Nasza żywność jest zatruta antybiotykami, sterydami, pestycydami, metalami ciężkimi. To zdecydowanie nie służy naszemu zdrowiu. Czy Kooperatywa Dobrze rozwiązuje ten problem?
Joanna Baranowska: Nasza organizacja jest na razie przedsięwzięciem lokalnym, zrzeszamy ok. 200 osób z Warszawy, jednak nasz zasięg jest coraz większy. Prowadzimy otwarty dla każdego sklep spożywczy przy ul. Wilczej. Można więc powiedzieć, że tak – w pewien sposób rozwiązujemy ten problem, ale wciąż na skalę lokalną.
Myślę, że jesteśmy w stanie spełnić zapotrzebowanie na świeże, lokalne, niepryskane warzywa i owoce nawet kilkuset osób. Niebawem otwieramy drugi sklep, również w Warszawie, na ul. Andersa. Wierzę, że dzięki temu dotrzemy do jeszcze większej liczby warszawiaków. Może to będzie kolejny stopień naszego rozwoju? Wzorujemy się na zachodnich kooperatywach, które zrzeszają kilka tysięcy członków i mają całą sieć sklepów.
H: Niektóre włoskie regiony obowiązuje piękna zasada „0 km”, czyli za punkt honoru sklepy stawiają sobie zaopatrywanie się u najbliższych, a nie najtańszych dostawców. Czy jest na to szansa również w Polsce?
JB: Jeśli zajrzymy do książki „Zielona Toskania“ Aleksandry Seghi, rzeczywiście możemy odnieść wrażenie, że Italia to taka rajska kraina szczęśliwych rolników i lokalnych targów. Sądzę jednak, że „0 km”, a nawet „10 km” jest nierealnym założeniem, jeśli chcemy wyżywić całą rodzinę w sposób różnorodny, nawet jeśli tylko endemiczny. Z drugiej strony Włochy mają lepszy klimat do pewnych upraw i można tam uprawiać np. ryż, co w Polsce jest nieosiągalne. Trzeba znaleźć jakiś kompromis – oczywiście moglibyśmy prowadzić sklep wyłącznie z polskimi produktami z okolic Warszawy, choć odległość od rolnika i tak musiałaby przekroczyć 15 km. Wtedy jednak zostawilibyśmy naszych klientów samych w wyborze innych produktów, do których Polacy są przyzwyczajeni. Nie kupimy polskiego kakao, kawy, ryżu, herbaty. Dlatego naszą rolą jako sklepu ze zdrową i „odpowiedzialną” żywnością jest zaoferowanie towaru, który spełni jak najwięcej wymogów ekologicznych i etycznych.
H: Panuje powszechne przekonanie, że ekologiczna żywność to ściema, ponieważ rolnicy i tak nas naciągają, nie mówiąc całej prawdy o stosowanym round-upie i innych nawozach. Skąd mieć pewność, że żywność jest faktycznie wartościowa?
JB: Ludzie, którzy tak mówią, rzeczywiście mogą mieć złe doświadczenia z żywnością polecaną jako „eko”. Mijanie się z prawdą jest codziennością każdego biznesu – stąd naszą rolą jest sprawdzanie dostawców
nie tylko pod kątem certyfikatów, ale rzeczywistego przestrzegania zasad „zdrowych” upraw. Współpracujemy również z takimi rolnikami, którzy nie mają papierów na swoją „ekologiczność“, a mimo to wiemy, że ich produkty nie powinny zawierać szkodliwych substancji. Trzeba nawiązywać głębsze relacje, odwiedzać gospodarstwa, poznać metody upraw – na przykład przy użyciu bakterii probiotycznych, tzw. EM-ów. Poza tym zaopatrują się u nas ludzie cierpiący na bardzo różne choroby, w tym alergie – tak jak moi synowie, którzy są żywymi barometrami zawartości chemii w jedzeniu. Wszystkie uwagi na temat produktów w naszym sklepie są zbierane i analizowane, jednak do tej pory nie zdarzyło się, aby jakość produktu ze względu na sposób uprawy wzbudził wątpliwości. Nasi dostawcy nie są rolnikami z wielkimi polami upraw, którzy mogliby pozwolić sobie na wpadkę. Budujemy relacje
partnerskie, chcemy płacić uczciwie za towar najwyższej jakości, nikomu nie opłaca się oszukiwać.
H: Na czym polega idea „Kooperatywy Dobrze”? Jak to działa?
JB: Formalnie jesteśmy stowarzyszeniem, które prowadzi działalność non-profit. Dość nietypowy twór, jednak niemal od dwóch lat nasz model biznesowy sprawdza się i pozwala się rozwijać. Sprzedajemy żywność, jednak naszym celem nie jest maksymalizacja zysku, ale poszerzanie dostępu do zdrowej, wysokiej jakości żywności. Naszą ideą jest nawiązanie stałej współpracy z polskimi rolnikami, którzy wytwarzają żywność zgodnie z zasadami ekologii i – choć może to brzmieć górnolotnie – zasadami etyki handlu. To działa w obie strony. My także dążymy do tego, aby nasza struktura była przejrzysta i oparta na demokracji. Choć formalnie mamy zarząd, każdy z członków „Koopu“ ma taki sam głos i wpływ na decyzje. Liczy się zaangażowanie – jeśli ktoś chce, aby Kooperatywa się rozwijała, powinien przede wszystkim uczestniczyć w spotkaniach różnych grup i włączać się w działania. Minimum, którego wymagamy od każdego członka, to trzy godziny pracy w miesiącu – może to być praca w sklepie, za ladą, przy dostawach, ale też w księgowości czy przy formalnych kwestiach. Każdy musi odrobić taki dyżur raz w miesiącu – dostaje pieczątkę na swojej karcie i ta pieczątka upoważnia go do zakupów w sklepie ze zniżką członkowską przez kolejny miesiąc.
Poza tym prowadzimy też działalność edukacyjną wokół tematu zrównoważonego rozwoju, spółdzielczości. Większość naszych wydarzeń edukacyjnych jest otwartych. Już teraz możemy zaprosić do udziału w cyklu spotkań „Lato Kooperacji“ w Nowym Teatrze w Warszawie – przez całe wakacje organizujemy cotygodniowe warsztaty, debaty, dyskusje dotyczące odradzającego się ruchu spółdzielczego, aktywizmu miejskiego, pracy zespołowej, a także praktycznych i artystycznych interwencji w codzienną przestrzeń domu i miasta.
H: Czy każdy rolnik może do Was dołączyć?
JB: Jako członek oczywiście tak, jeśli przyjdzie na spotkanie dla nowych członków, zapisze się do stowarzyszenia i uiści składkę członkowską. Jako dostawca musi jednak nas przekonać, że jego produkty są wartościowe. Weryfikujemy wszystko – od metod upraw, przez przechowywanie plonów, odległość od Warszawy, certyfikaty, po jakość produktów. Szczególnie cenimy sobie rekomendacje od rolników, z którymi już współpracujemy i do których mamy zaufanie. Dzięki takiemu poleceniu możemy dotrzeć do wspaniałych, niedużych gospodarstw, które mogą o nas nie wiedzieć, a w których uprawia się przepyszne warzywa i owoce bez pestycydów.
H: Jeśli chciałabym zakupić u Was organiczne ziemniaki, bio-pomidory i marchewki, to co musiałabym zrobić? Jaka jest droga zamawiania?
JB: Nie ma u nas zamawiania żywności, tym się różnimy od innych kooperatyw – po prostu zapraszamy do sklepu. Jesteśmy otwarci przez sześć dni w tygodniu, każdy może przyjść i kupić to, na co ma ochotę. Każdy – bo w sklepie zakupy mogą robić także osoby niebędące członkami naszej Kooperatywy. Oczywiście warto znać kalendarz dostaw – wtedy ma się większą szansę na dostanie tego, czego się potrzebuje. A dostawy mamy codziennie.
H: Przez ile miesięcy w roku prowadzicie sprzedaż?
JB: W sierpniu miną dwa lata od momentu otwarcia naszego sklepu na Wilczej – działa nieprzerwanie przez wszystkie miesiące w roku.
H: Kto wymyślił koncept, a kto go wprowadził w życie i kiedy?
JB: Trzy główne założycielki – Nina, Magda i Asia – postanowiły zrealizować w Warszawie spółdzielczy sklep spożywczy. Zwołały przez Facebooka wszystkich zainteresowanych na spotkanie w lipcu 2013 r. – tam się z nimi poznałam. Wówczas kooperatywa zaczęła swoją działalność jako grupa nieformalna, która zamawia żywność prosto od rolnika. Przez rok intensywnych działań i pojawiania się kolejnych członków udało się doprowadzić do założenia stowarzyszenia i uruchomienia sklepu w centrum Warszawy. Dużym wsparciem okazała się zbiórka pieniędzy przez PolakPotrafi.
Działamy wspólnie, są też osoby, które poświęcają Kooperatywie więcej czasu niż inni – dla 5 osób jest to zresztą ich pracą. Zatrudniamy kilka osób z naszej społeczności, bo nie wszystko może opierać się wyłącznie na pracy wolontariackiej. Myślę, że – choć wciąż się tego uczymy – to wspólne działanie, poczucie odpowiedzialności każdego członka, zaangażowanie i integrowanie się są źródłem naszego wspólnego sukcesu. Więcej o nas na: www.facebook.com/kooperatywadobrze
Rozmawiała: Żaneta Geltz
Fajna sprawa ,ciekawy projekt który buduje nie tylko sklep ze zdrowa żywnością ale zaufanie między ludźmi a chyba nie ma niczego lepszego niż właśnie zaufanie że czyjaś ciężka praca jest zdrowa i dla nas za co my możemy podziękować zakupami i zdrowiem…