Praca albo przyjemność? Przed takim wyborem na pewno nie musi stawać Marta Kuligowska prezenterka TVN24. W swoim życiu doskonale łączy pracę zawodową, wychowywanie dwójki dzieci i pasję do biegania. W rozmowie z redakcją zdradza, jak wygląda jej dzień i co sprawia, że czuje się szczęśliwa.
Żaneta Geltz: Jesteś przykładem kobiety, która jest pracowita, kreatywna, ciągle aktywna, a na dodatek jesteś mamą bliźniąt. Jak to wszystko łączysz?
Marta Kuligowska: Jestem kobietą do zadań specjalnych i w ogóle do zadań. Uważam, że większość kobiet staje przed takimi wyzwaniami i świetnie sobie radzą. Ja lubię mieć wszystko zaplanowane i rzeczywiście moje życie zawodowe na to pozwala. Od poniedziałku do czwartku wstaję o 4:00 rano, aby o 5:00 móc być już w redakcji. Mój weekend zaczyna się w czwartek po 10:00 rano, kiedy kończę pracę. Wszyscy mi tego zazdroszczą, ale wczesne wstawanie ich nieco mierzi. Nie zawsze tak było. Musiałam sobie zapracować na to, aby mieć wolne w piątki, soboty i niedziele. Moje życie wygląda tak już od kilkunastu lat.
ŻG: Czy udało Ci się uchronić dzieci przed alergią, czy należysz do tych mam, które się z nią jednak zmagają?
MK: I tak, i nie. U Franka pojawiły się ostatnio objawy. Dzieci urodziły się bez alergii, ale nie czuję, żeby była w tym moja zasługa. Moim zdaniem to się dzieje poza nami. Ja mam wiele grzechów żywieniowych na swoim sumieniu. Po urodzeniu bliźniąt często szłam na skróty. Nie byłam przykładem takiej supermatki, która wszystko robi sama. To było 8 lat temu. Pojawił się wtedy już ten boom na ekologię, ale z dwójką dzieci na raz posiłkowałam się kaszkami i słoikami. Oczywiście, gotowałam im sama, pomagała mi też teściowa. Wszystko było w porządku, aż w zeszłym roku u Franka pojawił się katar. Początkowo nawet nie pomyślałam, że to jest alergia. Katar jednak nie mijał, aż w końcu wylądowaliśmy u pani alergolog, która powiedziała, że to uczulenie na pyłki. Dała leki. Kazała odstawić gluten. Wraz z pyleniem traw objawy ustąpiły. Nie musieliśmy robić testów, ale traktowaliśmy tę alergię bardzo serio. Przestaliśmy jeździć na działkę, Franek chodził w czapce, często obmywałam mu buzię. Było lepiej, nie musiałam też robić wielu badań, bo objawy nie były bardzo uciążliwe.
ŻG: Sama nie miałaś nigdy alergii?
MK: Mój układ immunologiczny zastrajkował przed ciążą – miałam pokrzywkę. Nie wiedziałam, co mam z nią zrobić. Najwyraźniej mój organizm mówił mi, że ma już dosyć. Moje życie zarówno zawodowe, jak i prywatne było bardzo intensywne. Radziłam się dermatologa, ale nie mogliśmy dojść, co jest powodem wysypki. Wszystko mnie uczulało: jedzenie, a nawet pościel. To trwało 8 miesięcy i nic mi nie pomagało, aż niespodziewanie zaszłam w ciążę i to mnie uzdrowiło. Nie planowaliśmy tego, ale oczywiście dzieci od samego początku były dla nas wielką radością i miłością. Ciąża wymusiła na mnie inne zachowania – długo spałam, inaczej się odżywiałam. Za to po urodzeniu dzieci miałam wielką ochotę na sushi i niestety okazało się, że mam uczulenie na surową rybę. W restauracji w ciągu pół godziny tak spuchłam, że wyglądałam jak pobita żona.
ŻG: Które miejsce na liście priorytetów zajmuje u Ciebie w życiu sport? Co robisz dla swojej kondycji?
MK: Przede mną maraton w Paryżu. Niestety nie mogłam uczestniczyć w warszawskim maratonie, bo na 3 tygodnie przed skręciłam nogę. Tak bardzo było mi go żal, że zaczęłam szukać sobie nowego celu i znalazłam 40. jubileuszowy maraton w Paryżu. Ja miesiąc wcześniej skończę 40 lat i to będzie mój prezent urodzinowy. To jeden z najpiękniejszych maratonów – biegnie się pod Łukiem Triumfalnym, obok Luwru, katedry Notre Dame. Cudowna trasa! Ten start w maratonie to dla mnie pokonywanie własnych słabości, a samo bieganie to już rodzaj uzależnienia. Specjalnie na tę okazję robiłam sobie próby wysiłkowe i kompleksowe badania. Bardzo się cieszę, bo mam wszystkie wyniki wzorcowe.
ŻG: Opowiedz nam, jak wygląda typowy dzień prezenterki wiadomości. To oznacza życie na wysokich obrotach, prawda?
MK: Wbrew pozorom ja mam bardzo poukładane życie i to wysokie tempo to trochę mit. Praca w telewizji jest bardzo intensywna, ale ja jestem o 10:00 rano już po pracy! Czy mniej intensywne jest życie kogoś, kto pracuje w biurze od 8:00 do 19:00? Myślę, że jest gorzej. A ja wychodzę o 10:00 i mam czas pobiegać lub pójść do kina. Potem robię zakupy i jadę do domu, żeby ugotować obiad. Muszę się przespać w ciągu dnia, bo wtedy jest bardzo ciężko funkcjonować. Odsypiam to wczesne wstawanie, a o 16:00 jadę po dzieci do szkoły i…jestem matką. Ponieważ już od piątku mamy weekend, bardzo lubimy wyjeżdżać z dziećmi i znajomymi. Mam bardzo usystematyzowany tydzień, dzięki czemu jestem w stanie zaplanować, co będę robiła w czwartek za pół roku. A taki mój ulubiony dzień w tygodniu to piątek, kiedy spokojnie mogę iść pobiegać – dzieci w szkole, mąż w pracy, a ja biegnę przez łąkę do Parku Potulickiej w Pruszkowie, zachwycam się pięknem otoczenia, robię zdjęcia. Dla mnie to jest super okazja, żeby też przy okazji posłuchać audiobooków.
ŻG: Co dla Ciebie oznacza „Work-Life Balance”? Znalazłaś swój sposób na równowagę w życiu?
MK: Bardzo odpoczywam, jak nie muszę rano wstawać, mimo że bardzo lubię swoją pracę. Jestem u progu czterdziestki i czuję się zdecydowanie lepiej niż 10 lat temu. Czuję się lepiej ze sobą, ze swoim ciałem, z głową. Największą radość odczuwam, gdy nie muszę się spieszyć, mogę iść pobiegać, mam czas, żeby poczytać lub zająć się sobą i gdy świeci słońce i jest świetna pogoda do biegania. Obowiązkowo potrzebuję też spotkań z ludźmi. Jako rodzina prowadzimy bardzo bujne życie towarzyskie. Bardzo to lubimy, a nasze dzieci wręcz dopytują, z kim dziś się spotkamy.
ŻG: Czy spełniona zawodowo kobieta, realizująca się jako żona i matka może pragnąć czegoś jeszcze?
MK: Mam wewnętrzny bunt przed tym, żeby wszystkiego było więcej, więcej, więcej. Bohater sztuki dla dzieci Doroty Masłowskiej był właśnie takim chłopcem, który ciągle chciał więcej. Zainspirowało mnie to, żeby jednak chcieć mniej i wolniej. Staramy się kupować dzieciom mniej i nie ulegać konsumpcjonizmowi.
Drugi mój wewnętrzny bunt dotyczy kochania samych siebie. Każdy musi do tego dojrzeć, ale zdarza się, że całe życie nie umiemy siebie pokochać, co często dotyczy starszych pokoleń. Z drugiej strony, w moim pokoleniu zauważam tendencję do nadmiernego poświęcania sobie samym uwagi. Nie wiem, gdzie jest złoty środek.
Jeśli chodzi o mnie, to zawsze się śmieję, że kocham siebie z wzajemnością. Bardzo łatwo sobie wybaczam i nigdy nie martwię się na zapas. Ważne jest, aby lubić siebie samych, ale jednocześnie dobrze jest zachować w sobie umiejętność poświęcenia się dla drugiej osoby w pozytywnym znaczeniu:
poświęcić swój czas, swoją wygodę, ale też poświęcić się, gotując obiad dla rodziny.
Marta Kuligowska, 38 lat, dziennikarka radiowa i telewizyjna. Wstaje bladym świtem.. o 4:00 i prowadzi serwisy informacyjne w TVN 24. Około południa schodzi z wizji i oddaje się pasji biegania. Mama bliźniąt, niepokorna orędowniczka tradycyjnego ogniska domowego.
fot. Michał Ozdoba; Makeup: Earthnicity Minerals Polska, Roma Szafarek