśmy intensywne, trzytygodniowe szkolenie. Nie wolno nam było jeść, pić czy palić w obecności klientów. Nie wolno było odkładać tacy czy siadać na krześle, mogłyśmy tylko przysiąść. Nie wolno nam było dłużej rozmawiać z klubowiczami, a za umawianie się z nimi na randkę można było stracić pracę.
Musiałyśmy trzymać ścisłą dietę i dbać o wygląd. Nasza waga mogła się zmieniać w granicach 5 funtów od momentu zatrudnienia (ok. 2,27 kg – przyp. red.). Oceniano nas często i mogłyśmy stracić pracę za „utratę wyglądu króliczka”: przybranie na wadze, zbyt „stary” wygląd, naruszenie regulaminu Playboya. Członkowie klubu mieli dwie zasady postępowania w stosunku do króliczków: nie mogli dotykać Króliczka, ani być agresywni werbalnie. Gdy złamali którąś z nich, cofano im członkostwo.
Zanim dostałam królicze uszy, odbyłam trzymiesięczny okres próbny. Aby być„króliczkiem na sali”, czyli takim, który serwuje jedzenie i picie, musiałam przejść intensywne, trzytygodniowe szkolenie. Miałyśmy bardzo dużo materiału do przyswojenia i byłyśmy szkolone przez specjalnego „Króliczka trenerkę”. Musiałyśmy nosić buty na 7,5-centymetrowym obcasie. Bolały mnie stopy, lewe ramię, nogi, plecy, a także mózg – od tych wszystkich nazw alkoholi i drinków do zapamiętania. Istnieje stylizowana pozycja, kiedy przedstawiałyśmy się członkom klubu, specjalna pozycja, kiedy serwowałyśmy jedzenie i drinki.
Uczyłyśmy się, jak nosić tacę wysoko i nisko. Ćwiczyłyśmy do perfekcji popisową pozycję Króliczków przy serwowaniu drinków, tzw. bunny dip. Bycie Króliczkiem nie przychodziło mi łatwo. Walczyłam. Przydzielano mi różne role, ponieważ byłam pilną uczennicą. Byłam Króliczkiem w sklepie z pamiątkami, Króliczkiem odźwiernym, Króliczkiem przy stole bilardowym i Króliczkiem DJ. Każdy dział prosił, żebym tam już nie wracała. Byłam dobra jako Króliczek kamerzysta i Króliczek od papierosów i cygar. Kiedy skończyły się działy, w których można by mnie umieścić, trafiłam w końcu do baru. W barze Playmate sprzedawane są tylko koktajle, a tempo pracy jest bardzo szybkie. Tam także walczyłam. W półrocznej ocenie kierownictwo poinformowało mnie, że tylko osobowość utrzymuje mnie na tej posadzie. Wzięłam to sobie do serca. Zajęło mi dwa lata, zanim poproszono mnie, abym została trenerką w klubie w LA. Trenowałam 10 dziewczyn. Pod ochroną Playboya dorastałam od 23. roku życia. Odchodząc, czułam, że zostawiam rodzinę. Minęło ponad 40 lat, a część mnie wciąż jest Króliczkiem.
Kiedy zostałam króliczkiem Playboya, zwracano się
do mnie zbyt zuchwale. Z jednej strony rozumiałam to,
bo w końcu byłam Króliczkiem Playboya, ale z drugiej
strony czułam na sobie piętno. Króliczkiem mogła
zostać kobieta o wyjątkowej urodzie, a tak naprawdę
była to kelnerka, która pracowała na bardzo wysokich
obcasach w klubie Playboya. Tytuł “Playmate”
dostawała dziewczyna, która została wybrana do
comiesięcznej rozkładówki magazynu “Playboy”.
ŻG: Co wpłynęło na twoją decyzję o zmianie kierunku rozwoju?
J.N.: Pracowałam dla Playboya i mieszkałam w Hollywood w latach 60. i 70. Korzystałam w pełni z życia: seks, narkotyki i rock&roll. Po latach zabawy wiedziałam, że nie mogę tak dalej żyć i że nie będę pracować dla Playboya do końca życia. Playboy zachęcał Króliczki, aby przygotowały się do życia po, wspierał finansowo dziewczyny, które chciały się uczyć. Przyjęłam ich ofertę i wróciłam do szkoły. Zaczęłam studia na kierunku projektowania wnętrz. Dyplom uzyskałam po trzech latach zamiast czterech, bo studiowałam przez okrągły rok. Po ukończeniu studiów dostałam pracę w firmie projektowej, która wymagała ode mnie przeprowadzki do Las Vegas w Nevadzie. Nie przyjęłam jej. Nie chciałam ryzykować tamtejszego stylu życia.
ŻG: Kiedy rozpoczęłaś swoją przygodę z jogą?
J.N.: Miałam 31 lat, kiedy pierwszy raz wzięłam udział w zajęciach jogi. Byłam Króliczkiem już od ośmiu lat. Mieszkałam w Santa Monica w Kalifornii. Pewnego dnia jechałam do Klubu Playboya
i zauważyłam reklamę “Harriman’s Yoga”. Często patrzyłam na tę reklamę w drodze do i z pracy.
W ostatnim semestrze w college’u musiałam wyprowadzić się z mojego mieszkania. Jednak z koleżanek-Króliczków z pracy zaproponowała mi dzielenie mieszkania. Poszłam je obejrzeć i ku mojemu zaskoczeniu lokum mieściło się naprzeciwko studia jogi.
Wtedy poszłam na zajęcia jogi po raz pierwszy. Nie powiem, że była to niezapomniana sesja, ale wracałam tam raz po raz.
Jednak to nie wtedy dowiedziałam się o jodze. Pierwszy raz usłyszałam o niej w 1968 roku, gdy zaczęłam pracować dla Playboya. Poznałam pewnego mężczyznę, on zaprosił mnie na lunch. Opowiedział mi o ćwiczeniach jogi i zaprosił do swojego domu. Kiedy tam dotarłam, siedział na swoim ręczniku do jogi ze skrzyżowanymi nogami. Usiadłam i obserwowałam go. Zapytał, czy cokolwiek wiem o jodze. Kiedy ćwiczył, rozglądałam się po jego pięknym domu stojącym na zboczu wzgórza z panoramicznym widokiem na Beverly Hills. Zapytał mnie wtedy, czy chcę spróbować jogi, ale odmówiłam. Wydawał mi się dziwny z tą swoją jogą. Nie pamiętam, czy zjedliśmy lunch tamtego dnia, ale nie spotkaliśmy się ponownie.
W ostatnim semestrze w college’u musiałam wyprowadzić się z mojego mieszkania. Jedna z koleżanek-Króliczków z pracy zaproponowała mi dzielenie mieszkania. Poszłam je obejrzeć i ku mojemu zaskoczeniu lokum mieściło się naprzeciwko studia jogi. Wtedy poszłam na zajęcia jogi po raz pierwszy. Nie powiem, że była to niezapomniana sesja, ale wracałam tam raz po raz.
Wreszcie zapragnęłam zostać instruktorką jogi. Nauczycielką mojego instruktora była Indra Devi, która pojechała z naszą grupą do Sai Yoga Academy w Tecate w Meksyku w 1977 r. Po trzech tygodniach otrzymałam pierwsze świadectwo instruktora jogi. Moimi pierwszymi uczennicami były króliczki Playboya. To one zachęciły mnie do podążania tą drogą.
W 1978 r. pojechałam do Pensylwanii na siedmiodniowy, intensywny kurs instruktorów jogi. Otrzymałam świadectwo Kripalu Yoga i poznałam mojego przyszłego męża. W 1979 r. pobraliśmy się
i przeprowadziliśmy się do Napa Valley – 72 mile od Instytutu Jogi Iyengar w San Francisco. W 1982 r. byłam na pierwszych zajęciach jogi Iyengar. Nie powiem, że to była miłość od pierwszych zajęć, ale wiedziałam, że chcę się więcej dowiedzieć o jodze Iyengar. W 1986 r. pojechałam do Pune
w Indiach na intensywny kurs, gdzie spotkałam po raz pierwszy Bellura Iyengara i Geetę Iyengar. Byłam w Pune jeszcze 25 razy. W ciągu tych lat zdobyłam certy kat na poziomie średnio zaawansowanym z jogi Iyengar.
ŻG: Czy widzisz ewidentne korzyści z uprawiania jogi? Oprócz pięknej skóry?
J.N.: Jest takie powiedzenie: “mądry Polak po szkodzie”. Patrząc wstecz na 45 lat nauki jogi, mogę powiedzieć, że uprawiać jogę asana to jak odkładać na emeryturę.
Miałam 31 lat, kiedy po raz pierwszy uczestniczyłam w zajęciach jogi. Nie zaczęłam uprawiać jogi
z jakiejś szczególnej przyczyny. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy chodziłabym na zajęcia jogi, gdyby nie były tak blisko mojego miejsca zamieszkania. Kiedy spróbowałam jogi asana, odkryłam, że mam zesztywniałe mięśnie, ale nigdy nie przyszło mi to do głowy, ponieważ byłam szczupła i zgrabna. Przez te wszystkie lata uprawiania jogi walczyłam z zesztywnieniem mięśni. Niektóre pozycje zaczynają mi wychodzić, ale jest milion, których nigdy nie dam rady zrobić. Przez te wszystkie lata i etapy życia, przez które przeszłam, jedyną stałą rzeczą była joga i asany. Często zadawałam sobie pytanie, dlaczego to robię. Czasem jedyną rzeczą, która się liczyła, była joga, a czasem traciłam zainteresowanie całkowicie. Jednak wciąż ćwiczyłam, uczyłam siebie i innych.
Trzy razy joga mnie ocaliła: kiedy zaczęłam uprawiać jogę, kiedy miałam mięśniaki macicy i kiedy cierpiałam na fibromialgię.
Przez pięć lat nosiłam 3 funty (1,36 kilograma – przyp. red.) mięśniaków macicy. Nie chciałam przechodzić operacji, żeby się ich pozbyć – wolałam uprawiać jogę i stosować restrykcyjną dietę, aby się zmniejszyły. Niestety tak się nie stało. Bellur Iyengar pracował ze mną, ale one rosły. Nawet ćwiczenia asan nie odniosły skutku. W końcu podjęłam się operacji. Joga pomogła mi przejść przez to wszystko i dojść do siebie po operacji.
Pewnego dnia obudziłam się z bólem całego ciała. To była fibromialgia, choroba niełatwa do zdiagnozowania, ponieważ nie daje widocznych objawów, a jej przyczyna jest nieznana. Objawy są podobne do artretyzmu, ale fibromialgia atakuje tkanki miękkie, nie stawy. Charakteryzuje się bólem mięśniowo-szkieletowym, któremu towarzyszą zmęczenie, senność, kłopoty z pamięcią i wahaniem nastroju. Mój mąż pytał, gdzie mnie boli. Odpowiadałam: kiedy ubrania dotykają skóry, kiedy siedzę czy leżę. Bolały włosy na głowie, każdy ruch, całe ciało. Regularne ćwiczenie asan nie pomagało. Asana regeneracyjna na mnie nie działała, psychologicznie była za trudna. Ćwiczyłam asany, koncentrując się na płynnych ruchach, ale nie próbowałam końcowych pozycji. Główną kwestią dla mnie było utrzymanie ruchu. Musiałam sobie przypominać, że będzie bolało bez względu na wszystko i że jeśli nie będę się ruszać, to zacznę siedzieć, jeść i tyć.
Więc walczyłam ze sobą, ćwicząc asany przez ponad rok. Pewnego dnia obudziłam się bez bólu.
Mój wiek rozwojowy nie pasuje do wieku biologicznego. Wiem, że wyglądam, ubieram się i ruszam inaczej niż osoby w wieku 70+. Wielu pyta mnie, czy to dzięki jodze. Odpowiedź brzmi: tak i nie. Jestem mieszanką genów, stylu życia i ćwiczeń asan. Wiem, jaka byłaby ekspresja moich genów, gdybym nie uprawiała jogi. Byłam bardzo szczupła. dopóki nie skończyłam 46 lat, potem zaczęłam przybierać na wadze. Ze 120 funtów (ok. 54,5 kg) utyłam do 200 funtów (90,7 kg). Uprawiałam jogę, mając sztywne ciało i nadwagę. Nienawidziłam mojej nadwagi, ale to dało mi zrozumienie i wrażliwość, której moje szczupłe ciało nie mogło mi dać.
Teraz, gdy moje ciało się postarzało, czuję i widzę szanse, jakie ze sobą niosą różne bóle, “trzaski”, “skrzypienie”. Wiem, że byłoby dużo gorzej, gdybym nie uprawiała jogi. W wieku 75 lat moje ciało jest silne i sprężyste jak nigdy dotąd. Oczywiście straciłam pewne cechy młodości, ale joga dała mi mądrość i grację. Nie zaczęłam uprawiać jogi ze względu na stan zdrowia. Zaczęłam uprawiać jogę, bo mieszkałam blisko i było mi wygodnie. Jest takie stare powiedzenie: “Bóg porusza się w tajemniczy sposób, aby czynić swoje cuda”. Joga była mi dana, miała stać się moim życiem. Zaczęłam ćwiczyć jogę w 1975 r. i wciąż to robię.
ŻG: Powtórz proszę: kiedy się urodziłaś? Musimy podać Twój wiek jeszcze raz, bo nikt nam nie uwierzy! Nie masz ani jednej zmarszczki!
J.N.: Urodziłam się w miasteczku Pascagoula w stanie Mississippi 11 sierpnia 1944 r. Mam skończone 75 lat.
Dla mnie anatomia i joga są jak dwie krople wody. Kiedy ćwiczę często, czuję się jak w środku eksperymentu. Mój umysł jest skierowany
do wewnątrz, widzę i czuję asanę na czysto mechanicznym, anatomicznym poziomie wzajemnego oddziaływania mięśniowo-szkieletowego. Uczę tego, co doświadczam. Znalezienie sposobów
na przetłumaczenie mojej praktyki studentom pogłębia moje rozumienie. Czasami trudno mi przekazać, co czuję, zwłaszcza, gdy trzeba to przetłumaczyć.
ŻG: Obecnie uczysz jogi na całym świecie i wyjaśniasz, jak reaguje każdy mięsień ludzkiego ciała. Dlaczego robisz to tak szczegółowo?
J.N.: Określam siebie jako nauczycielkę asan, która przedstawia anatomiczne fakty. Asana jest trzecią częścią jogi Ashtanga. Asana służy do całkowitego oczyszczenia ciała, gdzie ruchy
i pozycje odgrywają ważną rolę. Tak, istnieją “duchowe” elementy asany, ale dla mnie ważne jest, aby zrozumieć aspekt mechaniczny. Inne aspekty mogą być poznawane w procesie poznawania asan.
Przed asanami była ewolucja. Ciało, mięśnie i stawy ewoluowały, aby poruszać się w określony sposób. Dla mnie ważne jest, aby respektować ruchy, ustawiając ciało w różnych asanach. Uważam,
że ważne jest, aby wszyscy nauczyciele mieli praktyczną wiedzę na temat podstawowej anatomii. Zrozumienie naciągania mięśni, czy ruchów stawów pozwala nauczycielowi udzielać bardziej precyzyjnych instrukcji podczas zajęć, a także w trakcie ćwiczeń.
Dla mnie anatomia i joga są jak dwie krople wody. Kiedy ćwiczę często, czuję się jak w środku eksperymentu. Mój umysł jest skierowany do wewnątrz, widzę i czuję asanę na czysto mechanicznym, anatomicznym poziomie wzajemnego oddziaływania mięśniowo-szkieletowego. Uczę tego, co doświadczam. Znalezienie sposobów na przetłumaczenie mojej praktyki studentom pogłębia moje rozumienie. Czasami trudno mi przekazać, co czuję, zwłaszcza, gdy trzeba to przetłumaczyć.
W klasach są studenci o różnych poziomach elastyczności, różnych kształtach i rozmiarach. Czasem kształt ciała wprowadza nauczyciela w błąd. Bez zrozumienia zasad działania mięśni nauczyciel podaje nieprecyzyjne instrukcje. Posiadanie elementarnej wiedzy anatomicznej o tym, jak poruszają się stawy i naciągają mięśnie, w konfiguracjach asan może zapobiec obrażeniom lub może pomóc
w wyzdrowieniu.
Pragnę podkreślić: jestem nauczycielką asan, która zbiera fakty anatomiczne. Nie jestem ani anatomem, ani joginką. Joginka to mistrzyni jogi oraz oficjalne określenie na duchową nauczycielkę. Jestem osobą wizualną. Czytam książki o anatomii i studiuję zdjęcia. Łączę informacje i obrazy, a potem przekładam je na moje nauczanie i praktykę. W ten sposób żyję jogą.
ŻG: Kto jest Twoim guru w jodze? Kogo podziwiasz i naśladujesz?
J.N.: Mam czterech guru: Indrę Devi, Judith Hanson Lasater, Geetę Iyengar i Gwen Carroll.
Indra Devi była moją pierwszą nauczycielką jogi, otrzymałam od niej swój pierwszy certyfikat
w 1977 r. Pamiętam to bardzo dobrze, ponieważ Indra miała wtedy 77 lat. Jej zwinność zrobiła na mnie duże wrażenie. Była drobną, siwowłosą kobietą, zwykle zawiniętą w piękne sari. Pojechałam do Tecate w Meksyku na trzytygodniowy kurs dla nauczycieli jogi, który prowadziła. Miejsce odosobnienia było na pustyni, z jedną dużą siedzibą i kilkoma mniejszymi.
Indra Devi mieszkała na pierwszym piętrze, sala do jogi była w piwnicy. To było duże pomieszczenie z wysokimi oknami po jednej stronie i sceną. Piwnica była zawsze chłodna i słabo oświetlona, znajdowały się w niej jeszcze inne pomieszczenia. W jednym z nich, do którego można było wejść tylko z jogi, wisiała fotografia Shi Baby i przed nią palił się nieustannie płomień. Zdjęcie przedstawiało vibuti (vibuti oznacza święty popiół – przyp. red.). Vibuti został zebrany i umieszczony w małej misce przed płomieniem, aby każdy mógł je zebrać.
Indra Devi wchodziła do klasy niczym płynący kwiat. Podobała mi się jej lekkość ruchów, jak sunęła boso po schodach, wchodząc i wychodząc z sali. Kiedy tak sunęła, myślałam o tym, że chcę być taka, jak ona w wieku 77 lat. Wówczas miałam 33 lata.
Pięć lat później w 1982 r. poznałam Judith Hanson Lasater – była moją pierwszą nauczycielką jogi Iengar. Miałam 38 lat, kiedy zaczęłam się uczyć z Judith i kontynuowałam naukę z nią przez kolejnych pięć lat. Była osobą, która rozpaliła we mnie ogień. Z nią rozpoczęłam swoje poszukiwania anatomicznej strony jogi.
Spotkałam Geetę Iyengar, kiedy miałam 42 lata. Pojechałam do Pune w Indiach na intensywne szkolenie w 1986 r. Przed jej śmiercią byłam tam jeszcze 25 razy. Geeta błogosławiła mnie osobistymi rozmowami, widziałam, jak poświęcała swoje życie jodze i guru, którym był jej ojciec. Geeta nie miała łatwego życia. Była najstarszym z pięciorga rodzeństwa. Rozpoczęła przygodę z jogą z powodów zdrowotnych. Jej matka wcześnie zmarła i Geeta, jak nakazywała tradycja, przejęła obowiązki wychowania rodzeństwa.
Żyła, łącząc obowiązki tradycyjnej hinduskiej kobiety, członkini Ramamani Iyengar Memorial Yoga Institute (RIMYI) i swoje osobiste potrzeby. Poświęciła się całkowicie rodzinie, guru i nauczaniu. Za każdym razem, kiedy przyjeżdżałam do Pune, obserwowałam nowicjuszy. W ich oczach widziałam podekscytowanie i wielkie oczekiwanie. Ilekroć pierwszy raz widzieli Geetę, ekscytacja odpływała z ich twarzy. Geeta to widziała, ale się nie zniechęcała. Kontynuowała nauczanie i trenowała, kiedy mogła. Nie ukrywała się, wiedząc, że szeptano za jej plecami, zadawano dziwne pytania i wyrażano zaszokowanie. Kiedyś powiedziała mi: “to jest moja dharma”. Dharma oznacza zachowania zgodne z porządkiem, zasadami, prawdą, obowiązkami, prawami, postępowaniem, cnotami i “właściwym sposobem życia”. Gwen Caroll jest moją najstarszą siostrą i najlepszą przyjaciółką.
ŻG: Dzięki wskazówkom, które dajesz, kobiety uczą się od ciebie, jak radzić sobie z mięśniami Kegla.
J.N.: Tu muszę wnieść poprawkę. Mięśnie tworzące dno miednicy nie są mięśniami Kegla. Termin “kegel” pochodzi od nazwiska lekarza Arnolda Henrego Kegla, amerykańskiego ginekologa, który urodził się w 1894 r., a zmarł w 1976 r. Doktor zaobserwował, że na kobietach, które po porodach nie trzymały moczu, przeprowadzono zbyt wiele operacji. Przeczuwał, że mięśnie można wyćwiczyć. Wynalazł perineometer, przyrząd do pomiaru siły skurczów dna miednicy, a następnie ćwiczenia Kegla. Ćwiczenia Kegla polegały na ściskaniu mięśni dna miednicy jako niechirurgiczne leczenie “rozluźnienia narządów płciowych”. Ten protokół dra Kegla stał się znany jako ćwiczenia Kegla.
Istnieją dwie warstwy mięśni, które zamykają ujście miednicy (łącznie nazywane są mięśniami dna miednicy): to grupa mięśni krocza i dźwigacz odbytu. Mięśnie krocza są znane jako przepona moczowo-płciowa, a dźwigacz odbytu jest określany jako prawdziwa przepona miednicza. Warto zauważyć, że większość włókien mięśnia dźwigacza odbytu jest kojarzona z odbytem.
Ćwicząc mięśnie dna miednicy, niezależnie od tego, czy nazywa się to ćwiczeniami Kegla, czy moją metodą “The felt sense Method”, mówimy o tej samej grupie mięśni. Różnica polega na podejściu. Mięśnie dna miednicy stają się słabe z różnych przyczyn. Co dr Kegel i ja próbujemy zrobić, to pokazać kobietom, jak odzyskać świadomą kontrolę nad tymi mięśniami.
Metoda Felt Sense obejmuje cztery kroki. Najpierw kobieta jest sprawdzana pod kątem stanu zdrowia i ducha. Gdy w grę wchodzi wstyd i osobiście narzucona izolacja, kobieta musi zostać wysłuchana i wiedzieć, że nie jest sama. Następnie przychodzi wiedza o tym, jak działają mięśnie dna miednicy. W trzecim kroku kobieta zostaje wprowadzona do wyrównania miednicy w pozycji siedzącej i stojącej. Kiedy miednica, tułów i głowa są wyrównane, mięśnie dna miednicy są ustawione w najbardziej optymalnej pozycji do skurczu. Jak wspomniałam wcześniej, ciało ewoluowało, a mięśnie i stawy rozwinęły się, aby pełnić określoną funkcję. Mięśnie dna miednicy rozwinęły się, aby wspierać nacisk w dół z treści brzusznej.
Poród bardzo nadwyręża te drobne mięśnie. Muszą się więc rozluźnić, aby umożliwić przejście dziecka. Po porodzie te mięśnie nigdy nie wracają do wcześniejszego napięcia. Ciśnienie może również osłabić zwieracz moczu. Zwieracz to mięsień pierścieniowy otaczający otwór, który kurczy się, zamykając przewód. Nietrzymanie moczu pojawia się wtedy, gdy osoba utraciła zdolność umyślnego skurczu zwieracza.
Felt Sense Method różni się więc od ćwiczeń Kegla tym, że osoba trenująca uczy się, jak nawiązać ponowny kontakt ze zwieraczem. Mięśnie dna miednicy są podobne do pozostałych mięśni naszego ciała. Działają więc lepiej, kiedy są utrzymywane w napięciu.
Jaki Nett
posiada certyfikat Sr. Level 1 Iyengar,
dyplom sztuk teatralnych,
licencjat z projektowania wnętrz
i tytuł magistra psychologii.
Wykładała psychologię w college’u przez pięć lat.
Zanim została nauczycielką jogi, mieszkała w Hollywood i pracowała w przemyśle rozrywkowym.
Jej styl nauczania jest fuzją jogi Ieygar, anatomii i piękna designu zawartych w asanach.
fot. 7 Senses Photo >>