„(Bez)sens odkwaszania” – pod takim oto prowokacyjnym tytułem ukazał się artykuł w Twoim Stylu Numer 6 (287), czerwiec 2014. Przeczytałam go dwukrotnie i pozwolę sobie go skomentować. Nie wiem bowiem, co mógł mieć na celu, ponieważ odnajduję w nim zaprzeczenia.
Z jednej strony, w treściach wskazuje się na bezsens odkwaszania organizmu, z drugiej jednak na zdrowe odżywianie, którego podstawą są produkty zasadowe:
„Większości z nas wystarczy zbilansowany jadłospis z dużą ilością warzyw i owoców. Mięso powinno być tylko dodatkiem do diety, a nie, jak to często bywa, jej głównym składnikiem.” ……….. „Dlaczego to takie ważne? Bo jeśli człowiek będzie unikał warzyw i owoców, a jadł głównie mięso i produkty zbożowe, wtedy z pewnością nadmiernie obciąży nerki. A to przecież kluczowe narządy, które dbają o równowagę kwasowo-zasadową w organizmie…”.
Ale przecież duża ilość warzyw, to właśnie żywienie, które jest alkaliczne, odkwaszające. Alkaliczność pokarmów jest dobrym wskaźnikiem, ponieważ sprawdzając zawartość pierwiastków mających działanie alkaliczne (jak na przykład potas, wapń, magnez, sód) łatwo zweryfikować w jaki sposób (alkalizujący, czy też zakwaszający) będzie na nas ta żywność oddziaływała.
W artykule pojawiają się także zapisy:
„Jedzenie w minimalnym stopniu wpływa na regulację pH w organizmie. A już na pewno nie ma związku ze zmianą odczynu krwi”…. „Jedyne na co jesteśmy w stanie wpłynąć za pomocą diety, to kwaśność moczu.”
Ależ oczywiście, bo gdyby zakwaszający posiłek trafiał bezpośrednio do naszej krwi, nie przeżylibyśmy nawet minuty. Organizm jest wyposażony w mechanizmy regulujące, radząc sobie z produktami przemiany materii poprzez pracę nerek i płuc. Jednak, większość żywności spożywanej przez nas, ma charakter zakwaszający, a ciało musi działać tak, aby utrzymywać pH krwi w równowadze. Gdy nasze odżywianie jest notorycznie zakwaszające, praca organów nie jest wystarczająca i pobierane są minerały alkalizujące z zapasów tkankowych, a potem wreszcie z tkanek. Dlaczego? By krew trzymała odpowiedni poziom pH. Ale co wtedy dzieje się z tkankami? Wyobraźmy sobie, że dostarczamy w pożywieniu mało minerałów alkalizujących i te niedobory regulowane są ciągłym pobieraniem ich z wnętrza organizmu. Logicznym jest, że powstają niedobory, a one oznaczają brak czegoś. A czy cokolwiek może dobrze funkcjonować przy braku? Brak jakiegoś elementu w urządzeniu powoduje, że albo działa ono wadliwie albo przestaje działać zupełnie. Podobnie jest z naszym ciałem.
W innym miejscu czytamy:
„Dieta alkaliczna w chwytliwy sposób promuje oczywistości: warzywa i owoce są zdrowe, a nadmiar mięsa zwiększa ryzyko chorób cywilizacyjnych…”
Dlaczego w chwytliwy? Alkaliczność to prosty wskaźnik dla żywności. Również w pokarmach innych aniżeli warzywa, mamy do czynienia z pokarmami mniej lub bardziej alkalicznymi, bądź zakwaszającymi. Mamy oczywisty miernik, zawarty w ilości minerałów alkalizujących, który pozwala nam zweryfikować, które produkty są najlepsze.
Kolejne zdanie:
„Pozytywne efekty odkwaszania, o których przekonują jego zwolennicy, czyli obniżenie ciśnienia, cholesterolu, poziomu glukozy, poprawa nastroju, niższa waga – wynikają między innymi z większej ilości witamin i minerałów w diecie oraz z ograniczenia produktów ubogich w wartości odżywcze, jak fast foody, słodycze…..”
Ale przecież wprost, te duże ilości minerałów i witamin pochodzą z żywności, która ma właściwości alkalizujące. Możemy nie mówić żywność alkaliczna, ale dłużej, opisowo, np. „żywność bogata w minerały, takie jak magnez, potas, wapń itp.” Po co jednak sobie utrudniać życie. To tak, jak byśmy zamiast powiedzieć „mieszkamy w Polsce” mówili, mieszkamy w kraju, położonym w Europie Środkowej, zwanym Polską”. Masło maślane i spór o nazywanie czegoś, zamiast skupienia na pozytywach i prostym przekazie.
Z jednej więc strony, artykuł całkowicie podważa zasadność odżywiania alkalicznego, z drugiej raz po raz podaje proste przykłady dobrego odżywiania, z których wszystkie dotyczą żywności alkalizującej.
Nie wspieram diety czysto alkalicznej, bo dla zachowania równowagi i dostarczenia organizmowi wszystkiego, czego on potrzebuje do optymalnego funkcjonowania, potrzebujemy produktów i kwasotwórczych i zasadotwórczych. Każda jednostronna dieta jest niedobra i będzie powodowała braki, niedobory, złe funkcjonowanie organizmu, które w efekcie wpłynie na zdrowie. Kluczem jednak jest stosunek produktów z każdej kategorii: 70-75% tych o właściwościach alkalizujących, a 25-30%, tych zakwaszających.
Odkwaszenie jak najbardziej ma sens, ale nie jako jednorazowy akt raz w roku, po którym wracamy całkowicie do niezdrowych nawyków żywieniowych, w których dominuje żywność przetworzona i białko zwierzęce, ale jako dobry początek zmiany tych nawyków. Tak się składa, że podczas programów, które odkwaszają, detoksykują szybko zaczynamy się lepiej czuć. Mało tego, często organizm się reguluje i tracimy ochotę na niektóre niezdrowe rzeczy, które dotychczas były naszą codziennością (np. słodycze). Zaczynamy lepiej sypiać. To nam daje energię i motywację do zrobienia kroku dalej. Więc jest to coś absolutnie dobrego, coś co pozwala nam lepiej słyszeć potrzeby swojego ciała. Odpowiedź jest tylko jedna – TO ZNAKOMICIE. I róbmy takie programy.
Krytukujące zdanie:
„Jednak wiele z nas lubi zrobić dla zdrowia coś 'specjalnego’. – Stąd niedawna popularność diet typu detoks, a teraz w modzie jest tajemniczo brzmiące 'odkwaszanie’….”
Ależ tak, bo zrobienie czegoś specjalnego daje też SPECJALNE EFEKTY, które bardzo nas mobilizują aby zrobić coś więcej. Więc ja widzę to jako zaletę, nie wadę. Od wielu lat, kiedy jeszcze detoksy nie były promowane, robiłam je czasami (głodówki pełne lub warzywne). Efekt? Wzrastające dobre samopoczucie, pozbycie się wielu dolegliwości, uzyskanie odporności, energia, witalność i wiele więcej. Mogę więc tylko całą sobą wesprzeć właśnie te SPECJALNE akcje. Ja będę robiła je zawsze, robią je od jakiegoś czasu moi rodzice, część moich znajomych. Znam osoby, które robią takie akcje po chorobach. Nie wspominając już o tym, że jest wiele ośrodków prowadzących takie programy w celach leczniczych. I wierzcie mi – efekty TAKŻE SĄ BARDZO SPECJALNE i często spektakularne.
Nie wiem czemu istnieje potrzeba krytykowania czegoś dobrego. Nawet gdyby była to moda, ale jest to moda służąca utrzymywaniu dobrego zdrowia i samopoczucia. Wszystko jedno czy nazwiemy coś odżywianiem alkalicznym, postem warzywno-owocowym, dietą odkwaszającą, dietą Montignaca (opartą o indeksy glikemiczne) itp. Skoro jest to dobre, daje ludziom jakieś ramy i konkretne wskazówki czego się trzymać, które do nich przemawiają i pozwalają na dokonanie dobrych zmian, w kierunku dobrych nawyków, to trzeba je wspierać, a nie krytykować. Osobiście popieram każdą dobrą dietę, jakkolwiek by jej nie nazwać, choć sama unikam słowa dieta.
I wspaniale też, że mamy propozycje dobrych, różnie nazwanych diet. Przynajmniej więcej osób skorzysta, bo jesteśmy różni i różne rzeczy do nas przemawiają.
Artykuł, który sprowokował mnie do napisania tego długiego komentarza, moim zdaniem zamiast wsparcia, wnosi tylko spór o nazwy i udowadnianie swoich racji. Jakby to było najważniejsze.
Ciekawa jestem, jaki jest Wasz jego odbiór. Artykuł znalazłam też w wersji elektronicznej TUTAJ: http://www.styl.pl/zdrowie/diety/news-bez-sens-odkwaszania,nId,1424758
Beata Sokołowska – autorka bloga alkalicznystylzycia.blogspot.com. Jak sama o sobie pisze: ma kilka pasji, a jedną z nich jest zdrowy (psychicznie, fizycznie i duchowo) styl życia. Przez lata zbierała wiele doświadczeń, którymi chce się podzielić, z nadzieją, że kogoś to zainspiruje. Jednym z jej marzeń, jest napisanie książki – „Życie zaczyna się po 40tce”.