Z jednej strony kochamy psy i koty, ale jeśli chodzi o zwierzęta hodowane na ubój… – lepiej nie wiedzieć, co je spotyka. Niezależnie od tego, czy jesteś weganinem, czy też w Twojej diecie jest mięso, warto wiedzieć, jaki wpływ ma hodowla zwierząt na ich dobrostan, ale też na ludzi, którzy przy hodowli pracują i na środowisko. Chociaż nie są to przyjemne dla nas informacje, to warto przyjąć je jako sygnał, że warto jednak coś zmienić. Może nie od razu eliminować, ale chociaż ograniczać. O los zwierząt hodowlanych i ludzi pracujących w ubojniach zapytaliśmy autorkę książki “W kieracie ubojni”, Ilonę Rabizo.
Anna Zalewska: Jajka od szczęśliwych kur, wolno pasące się bydło…Czy w dzisiejszych realiach nie jest to tylko pobożne życzenie? Jak wygląda polski przemysł hodowlany?
Ilona Rabizo: Wieś się zmienia. W ciągu ostatnich lat mamy do czynienia z olbrzymią koncentracją hodowli. Kury czy świnie hoduje się na fermach przemysłowych liczących kilka tysięcy, a nawet milion i więcej zwierząt. Proszę sobie wyobrazić wieś, w której żyje 70 osób i tuż przy ich domach ma powstać ferma na ponad 7 milionów kurczaków w skali roku. Ta inwestycja zupełnie zmienia charakter wsi, uniemożliwia życie w niej. Będą cierpieć ludzie i oczywiście zwierzęta. Przy masowej hodowli nie można zapewnić zwierzętom dobrostanu. Polska konkuruje na globalnym rynku o najtańsze mięso. Już dziś eksportujemy ponad połowę hodowanych u nas kurczaków. Żeby mięso mogło być tanie, przemysł przerzuca koszty na środowisko, na ludzi i na zwierzęta. Kurczaki upycha się na małej przestrzeni, systematycznie skraca czas ich życia, aby móc w skali roku hodować ich coraz więcej. Kurczak hodowany na mięso ubijany jest już po 6 tygodniach i ma wagę dorosłej kury, a przecież to pisklak.
Niedawno zleciliśmy badania opinii publicznej na reprezentatywnej próbie Polek i Polaków, aby dowiedzieć się, co ludzie myślą o fermach przemysłowych i okazało się, że jedynie 3,3% respondentów uważa, że na fermie może być hodowanych 1500 świń i więcej. Podobnie jest z drobiem – tylko 2,3% osób jest zdania, że na fermie może być hodowanych 50 tys. kurczaków i więcej. Niestety realia są takie, że rolnictwo przekształca się w przemysł i mniejsze fermy praktycznie przestają istnieć.
A.Z.: Może te wszystkie procedury, które są nieprzyjazne dla zwierząt, uzasadnione są konkurencją. Jeśli rolnik, hodowca, nie zastosuje np. mechanizacji, masowej hodowli, to zwyczajnie nie zarobi. Jak to rozpatrywać z punktu widzenia rolnictwa jako źródła dochodu?
I.R.: Zdecydowanie ma Pani rację. Mięso jest niewyobrażalnie tanie. I aby móc utrzymać się na rynku, aby móc konkurować w byciu liderem taniego mięsa, hodowcy tną koszty i przerzucają je na zewnątrz. Pytanie czy Polska chce być liderem w produkcji taniego mięsa i ponosić koszty ukryte jego funkcjonowania? Zdecydowanie uważam, że nie powinniśmy iść w tym kierunku. W globalnym wyścigu nie mamy szans. Szeroko dyskutuje się o dobrostanie zwierząt, a sklepy rezygnują ze sprzedaży jajek z chowu klatkowego.
W całej Polsce wybuchają protesty na wsiach przeciwko fermom przemysłowym. Co się stanie, jak zmienimy prawo środowiskowe tak, aby bardziej chroniło mieszkańców i środowisko, a nie inwestora? Wcześniej czy później to się stanie. Mieszkańcy i szerzej społeczeństwo domagają się ustawy odległościowej, która określi minimalne odległości budowy ferm od siedzib ludzkich, a także ustawy odorowej, od lat torpedowanej przez lobby przemysłowe.
Co się stanie, jak dalej sukcesywnie będziemy polepszać dobrostan zwierząt na fermach, zrezygnujemy z klatek, zwiększymy powierzchnię zwierząt na fermie, damy im dostęp do światła, do wybiegu, ograniczymy ich cierpienie, przestaniemy unieruchamiać lochy w kojcach porodowych, co jest po prostu okrutne? Mięso będzie kosztować tyle ile powinno, będzie droższe, eksport się zmniejszy.
Jest to nieunikniony scenariusz, ponieważ jako społeczeństwo cały czas dążymy do zmian na lepsze, do ochrony naszego zdrowia i środowiska, a także coraz bardziej troszczymy się o zwierzęta. Dlatego nie możemy ślepo iść w kierunku dalszego zwiększania liczby ferm przemysłowych. Powinniśmy znaleźć alternatywy dla hodowli przemysłowej. Określić nową, bardziej rozwojową wizję rolnictwa, zgodną z duchem naszych czasów.
Dlaczego nie możemy być potentatem w hodowli roślin wysokobiałkowych jak groch czy łubin, na które istnieje zapotrzebowanie? Na świecie dzieją się zmiany w produkcji żywności. Potężne pieniądze inwestuje się w firmy zajmujące się produkcją pełnowartościowych, roślinnych produktów, które mogłyby zastąpić mięso. Największe międzynarodowe organizacje, takie jak ONZ mówią o konieczności ograniczenia spożycia mięsa. Polska ma szansę być częścią tych zmian, jeżeli nasi politycy dostrzegą, że hodowla przemysłowa nie ma przyszłości.
A.Z.: Jakie zagrożenia dla zwierząt wiążą się z przemysłem mięsnym i czy jest jakakolwiek inna droga niż weganizm?
I.R.: Przemysł mięsny totalnie uprzedmiotawia zwierzęta – są one tylko produktem, który można dowolnie modyfikować. Jeżeli kury się dziobią, to przycina się ich dzioby, a nie zwiększa powierzchnię, tworzy wybiegi, zmniejsza stado na fermie. Jeżeli norki się zagryzają w klatkach, bo jako dzikie, samotnicze zwierzęta doświadczają ogromnego stresu na fermach futrzarskich, obcina im się zęby, zamiast zmniejszyć ich liczbę, umożliwić zażywanie kąpieli wodnych czy kopanie nor – czyli rzeczy, które są potrzebami gatunkowymi norek. Ingeruje się w ciała zwierząt, żeby stworzyć doskonały produkt końcowy – piękne futro czy wielką pierś z kurczaka.
Zwierzę nie jest postrzegane jako integralna jednostka, tylko jako zbiór pewnych części pożądanych przez rynek. A przecież kury, świnie, krowy to cudowne, mądre zwierzęta, ze swoimi potrzebami gatunkowymi, ale też indywidualnymi. Na to nie ma miejsca w hodowli przemysłowej, ponieważ liczy się zysk, a straty w postaci określonego procenta padłych zwierząt są wliczone w koszty. Nikt nie będzie się przejmował kurczakiem, który nie może się unieść pod ciężarem własnego ciała.
We wspomnianych przeze mnie badaniach zadaliśmy również pytanie dotyczące tego, czy zwierzęta na fermach cierpią – ponad 70% osób uważa, że tak. Nikt z nas nie chce krzywdzić zwierząt. Jednocześnie żyjemy w czasach, w których spożywanie mięsa jest nadal powszechne. Na pewno ogromne znaczenie ma ograniczenie konsumpcji mięsa. Można zacząć od zastąpienia jednego posiłku w tygodniu wersją roślinną. Codzienne jedzenie mięsa jest dość nowym nawykiem. A obecnie dostępnych jest mnóstwo roślinnych alternatyw praktycznie w każdym sklepie.
Jestem przekonana, że ludzkość odejdzie od jedzenia zwierząt, bo ta koncepcja się nie broni na żadnej płaszczyźnie. Myślę, że krokiem milowym będzie moment, w którym czyste mięso i roślinne pełnowartościowe produkty staną się konkurencyjne cenowo dla mięsa pochodzącego ze zwierząt z ferm przemysłowych.
A.Z.: Jak rozmawiać z ludźmi o etyce hodowli, aby nie czuli się atakowani, a jednocześnie żeby ich zainspirować przynajmniej do ograniczenia mięsa w diecie.
I.R.: Przede wszystkim nie oceniać. Sama jadłam mięso przed większość swojego życia. Tak mnie nauczono, nie wiedziałam, że można inaczej. Znam mnóstwo wspaniałych, wrażliwych osób, które jedzą mięso, są na etapie ograniczania i modyfikowania swojej diety, ale dalej je spożywają. Ograniczenie i odchodzenie od jedzenia mięsa jest procesem. Jeżeli już z kimś rozmawiasz, to znaczy, że ta osoba jest zainteresowana tematem, a nie jest Twoim przeciwnikiem. To przemysł mięsny niszczy życie innych ludzi, bogaci się ich kosztem, a także kosztem zwierząt i środowiska. To przemysł eksternalizuje koszty, a do dyspozycji ma prawo, które mu na to pozwala.
Problemem jest także to, że dalej dieta wegańska jest trudniejsza niż mięsna. Oczywiście jest zdecydowanie łatwiej niż parę lat temu. Mamy roślinne mleko, sery, jogurty dostępne niemal w każdym markecie. Ten trend będzie się na pewno rozwijał, a liczba produktów dostępnych w sklepach zwiększać i tanieć.
Rok temu zaadoptowałam cudownego pieska – Lilkę. Chodząc z nią na dwór zauważyłam jak wiele osób ma psy i się nimi opiekuje, zapewniając codzienne spacery, karmienie, zabawę, aby pies był szczęśliwy. Uderzyła mnie wtedy myśl, jak ogromna część naszego społeczeństwa nie jest obojętna wobec cierpienia zwierząt i przejmuje się ich losem. Myślę, że to jest dobry punkt wyjścia do rozmowy o sytuacji zwierząt zamkniętych na fermach przemysłowych. Nie znam osoby, która chciałaby, aby świnia na fermie cierpiała. Przecież nikt o zdrowych zmysłach tego nie chce.
A.Z.: Pani książka “W kieracie ubojni” pokazuje jednak, że produkcja mięsa stwarza też trudne środowisko dla pracowników ubojni. Jak wygląda ubojnia z perspektywy pracownika?
I.R.: Praca w ubojni jest bardzo ciężka, w trudnych warunkach i do tego nisko płatna. Rozmawiałam z więźniami z podpoznańskiego zakładu karnego, którzy byli zatrudnieni w ramach resocjalizacji w pobliskiej ubojni drobiu. Oni akurat byli zadowoleni, że pracują, bo wszystko jest lepsze niż zamknięcie w celi, ale jednocześnie podkreślali, że to najcięższa praca w ich życiu, że pracują często w odchodach, ponieważ ptaki, które przyjeżdżają w klatkach są całe w odchodach. Byli jedynymi mężczyznami na zakładzie – główną siłę stanowiły kobiety z okolicznych wsi, a także Ukrainki. Wspominali, że młode dziewczyny w pierwszych dniach wymiotowały ze względu na środowisko pracy.
O moim zakładzie mówiono, że to kołchoz, pracownicy radzili mi, żebym stamtąd jak najszybciej uciekała. Ta praca niszczy zdrowie. Drugiego dnia kazano mi wykonywać dość prostą czynność, zawijania reklamówki z podrobami i wrzucenia jej na taśmę. Po kilku godzinach morderczego tempa, podczas którego nie byłam w stanie wytrzeć nosa ani spojrzeć na zegarek, nie mogłam ruszyć palcem. Do końca pobytu na zakładzie nie mogłam go zginać. A przecież mogłoby się wydawać, że zadanie nie było trudne. Ból to jest coś, co towarzyszy pracownikom zawsze. W pracy, w domu – nie ma znaczenia, gdzie jesteś.
Z perspektywy pracowniczej ubojnia to miejsce wyzysku, w którym eksploatuje się człowieka. Współpracowniczki uważały, że mają gorzej niż zwierzęta, bo o ich dobrostanie się dyskutuje, a o sytuacji pracowników w ogóle. Rozumiem tę perspektywę. Po 14 godzinach na nocce wracałam połamana do domu, ledwo szłam, bolało mnie całe ciało. Inne pracownice mówiły, że do tego bólu się nie da przyzwyczaić, że on im zawsze towarzyszy. Osoby z Ukrainy pracowały jeszcze dużej 16, 18, a nawet 20 godzin. Cały czas w morderczym tempie, które nie ustawało nawet pod koniec zmiany – od dyscyplinowania były kamery rozmieszczone po całym zakładzie oraz kierownicy, którzy krzyczeli, żeby stale przyspieszać.
A.Z.: Czy doświadczenie w pracy w ubojni skłoniło Panią do podjęcia jakiś działań lub zmiany? Zastanawiam się, jak osoba z dużą empatią, bo tak Panią odbieram, zniosła cały proces produkcji mięsa.
I.R.: Na pewno praca w ubojni była ważnym i bardzo trudnym doświadczeniem w moim życiu. Potrzebowałam sporo czasu zanim w ogóle dopuściłam do siebie myśl, że dam radę pracować przy masowym uboju zwierząt. Ostatecznie trafiłam na część rozbiorową, gdzie trafiały już wypatroszone tuszki, więc nie miałam kontaktu z żywymi zwierzętami, nie musiałam im podcinać gardeł każdego dnia. Pamiętam jak pewnego dnia kazano mi skórować piersi. Czynność ta wymagała precyzyjnych i wolniejszych ruchów i pomyślałam, że mogę to robić do końca pobytu, bo nikt nie będzie nade mną stał i krzyczał, bo mogę to robić w normalnym tempie. I w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że w ogóle nie myślę o zwierzętach, tylko o przetrwaniu dnia pracy. Pracując w ubojni nie masz czasu ani siły, żeby empatyzować ze zwierzętami. System każe, żeby wszystko robić szybko. Jak zwierzę nie chce iść na ubój, to się je bije, jak stawia opór, to wkłada się pałkę w oko.
Za granicą ukazało się sporo badań dotyczących oddziaływania pracy w ubojni na zatrudnionych, Polska dalej jest białą plamą, mimo że jesteśmy liderem produkcji drobiarskiej i co roku zabija się u nas miliard sto milionów kurczaków.
Przemysł ten jest ogromny. Jednocześnie generuje szereg konfliktów. Pracując w ubojni zdałam sobie sprawę, że protesty na wsiach, walka o prawa pracownicze i prawa zwierząt są ze sobą połączone. Ubojnia, w której pracowałam cały czas zwiększała zamówienia. W związku z tym okoliczne fermy także się powiększały, co wywoływało lokalny konflikt i sprzeciw mieszkańców, a także zwiększało liczbę cierpiących zwierząt. Ruch ekologiczny, animalistyczny i pracowniczy mogą i powinny wspierać się w swojej walce.
A.Z.: Dla kogo powstała książka “W kieracie ubojni”? Jaki efekt chciała Pani osiągnąć?
I.R.: Ta książka powstała na pewno dla aktywistów, aby wywołać dyskusję wewnątrz ruchu animalistycznego i pracowniczego oraz wskazać kolejny obszar ukrytych kosztów przerzucanych przez przemysł. Chciałam także, aby przyczyniła się ona do dyskusji nad warunkami pracy w polskich ubojniach, nad sytuacją zarówno Polaków, jak i imigrantów z Ukrainy czy Mołdawii oraz by wskazała, że istnieje ogromna potrzeba prowadzenia dalszych badań w temacie warunków pracy w ubojniach w Polsce, tak by docelowo móc wzmocnić pracowników i ułatwić im działania zmierzające do poprawy warunków pracy.
O autorce:
Ilona Rabizo
socjolożka i aktywistka Otwartych Klatek, autorka książki „W kieracie ubojni. Zwierzęta i ludzie w przemyśle mięsnym”, w której opisuje swoje doświadczenia z pracy w ubojni.
fot. pexels.com
Dopisek redakcji:
Jak donosi The Guardian w swoim artykule z 14 lutego 2020 pt. „EU spending tens of millions of euros a year to promote meat eating” Unia Europejska wydaje rocznie ekwiwalent €200m (£166 mln) dotacji w celu promocji „produktów rolnych”, z czego niemal jedna trzecia, bo €60 mln jest przeznaczana na promocję mięsa. W ciągu ostatnich 3 lat przeprowadzono 21 kampanii marketingowych, również w Wielkiej Brytanii – według danych holenderskiej organizacji zajmującej się dobrostanem zwierząt Wakker Dier, w imieniu której wypowiada się badacz Sjoerd van de Wouw. Mówi on, że polityka finansowania jest już przestarzała i nie da się jej już obronić oraz „rozumiemy, że należy rozważać również interesy producentów, ale nie można ignorować interesu konsumentów oraz kwestii klimatu”.
Kampania Stowarzyszenia Przetwórców Drobiu i Handlu Drobiem, która zostanie przeprowadzona w sześciu państwach członkowskich kosztem podatników w UE w wysokości €4,4 mln, ma na celu w następnych dwóch latach „zaprzeczyć mitom i fałszywym wiadomościom” na temat chowu i uboju kurczaków na mięso.
Druga kampania dotycząca wieprzowiny otrzymała dotację w wysokości 2,5 miliona euro na inicjatywę skierowaną do Duńczyków i Szwedów. „Wieprzowina nie jest już naturalną częścią diety młodych Skandynawów”, mówi strona internetowa komisji. „Zwykle jedzą mniej mięsa i unikają wieprzowiny. Celem jest zwiększenie popytu konsumpcyjnego, a tym samym powstrzymanie wszelkich oczekiwanych spadków, które w przeciwnym wypadku nastąpią. ”
[link do źródła: „EU spending tens of millions of euros a year to promote meat eating” ]
Polecane linki:
- Kampania „Koniec epoki klatkowej”
- Otwarte Klatki „Raport o stanie hodowli brojlerów w Polsce”
- Otwarte Klatki „Raport: Ryby hodowlane w Polsce”
- Bieg Wegański „Idea Biegu Wegańskiego”
- Magazyn Vege „Kadry z życia zwierząt”
- LiveKindly.co „Going Vegan could reduce co2 emissions up to 9,6 billion tons”
- Veganism Impact „Report”
- Film „Cowspiracy” – Kip Andersen, Keegan Kuhn
- Film „Ziemianie” – Joaquin Phoenix
Jako 15 letni człowiek zostałem wysłany na wycieczkę do rzeźni ponieważ byłem w szkole kucharskiej ,pamiętam do dziś uśmiech pana który patrzył na grupę przerażonych 15 -latków i podrzynał krowie gardło ,krew tryskała wszędzie , dalej było tylko gorzej…. odechciało mi się szkoły