Druga młodość po 70-tce
Co trzeba zrobić, aby ciało nas nie zawiodło, nie zachorowało, nie wpędziło nas w bezruch lub w ciężką chorobę? Pytamy naszego eksperta medycznego – dr n. med. Danutę Myłek – specjalistę alergologii i dermatologii, jak zachować taką sprężystość i zdrowie. Żadna wymówka tutaj się nie sprawdzi w stylu „takiej to łatwo”, gdyż jest to osoba ekstremalnie zapracowana, podróżująca bez przerwy i doglądająca osobiście swój pieczołowicie zaprojektowany ogród. Jak więc cofnąć wskazówki zegara i cofnąć dekadę lub dwie?
TEKST: Danuta Myłek
ROZMAWIAŁA: Żaneta Geltz
Żaneta Geltz: Ciało powie nam prawdę o tym, jak o siebie dbamy. Czasami efekty widać z pewnym opóźnieniem. Można powiedzieć, że jesteśmy chodzącą wizytówką własnych działań lub braku pomysłu na dbałość o siebie. Śledzę Pani wielokierunkową działalność edukacyjną, ale kiedy patrzę na Panią, to myślę, że PESEL kłamie. Co powinniśmy robić, żeby tak wyglądać i funkcjonować?
Dr Danuta Myłek: Koniecznie muszę wyliczyć moje codzienne obowiązki. Prowadzę dwie przychodnie alergologiczne i pracuję w nich jako specjalista alergolog od rana do wieczora z przerwą jedynie na obiad. Załatwiam wszystkie sprawy związane z funkcjonowaniem domu i ogrodu. Osobiście uprawiam wszystkie rabatki, czyli ponad 2 ha. Uczestniczę oczywiście w licznych sympozjach, kongresach i konferencjach oraz odwiedzam dzieci i wnuczki, które mieszkają 250 km od mojego miejsca zamieszkania.
ŻG: A czy Pani ma czas na odpoczynek?
DM: Oczywiście! Spotykam się ze znajomymi na przyjęciach ogrodowych, które organizuję z różnych okazji, np. święta kwitnących lilii, kwitnących rododendronów, kwitnących azalii, spadających liści, pieczonego ziemniaka czy Mistrzostw Jazdy Na Łyżwach o Puchar Solenizantów (na naszym jeziorze w lutym). Ponadto tańczę. Przez wiele lat byłam członkinią zespołu tańca towarzyskiego Revolta w Stalowej Woli. Przez kilka lat tańczyłam też tango argentyńskie – od niedawna nie mam partnera i tęsknię za tym szczególnym ruchem, który uważam za jakieś niesamowite misterium. Lubię też jeździć na rowerze, spacerować po lesie, który rozciąga się kilometrami za płotem naszego ogrodu. I słucham rozmów drzew, podziwiam je, dotykam, przytulam. Poza tym odwiedzam piękne miejsca w Polsce i na świecie.
ŻG: Kiedy Pani to wszystko robi?
DM: Jestem osobą bardzo dobrze zorganizowaną. Proszę zauważyć, że w mojej „odpoczynkowej” wyliczance nie ma telewizora, filmów na komputerze czy telefonie. W ten sposób nie dotyka mnie niszczące działanie szkodliwych pól elektromagnetycznych, które te urządzenia generują, nie mówiąc już o treściach różnych wiadomości i filmów. Moja doba ma przysłowiowe 50 godzin. Po prostu nie marnuję czasu. Wykonuję kilka rzeczy jednocześnie.
ŻG: O której więc chodzi Pani spać?
DM: Każdy człowiek ma swój zegar biologiczny – co 3 godziny stajemy się trochę senni, spowolnieni. Ja dobrze znam te godziny i poddaję się sygnałom mojego organizmu. Nie zawsze jest to możliwe, ale staram się iść spać przed godz. 22. Jest to bardzo ważne, gdyż regeneracja mózgu i reszty organizmu odbywa się w godz. 22 a 24. Jeśli w tym czasie nie śpimy, to regeneracja naszych sił witalnych, głównie mózgu, jest ograniczona. Wstaję o godz. 5 lub 5.30. Dzień mam więc długi. Aby mieć dobry sen, nie jem późno kolacji. Staram się sięgać po ostatni posiłek przed godz. 19, ale czasem to niemożliwe, więc najpóźniej jem o godz. 20.
ŻG: W książce medyczno-kucharskiej „Od lekarza do kucharza” pisze Pani o zależnościach pomiędzy tym co jemy, sposobem przyrządzenia i łączenia produktów pokarmowych, a skutkami zdrowotnymi bądź chorobowymi. W swoich publikacjach twierdzi Pani, że najlepsze są ekologiczne warzywa, owoce, jaja i mięsa. A skąd Pani bierze te ekologiczne warzywa?
DM: Uprawiam! Mam cztery ary warzywnika i osiem arów sadziku. Ponadto małą winnicę i liczne krzewy borówki amerykańskiej, kamczackiej, malin i aronii rozrzucone po całym ogrodzie.
DM: I wiedzy ogrodniczej do zdobycia. W ogrodzie praca jest przez cały rok. Tylko 2-3 miesiące w zimie nie ma tam co robić. Mój ogród to dalszy ciąg mojego domu, piękny, ciągle zmieniający się „salon”, do którego chętnie wchodzę. W czasie ciężkiej pracy latem, gdy jest ciepło, robię sobie przerwy dla ochłonięcia i wyprostowania kości. Pływam, spaceruję boso po mojej pięknej, kwitnącej malwami błotnymi plaży, odpoczywam w meksykańskim hamaku, wpatruję się w korony brzóz w moim lasku brzozowym nad jeziorem, spaceruję między pięknymi kwiatami. Piękno skutecznie relaksuje, a relaks regeneruje, czyli odmładza.
ŻG: Co można znaleźć w Pani ogrodzie?
DM: Zaczynam siewy zimowe wewnątrz domu do doniczek (chili, pomidory, fenkuł, czyli koper włoski, bazylię), a po okresie zimnych ogrodników wysadzam na grządki. Najwcześniejsze siewy wczesnowiosenne są już w marcu – to zielony groszek. Przykrywam je agrowłókniną, dzięki czemu szybko wschodzą i nie marzną. Wczesny siew nie pozwala na zjedzenie groszku przez gąsienicę. W ciągu roku mam trzy siewy i trzy zbiory. Wystarczy na nasze potrzeby codzienne i do zamrożenia na zimę. Praktycznie mam swój groszek na cały rok. W kwietniu lub maju – zależnie od pogody – wysiewam rzodkiewkę, kilka rodzajów sałat, pietruszkę korzeniową, pietruszkę naciową, kolendrę, kilka odmian marchewki, buraki, boćwinę, rukolę siewną, szpinak, fasolkę szparagową niską i tyczną, kalarepkę, jarmuż bordowy i zielony, dynie i cukinie, wysadzam pomidory. W tym czasie bywają dni chłodne, dlatego muszę pracować w sweterku, stosownym nakryciu głowy i odpowiednim obuwiu.
Na stałe mam odmiany bylinowe szczypiorku, czosnku niedźwiedziego, rukolę bylinową, melisę, oregano, tymianek, rozmaryn, szałwię, miętę. Zawsze coś zielonego się znajdzie. Od wczesnej wiosny rośnie rukola, pietruszka naciowa i jarmuż. Zimą odgarniam śnieg i zrywam liście na koktajl warzywno-jabłkowy z awokado. Awokado oczywiście nie rośnie w moim ogrodzie, jest to jednak szczególny, cudowny, tłusty owoc, który jadam regularnie – żywi i odmładza!
W moim ogrodzie nie używam herbicydów ani pestycydów. Pielę ręcznie – w ramach sportu, a kiedy brakuje mi czasu, zapraszam do wspólnej pracy sąsiadów bliższych i dalszych z mojej wsi.
Dłonie chronię rękawicami. A warzywa chroniąc przed szkodnikami – opryskuję wyciągiem z wrotyczu, pokrzywy, czosnku i zielonej herbaty, nawożę nim też warzywa. Używam kompostu, który sama produkuję, niczego nie wyrzucam. To „złoto ogrodu” krąży z warzywnika na kompost i z powrotem. Czasem korzystam z obornika. Ale w mojej wsi jest zaledwie jedno gospodarstwo, które ma krowy. Jaja kupuję od znanych mi ludzi, których kury są wolne i szczęśliwe, nie znają paszy. Orzechy także kupuję od rolników. Miody mam z dobrze znanych mi źródeł. Mąkę samopszę i płaskurkę kupuję od rolnika, który uprawia te pradawne odmiany pszenicy. Ich gluten nie obciąża naszego układu trawiennego tak, jak dzisiejsza pszenica. Kaszę gryczaną kupuję od rolników, którzy nie pryskają pola gryki. Owoce również mam swoje. Słyszałam od sadowników, że w przemysłowych sadach muszą opryskiwać odmiany istniejących drzewek owocowych kilkadziesiąt razy w sezonie, aby jabłka, gruszki, śliwki, czereśnie, morele i brzoskwinie w ogóle „chciały” urosnąć i dobrze wyglądać. Na szczęście są dostępne sadzonki starych odmian drzewek owocowych, które mam w swoim sadzie – z arboretum w Bolestraszycach. Zachęcam wszystkich, by odwiedzić to miejsce.
ŻG: Czy własny ogród mógłby być dobrym rozwiązaniem przeciwko alergii czy siatce leków?
DM: Co swoje, to swoje – ręcznie pielone bez nawozów, uprawiane naturalnie. A jeśli jeszcze sami przygotujemy przetwory na zimę, to nie będziemy zmuszeni do produkcji przemysłowej, która ze zdrową, naturalną żywnością nie ma nic wspólnego.
Osobom, które podobnie jak ja, pasjonują się naturą, zdrową ziemią, wodą i powietrzem, uprawiającym własny skrawek ziemi – nie grożą takie choroby, jak: alergie, nowotwory, cukrzyca, autoagresja, infekcje, czy otyłość. Jest to kwestią wyboru, czy poświęcimy czas na uprawę warzyw i owoców oraz ich przetworzenie, na naukę o ziemi i jedzeniu (okupioną własną pracą i „uziemieniem” – co jest pozytywne, bo ruszamy się na świeżym powietrzu), czy będziemy spożywać jedzenie śmieciowe, a potem kupować siatkę leków co miesiąc.
ŻG: Nie wszystko ma Pani w swoim ogrodzie.
DM: To prawda, nie wszystko. Pozostałe produkty staram się kupować ze znanych mi źródeł, w tym gospodarstw ekologicznych. Na Lubelszczyźnie jest farma pani Marty Gładuń, gdzie warzywa są naprawdę ekologiczne, nasiona nie są modyfikowane genetycznie, gleba nie jest zanieczyszczona, a wszystko robi się ręcznie. Środki przeciw szkodnikom? Tylko roślinne kompozycje. Z takich nasion wyrastają rośliny zdolne do pobrania wszystkich składników z ziemi. To źródło naszej biowitalności, czyli energii życiowej. Polecam każdemu, kto tylko ma skraweczek ziemi, niech coś uprawia. Nawet na balkonie czy niewielkim tarasie, nawet na parapecie można uprawiać zioła, zieleninę. Ta „zielona krew” to słońce zaklęte w roślinie poprzez chlorofil, czysta energia. A do tego błonnik, witaminy – jednym słowem zdrowie! Musimy pamiętać, że jesteśmy cząstką Matki Ziemi, mikrocząstką kosmosu, a więc grzebiąc w ziemi, doglądając zielone rośliny – jednoczymy się z całością. Stajemy się dzięki temu szczęśliwi.
dr n. med. Danuta Myłek
Jest znanym specjalistą w zakresie alergologii i dermatologii w Stalowej Woli. Jest pionierem w alergologii na Podkarpaciu, którą organizuje i doskonali od 30 lat. Przez 10 lat pełniła funkcję Konsultanta ds. Alergologii Województwa Podkarpackiego, jest dyrektorem Przychodni Alergologicznej „ALERGIA” w Stalowej Woli i właścicielem Centrum Alergii „PROGRES” w Stalowej Woli. Ponad 30 lat temu zaczęła popularyzować podstawową wiedzę o profilaktyce alergii na terenie miasta, początkowo wśród lekarzy i położnych, a potem wśród społeczeństwa miasta, okolic, województwa i kraju. Jest jedynym polskim członkiem naukowym prestiżowej alergologicznej organizacji naukowej: American College of Asthma, Allergy and Clinical Immunology oraz członkiem European Academy of Allergy and Clinical Immunology, Polskiego Towarzystwa Alergologicznego, Polskiego Towarzystwa Dermatologicznego, Polskiego Towarzystwa Lekarskiego – Sekcji Medycyny Psychosomatycznej. W 2005 r. została kobietą Roku Podkarpacia w dziedzinie „Medycyna i Nauka”. Autorka książki „Od lekarza do kucharza”. www.danutamylek.pl danuta_mylek@wp.pl tel. 015 842 09 27
podziwiam to mało powiedziane , może organizuje pani kurs ,,jak nie marnować czasu?? mnie by sie przydał ,podziwiam pani aktywność nie tylko zawodowa ale ogrodową i pasje z jaka pani mówi , mało kto tak potrafi w dzisiejszych czasach ..ukłon w pani stronę szalenie dobry przykład dla innych pełen pozytywnych emocji i ciepła…