A teraz trochę historii: kiedyś ubranka dla dzieci prało się w mydle, potem w Cypisku, a teraz…jest w czym wybierać. Udało nam się przeprowadzić ekskluzywny wywiad z Peterem Jorgensenem, dystrybutorem marki hipoalergicznych proszków do prania dla dzieci JELP. Nie tylko proszek ma już swoją historię na rynku duńskim i polskim, równie ciekawe są dzieje samej firmy Brodr. Jorgensen. Czy Peter Jorgensen nauczył się czegoś od Polaków?
Hipoalergiczni: W listopadzie 2013 roku firma Brodr. Jorgensen A/S obchodziła uroczyste 100-lecie. Jakie są 3 recepty na sukces wg Petera Jorgensena?
Peter Jorgensen: Po pierwsze, wierność rodzinnej tradycji:-) Patrzymy na biznes długofalowo, nie nastawiamy się na krótkoterminowe zyski, staramy się rozwijać to, co budowali nasi ojcowie i dziadkowie, dokładać coś od siebie. Nie konkurujemy ze sobą, a sprawdzonych doradców nie musimy szukać daleko – to nasza rodzina.
Po drugie, trwałe relacje z naszymi klientami. Tworzymy silne, biznesowe związki oparte na wzajemnym poszanowaniu. Z drugiej strony klienci i współpracownicy mogą liczyć na to, że szefowie w Brodr Jorgensen nie będą zmieniać się zbyt często tak, jak w innych firmach. A to z pewnością pomaga budować trwałe kontakty.
I po trzecie, swoboda w podejmowaniu – często – trudnych, biznesowych decyzji. Zaczynaliśmy od sprzedaży instrumentów muzycznych, a obecnie nasza specjalizacja to rynek chemii gospodarczej oraz kosmetyki. Nie przetrwalibyśmy, gdybyśmy w pewnym momencie nie odważyli się zaryzykować zmiany modelu biznesu o 180 stopni. Co więcej, odpowiedzialność za tę rewolucję ciążyła na mnie, wtedy zaledwie trzydziestolatku. Czy ktoś powierzyłby stery dużej firmy tak młodej osobie? Nieszczególnie. No chyba, że jest to Twój własny ojciec 🙂
H: Czy można stwierdzić, że po tylu latach firmy założyciel był wizjonerem? Od czego zaczynał?
PJ: Firma Brodr Jorgensen oficjalnie została założona w 1913 roku, mamy więc za sobą już ponad 100 lat na rynku. Dziś zajmujemy się głównie dystrybucją marek kosmetycznych, jak znane Wam zapewne GOSH czy Lumene oraz hipoalergicznych detergentów JELP, przeznaczonych dla niemowląt, małych dzieci oraz alergików. Historia Brodr Jorgensen, założonego przez mojego dziadka Petera i jego brata Jacoba, zaczęła się jednak od sprzedaży instrumentów. Oprócz małego sklepu w duńskim Sonderburgu mieliśmy również warsztat, gdzie oferowano naprawę i strojenie instrumentów. Nasz mały sklepik szybko przekształcił się w prężną kompanię, która nie tylko sprzedawała własny produkt – duńskie, nowoczesne pianina, ale zaczęła dystrybuować różnego rodzaju instrumenty sprowadzane z całego świata. Biznes nabierał tempa, a Brodr Jorgensen, już w kolejnym pokoleniu, był obecny nie tylko na rynkach skandynawskich, ale również w krajach Europy Zachodniej.
Sytuacja na rynku instrumentów zaczęła zmieniać się dramatycznie w latach 70., gdy klasyka zaczęła być wypierana przez instrumenty elektroniczne. Musieliśmy zareagować, a ta rola przypadła najmłodszemu członkowi rodziny, czyli mnie 🙂 Zaproponowałem dość rewolucyjne zmiany – rozpoczęcie sprzedaży i dystrybucji produktów z branży FMCG, a konkretnie chemii gospodarczej, kosmetyków. Muszę przyznać, że był to idealny moment do zmian, gdyż za chwilę otworzyły się rynki w Europie Wschodniej, która szybko stała się dla nas ważnym regionem. A szczególnie Polska, z którą utrzymujemy dziś niezwykle bliskie biznesowe relacje.
H: Skąd czerpie Pan pomysły na biznes?
PJ: Jesteśmy obecni na kilku rynkach, w takich krajach, jak: Polska, Łotwa, Estonia, Ukraina, Litwa, Kazachstan, Rumunia, Bułgaria, Węgry. Sporo czasu spędzam więc w podróży, zależy nam na tym by być blisko lokalnych rynków, rozmawiać z naszymi partnerami i poznawać specyfikę klientów danego kraju. Być może, w przeciwieństwie do międzynarodowych koncernów, które z lubością prowadzą dziś politykę centralizacji zarządzając z daleka lokalnymi rynkami, mamy nieco staroświeckie podejście. Ale dzięki temu możemy dostarczać takie produkty, jakich wymagają klienci – a ci są różni, w zależności czy mieszkają w Danii, Polsce, na Litwie czy na Węgrzech. Przykładowo, specjalnie na polski rynek, zamówiliśmy 10 nowych kolorów szminek marki Gosh. W przypadku dużych, międzynarodowych koncernów taki krok byłby praktycznie niemożliwy. A my mamy swobodę, by dostosować się do specyfiki lokalnych rynków, bo i z nich czerpiemy pomysły na dalszy rozwój biznesu.
H: Czy jest Pan w stanie opowiedzieć swoją pierwszą wizytę w Polsce? Kiedy to było?
PJ: Po raz pierwszy przyjechałem do Polski pod koniec lat 80. w poszukiwaniu nowych rynków dystrybucji naszych produktów. W tym czasie poznałem Darka Aleksandrowicza, który pomógł mi uruchomić dystrybucję hipoalergicznych proszków JELP. A do tego potrzebne były kontakty, głównie z hurtownikami, znajomość Waszej sieci sprzedaży. Przełom lat 80 i 90 w Polsce zafundował gospodarce kosmiczne wręcz przyspieszenie – każdy otwierał swój biznes, zagraniczne marki, wcześniej nieobecne, szturmowały Wasz rynek. Do dziś pamiętam, jak sprzedawaliśmy pierwsze, wyprodukowane dla klientów w Polsce, proszki JELP. Nie wszystkie napisy na opakowaniu były przetłumaczone na język polski, a mimo to produkt rozchodził się jak świeże bułeczki. Dlaczego? Po pierwsze nie było konkurencji, zresztą nie było jej i przez kilka następnych lat. Po drugie, w tym czasie na rynku w zasadzie nie było produktów hipoalergicznych, gdy więc się takowe pojawiały, dla konsumentów to był przełom. Zastanawiałem się również, czy równie dobrze JELP sprzedawałby się, gdyby zaczęto wytwarzać go w Polsce, pod polską marką. W tych czasach raczej nie. To, co było zagraniczne, na początku lat 90. schodziło na pniu.
H: Dlaczego każdy członek pokolenia Pana rodziny zajmował się inną branżą? Co spowodowało, że wybrał Pan markę JELP?
PJ: JELP był jedną z kilku znaczących i poważanych marek, które postanowiliśmy włączyć do naszego biznesowego portfolio w latach 80. Kto wie, gdyby handel pianinami nadal rozwijał się tak dobrze, jak wcześniej, być może podstawą naszego biznesu wciąż byłyby instrumenty? A tak, obecnie rozwijamy się w zupełnie innej branży – rodzina Jorgensenów od zawsze dobrze radziła sobie w handlu, mieliśmy do tego smykałkę. I chyba nadal ją mamy, skoro potrafiliśmy tak łatwo dostosować się do nowych realiów, zmieniając definitywnie obszar naszych biznesowych zainteresowań. Myślę, że gdyby Brodr Jorgensen nie był firmą rodzinną, podjęcie takiej decyzji przyszłoby znacznie trudniej. Sporo ryzykowaliśmy próbując swoich sił w branży FMCG, w tym czasie dla nas nowej, jednak mieliśmy do wyboru albo kryzys, albo rozwój.
H: Czy od Polaków można się czegoś nauczyć w biznesie?
PJ: O tak, wielu rzeczy 🙂 Współpracuję z Polakami już od ponad 25 lat, w zasadzie nie ma miesiąca, żeby nie było mnie w Polsce. Przede wszystkim cenię w Was przedsiębiorczość, sztukę radzenia sobie w trudnych sytuacjach. Szczególnie wtedy, gdy piętrzą się problemy, staracie się szukać wszelkich możliwych opcji ich zażegnania i co najważniejsze, przeważnie takie znajdujecie. Nie boicie się ciężkiej pracy, zresztą nawet statystyki europejskie czy nawet i ogólnoświatowe plasują Polaków w czołówce najbardziej zapracowanych narodów.
H: Proszę zdradzić, co firma BJ ma wspólnego z certyfikatem od króla?
PJ: Duński dwór królewski przyznaje wyróżnienie firmom, które oddają specjalne zasługi dla rozwoju naszego biznesu, ale przede wszystkim promują duńskie marki czy produkty poza granicami kraju. Firma może posługiwać się wtedy tytułem „By Appointment to The Royal Danish Court”, co oznacza, że jest Ambasadorem Królestwa Danii. W Brodr. Jorgensen ten zaszczytny tytuł odbierał mój ojciec, pod koniec lat 60. Było to dla nas ogromne wydarzenie, tym bardziej, że certyfikat jest przyznawany wyłącznie z inicjatywy dworu królewskiego, tylko nielicznym. Oprócz nas tytuł zyskały także m.in. Carlsberg, JYSK czy Lego.
Peter Jorgensen, CEO Brodr. Jorgensen A/S, przedstawiciel kolejnej generacji rodzinnego przedsiębiorstwa. Od wielu lat biznesowo związany z Polską, po 1989 roku osobiście czuwał nad rozszerzeniem dystrybucji produktów firmy na rynki Europy Środkowo-Wschodniej.
Brodr Jorgensen, duńska firma ze 100-letnią tradycją, posiadająca oddziały w Skandynawii oraz w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, jak Polska, Litwa, Łotwa, Ukraina czy Bułgaria. Dystrybutor marek kosmetycznych, jak GOSH, Lumene, Ace of Face oraz hipoalergicznych detergentów JELP. W Polsce firma uruchomiła również prężnie rozwijającą się sieć drogerii Kosmeteria.
I chwała mu za tą zmianę, bo proszki są lubiane, ja uzywam, kolezanki, w zasadzie dla dziecka to tylko jelp, a jak nie, to tylko jakieś chyba naturalne sposoby babuni.