Alergia zaczyna się nie tylko na talerzu, czasami może nas zaskoczyć w łazience lub podczas domowych porządków. Poznajcie historię Moniki Laskowskiej, która po wielu miesiącach cierpień i poszukiwań, sama wpadła na właściwy trop, by doprowadzić się do stanu równowagi.
Moja historia z alergią na dłoniach zaczęła się bardzo niespodziewanie w maju 2014 roku. Nigdy dotąd nie byłam na nic uczulona, nic mi nie dolegało i uważałam się za okaz zdrowia. Niestety w pewnym momencie zauważyłam, że coś niedobrego dzieje się z moimi dłońmi. Skóra była bardzo sucha, tworzyła się warstwa jakby zrogowaciałej skóry, a po pewnym czasie na zgięciach palców i między nimi skóra pękała tworząc rany. Uczucie straszne i widok także był nieciekawy.
Śledztwo
Zaczęłam dochodzenie. Co może być przyczyną – alergia na pożywienie, tworzywa, jakaś choroba, a może jeszcze coś innego? Najpierw zaczęłam szukać pomocy w osiedlowych drogeriach. Tłuste i odżywcze kremy drogich firm, nakładanie ich oraz rękawiczek na noc, zabiegi parafinowe. Nic nie pomagało, a wręcz przeciwnie – stan dłoni pogorszył się. Oprócz suchych placków i pękającej skóry, doszło pieczenie oraz świąd nie do opanowania. Skóra po drogeryjnych kremach pokrywała się warstewką małych pęcherzyków z ropą. Palce puchły i musiałam zrezygnować z noszenia obrączki. Doszło do tego, że w nocy podczas snu drapałam dłonie prawie do krwi. I wciąż nie wiedziałam, co jest źródłem tego stanu.
Próby leczenia
Rozpoczęłam leczenie u dermatologa, który stwierdził, że może to być alergia kontaktowa na metal lub coś z pożywienia i że powinnam w domu bardzo oszczędzać dłonie, nie zmywać, nie prać i myć się w rękawiczkach. Zadanie bardzo trudne do wykonania, ponieważ dłonie to jedna z najbardziej potrzebnych części ciała i często nie jesteśmy w stanie pilnować się non stop, by pracować w rękawiczkach. Podjęłam się jednak tej próby, nosząc ze sobą wszędzie gumowe rękawiczki. Niestety lateks i puder, którym wyściełane są rękawiczki, działał drażniąco na skórę. Przepisane sterydy od dermatologa pomagały, ale tylko wtedy, gdy je stosowałam. Po wykończeniu tubki z maścią, skóra wracała do poprzedniego stanu bardzo szybko. Kolejny dermatolog podejrzewał atopowe zapalenie skóry, ale pokarmową, nie znał jednak konkretnej przyczyny mojego zmartwienia. Zapisał maści i zalecał obserwację. Kiedy po kolejnej wizycie u dermatologa dostałam także sterydy i apteczne kremy do stosowania, byłam pełna nadziei, ale i obaw. Niestety leki tego typu nie należą do najtańszych, a efekty w porównaniu do ceny są bardzo marne. Nowe maści sterydowe pomogły chwilowo, za to kremy apteczne do stosowania dla alergicznej skóry zaogniły problem. Po posmarowaniu chorych miejsc była w pierwszym momencie gładka i ukojona, ale po umyciu rąk była jeszcze bardziej ściągnięta i wysuszona. Pojawiały się swędzące czerwone plamy i krostki z ropą. Bardzo martwiło mnie także to, że żaden lekarz nie potrafił wskazać przyczyny choroby. Każda wizyta kończyła się jedynie przepisaniem sterydów i podejrzeniem, że może to, a może co innego jest przyczyną.
Na własną rękę
Powiedziałam DOŚĆ i zaczęłam na własną rękę leczyć dłonie. Zaczęłam od obserwacji, co ma najbardziej negatywny wpływ na dłonie. Okazało się, że mydła w płynie stosowane w domu, płyny do naczyń i żele do kąpieli, bardzo wysuszają moją skórę. W odstawkę poszły szampony, po których moje ręce niesamowicie piekły. Drogą dedukcji doszłam do wniosku, że winowajcą są kosmetyki, a najbardziej podejrzanymi okazały się środki do mycia i prania. Moja praca to kontakt z ludźmi i częste, może nawet zbyt częste, mycie dłoni tanimi mydłami (w pracy, restauracjach, hotelach). Uważam, że to wpłynęło w krótkim czasie fatalnie na stan skóry na dłoniach. Przesadna higiena rąk spowodowała suchość dłoni, pęcherzyki z ropą i pękanie skóry, której nie mogłam pozbyć się, używając nawet tłustych, odżywczych kremów do rąk.
Właściwy trop
Wnikliwe czytanie składu kosmetyków, których do tej pory używałam, naprowadziły mnie na właściwy trop. Winowajcą mojej alergii były SLS i SLES, czyli środki powierzchniowo czynne, które mają za zadanie tworzyć pianę. Są zawarte w mydłach, szamponach, żelach, płynach do naczyń i do prania. Bardzo silnie działają na skórę pozbawiając ją naturalnej warstwy ochronnej, a co za tym idzie, narażając skórę na wysuszenie i podrażnienie. Dodatkowo zauważyłam, że wszystkie kosmetyki, także apteczne kremy dla skóry z AZS działają bardzo niekorzystnie na moje dłonie, ponieważ jest w nich parafina, która tylko pozornie wpływa zmiękczająco i nawilżająco na skórę. Tak naprawę zatyka pory skórne i nie pozwala skórze swobodnie oddychać. Wiele kosmetyków aptecznych dla alergików zawiera właśnie parafinę, bo jest tania i łatwo dostępna. Jest to duży błąd, ponieważ skóra alergiczna potrzebuje naturalnych składników odżywiających skórę, a nie tanich zapychaczy. Wszystkie kosmetyki z SLS, SLES a także z parafiną i PEGami wyrzuciłam i rozpoczęłam walkę o zdrową skórę dłoni na własną rękę. W Internecie, na stronach polskich i zagranicznych i w książkach zielarskich zaczęłam czytać o składnikach, które mogą mi pomóc.
Natura rozwiązaniem
Zaczęłam szukać kosmetyków naturalnych, opartych na bazie ziół i dobrych jakościowo składnikach. Zaczęłam używać naturalnych olejów i maseł: olej migdałowy, skwalan z oliwek, masło kakaowe, masło shea i kremy z mocznikiem w stężeniu 10% pomagały mi zwalczyć suchość i stworzyć ochronną warstwę na dłoniach. Żele pod prysznic zastąpiłam roślinnym, ręcznie robionym mydłem. Szampony do mycia włosów zaczęłam kupować tylko dla niemowląt, wnikliwie czytając skład, czy aby nie ma w składzie SLS i SLES. Dodatkowo wzbogaciłam dietę w witaminę D, ponieważ wpływa ona korzystnie na stan skóry, zapobiega i zmniejsza już powstałe stany zapalne skóry. Drogą eliminacji kosmetyków ze szkodliwym składem, doprowadziłam dłonie do stanu sprzed choroby. Kosztowało mnie to dużo wysiłku. Teraz jestem bardzo ostrożna, nie kupuję przypadkowych kosmetyków, czytam bardzo wnikliwie składy kosmetyków i kupuję tylko te, które wiem, że mi pomogą. Walka o zdrowe dłonie wciąż trwa, ponieważ ciągle jestem narażona na niekorzystne składniki, ale łatwiej jest mi dbać o ręce kiedy wiem, co mogę używać, a czego unikać jak ognia.
Monika Laskowska ma 30 lat i mieszka w Gdyni. Pracuje w dużej firmie. Jej hobby to naturalna pielęgnacja, zioła, podróże. Aktualnie prowadzi bloga, gdzie poddaje ocenie kosmetyczne marki polskie i zagraniczne.