Rady Dr Hildegardy (w syntetycznym ujęciu wg Dr Mirosława Masteja).
1.Traktuj produkty żywnościowe jako środki lecznicze.
Człowiek zbudowany jest z określonych składników materii, tak więc potrzebuje określonych, różnorodnych składników w pożywieniu. Ważne jest, aby zachować przy tym umiar i spożywać tylko tyle substancji odżywczych w różnej postaci, ile nasz organizm potrzebuje – nie więcej. Nie może również niczego zabraknąć. Większość problemów ze zdrowiem i kondycją (ocenia się, że nawet 80%) wynika z tego, że pewnych składników jemy za dużo, a innych za mało. Dlatego w pierwszej kolejności przy wystąpieniu choroby lub dolegliwości należy przeanalizować, swoje żywienie i odpowiednio zmodyfikować posiłki, aby dostarczyć substancji odżywczych w odpowiednich ilościach, proporcjach, odpowiednio zestawionych ze sobą. Ważna jest także częstotliwość i pora spożywania posiłków.
2. W pierwszej kolejności stosuj NATURALNE środki utrzymania zdrowia i leczenia chorób.
Patrz punkt 1., ale jeżeli nie wystarcza sama zmiana w ogólnej diecie, poszukaj czegoś naturalnego w lekach ziołowych, minerałach, lekach pochodzenia zwierzęcego (nie koniecznie trzeba zabijać jakieś zwierzęta, bo może chodzić np. o pochodne miodu). W każdym razie szukaj rozwiązania naturalnego pochodzenia.
Przykładem takiego naturalnego sposobu zalecanego przez Hildegardę jest coroczny, wiosenny upust krwi (traktowany jako oczyszczanie organizmu). Dzisiaj to metoda zarzucona i nieco trudna do realizacji, aczkolwiek patrząc z nieco innej strony na tę kwestię, to całkiem bezpiecznie i z pożytkiem można raz w roku oddać 500 ml krwi do stacji krwiodawstwa. W sumie jest to swego rodzaju „upust krwi”. Warto spróbować, przynajmniej w szpitalach nie będzie brakować krwi. Zachęcam. Istnieją dane potwierdzające, że honorowi, wieloletni krwiodawcy są generalnie zdrowsi.
3. Śpij mocno, regularnie, tyle, ile twój organizm wymaga.
Nowoczesne badania z zakresu fizjologii człowieka jednoznacznie pokazują, że w fazie snu głębokiego dochodzi (pod wpływem somatotropiny i melatoniny) do wzmożonej syntezy i odbudowy białek zużytych w ciągu dnia i wzmożonej aktywności fizycznej. Tak to po prostu działa. Zatem sen musi być głęboki, by był regenerujący. Oczywiście musi być odpowiednio długi dla danego człowieka. Np. niemowlaki muszą spać dłużej, bo rosną (budują swoje białka), a synteza białek jak wspomniałem jest większa we śnie. Dorosłemu z reguły wystarczy około 8 godzin snu. Jeżeli jesteśmy niewyspani, czujemy się osłabieni. Właśnie z powodu braków pewnych białek, które nie zdążyły się odnowić. Dlatego też w ciężkiej chorobie lub po niej należy organizmowi po prostu pozwolić się wyspać – by porządnie odbudować brakujące białka!
4. Ruszaj się, ćwicz (nie gnuśnij, nie zalegaj)
Ruch także musi być odpowiedni. Powinien być dostosowany intensywnością do wieku i możliwości człowieka. Ruch wymusza krążenie krwi i limfy przez mięśnie szkieletowe, ale też przez płuca, jelita, wątrobę, nerki i praktycznie każdy narząd i tkankę. Tylko stale i intensywnie płynąca krew i limfa z jednej strony są w stanie „zabrać i wypłukać” zalegające „po kątach” metabolity, z drugiej zaś dostarczyć wszędzie tlen, substancje energetyczne i inne służące do lokalnej odbudowy. Brak ruchu to gnuśność, zastój, zaleganie wolnych rodników, zakwaszenie organizmu, nasilenie starzenia się komórek i całego organizmu, osłabienie dopływu krwinek białych do tkanek, a tym samym większe ryzyko rozwoju jakichś lokalnych infekcji mikroorganizmami, a nawet spowolnienie usuwania uszkodzonych komórek, w tym nowotworowych. Ruch to zdrowie zarówno ciała, ale też i ducha (umysłu). Wyjaśnia to kilkanaście znanych nam obecnie mechanizmów fizjologicznych. Na przykład poprzez zwiększoną produkcję pewnych hormonów (endorfin), czy aktywację określonych części układu nerwowego. No cóż, Hildegarda to wszystko obserwowała, mimo np. całkowitego, jak mniemam, braku wiedzy o endorfinach. My dzisiaj, jak się okazuje, niewiele możemy dodać do jej nauk, poza wyjaśnieniem, dlaczego i jak ruch wpływa na zdrowie.
5. Rozsądnie rozłóż czas na pracę i odpoczynek (módl się i pracuj).
Nasze ciało ma określoną budowę, skład, a tym samym wydolność. Dlatego nie możemy pracować, czy to fizycznie czy umysłowo, bez przerwy, intensywnie i lub bardzo długo. Po prostu nasze komórki (białka w nich) mogą tyle, ile mogą, a potem potrzebują odpocząć. W średniowieczu modna była reguła 8+8+8 (sen+praca+modlitwa/odpoczynek). Oczywiście, jeśli ktoś nie chce się osiem godzin modlić może zastąpić to odpoczynkiem. Ale uwaga: jeżeli ktoś pracuje umysłowo (mózg działa na wysokich obrotach 8 godzin), to odpoczynkiem dla niego nie będzie kolejne 8 godzin intensywnej gry komputerowej albo gry w szachy. W takim przypadku trzeba dać odpocząć mózgowi robiąc coś fizycznego. Spacer, bieganie, współczesny fitness lub najzwyklejsze prace w domu lub ogrodzie to najlepsze rozwiązanie. I odwrotnie, jeśli ktoś ma ciężką, monotonną pracę fizyczną, to jego odpoczynek powinien być dokładnie przeciwny. Ciało ma odpocząć, a mózg ma sobie „poszaleć”: czytać, grać w brydża, rozwiązywać krzyżówki, obejrzeć dobry film, posłuchać muzyki.
6. Oczyszczaj ciało przez kąpiel, saunę, oczyszczanie jelit (regularne wypróżnianie, okresowy post, lewatywy), upust krwi, stawianie baniek, masaż nerek.
Choćby nie wiem jak człowiek się starał, po kilkudziesięciu latach życia zgromadzą się w tkankach jakieś złogi, zbędne produkty przemiany materii itp., dlatego dr Hildegarda zaleca oczyszczanie organizmu. Dzisiaj modne jest słowo detoks, ale chodzi o to samo. Nasz organizm wydala na zewnątrz zbędne składniki głównie przez nerki (z moczem), w drugiej kolejności z potem i wydychanym powietrzem, ale także drogą wątrobową (z żółcią) do jelit i dalej ze stolcem. Uwaga! Stolec zwiera nie tylko niewchłonięte składniki spożytego pokarmu, jak wielu potocznie sądzi, ale całą masę aktywnie wydalanych z krwi do światła jelita (i dalej ze stolcem na zewnątrz) zbędnych nam substancji. Z tego powodu logiczne są zalecenia dr Hildegardy. Dbaj o regularne wypróżnianie się, bo także tą drogą twoje ciało się oczyszcza. Łatwo sobie wyobrazić, że jeżeli w jelitach długo zalegają jakieś szkodliwe czy zbędne substancje, to częściowo zwrotnie wchłoną się do krwi, a potem muszą znaleźć inną drogę ujścia niż np. przez nerki, czy płuca. Dobrym tego przykładem jest wchłanianie gazów jelitowych do krwi, jeżeli po prostu nie pozwolimy na swobodne puszczanie wiatrów. Gazy jelitowe pofermentacyjne (metan, dwutlenek siarki) przechodzą w takiej sytuacji z jelita grubego do krwi i dalej muszą się z nimi uporać wątroba, bądź nerki lub płuca.
Dr Hildegarda mocno polecała saunę. Z prostego powodu. Z potem możemy wydalić całą masę różnych toksyn. Ale pocenie się trzeba wymusić. Właśnie sauną. Z tego też powodu warto czasami podać leki napotne w niektórych chorobach. W przeziębieniu czy grypie intensywne pocenie się jest naturalną reakcją obronną organizmu, która ma pomóc pozbyć się resztek wirusów czy toksyn. Polska nie należy niestety do krajów, w których sauna jest popularna, ale chociażby rosyjska bania, czy fińska sauna to elementy kultury tych krajów i zapewne ci, którzy z nich regularnie korzystają są zdrowsi.
W naukach dr Hildegardy znajdziemy mocny nacisk na upusty krwi. To metoda obecnie stosowana rzadko w medycynie, aczkolwiek nie jest zarzucona, czy zakazana prawnie. Istnieją określone wskazania medyczne do upustów. Zwrócę przy tej okazji uwagę na przesłanki do okresowego (np. 1 raz na rok) upustu krwi. Otóż ubytek rzędu 0,5 litra krwi z około 4-6 litrów, jakie mamy w sobie, nie powoduje żadnych szkód u osoby zdrowej. Natomiast najzwyczajniej w świecie wyprowadzamy w taki sposób poza nasz organizm pewną ilość „toksyn” i zbędnych składników osocza krwi zawartych w takiej przykładowej półlitrowej objętości. I to pierwsza korzyść. Drugą będzie natomiast to, że nasz szpik kostny musi uzupełnić utracone krwinki białe i czerwone w ciągu kilkunastu dni. Podobnie woda i utracone składniki osocza muszą zostać odbudowane (wyprodukowane na nowo, a więc czyste i prawidłowe). Dodatkowo ta ilość „toksyn”, która po upuście pozostanie ciągle we krwi ulegnie proporcjonalnemu rozcieńczeniu w nowo odbudowanej objętości krwi. Dlatego po oddaniu krwi (upuście) obserwuje się m.in. spadek stężenia cholesterolu, kwasu moczowego, czy też przeciwciał! Ponadto utrata ok. 500 ml krwi jest silnym bodźcem (pożądanym w tym przypadku) stresującym organizm do mobilizacji wielu mechanizmów obronnych. W dzisiejszych czasach nie trzeba marnować upuszczanej krwi (jak to miało miejsce w średniowieczu), gdyż po prostu możemy ODDAĆ krew w punkcie krwiodawstwa. Niewielu, zarówno pacjentów jak i lekarzy, o tym myśli, ale to jest tak proste rozwiązanie, że aż się wierzyć nie chce jak rzadko stosowane. Warto też wiedzieć, że większość krwiodawców cieszy się lepszym zdrowiem niż ci, którzy krwi nie oddają! Ech, Doktor Hildegardo. Nobel za to byłby w dzisiejszych czasach na 100%. Podobną nieco rolę oczyszczającą mają bańki. Na chwilę zasysamy kilkaset mililitrów limfy (chłonki) z okolicznych tkanek i skóry, na której stawiamy bańki, przez co mobilizujemy cały układ krążenia (limfy i krwi, które są połączone) do intensywniejszego krążenia. Tym samym dalszego oczyszczania w nerkach, wątrobie, płucach lub tylko w samej okolicy stawiania baniek.
7. Zmień nastawienie do świata, przyrody oraz do ludzi na pozytywne. Bądź wielkoduszny i życzliwy bezinteresownie. Nie licz na wzajemność, ona z reguły sama przychodzi. Nie znaczy to, że masz rozdać majątek, ale po prostu znajdź pozytywną stronę życia.
Ten punkt jest najtrudniejszy do wyjaśnienia i można by napisać całą książkę na ten temat. Wiele nowych badań z zakresu neurobiologii, neurofizjologii, psychologii, psychiatrii dość solidnie ukazuje związki między stanem psychiki (umysłu, świadomości, czyli w sumie neuronów i struktur mózgu i rdzenia kręgowego) a ciałem. Chociażby cała wiedza z tzw. neurolingwistycznego programowania (NLP). Także badania nad efektami placebo, czy też medytacji i modlitwy pokazują, że nasz umysł może wpływać pozytywnie lub negatywnie na działanie narządów, komórek czy całego organizmu. Zatem toksyczne relacje w rodzinie, pracy, szkole, czy z sąsiadami będą mieć wpływ na objawy lub choroby. I odwrotnie – przyjazne relacje, radość, spełnienie, poczucie wartości i przydatności społecznej będą wpływać dodatnio na ciało człowieka. Uznawszy to, mamy prostą receptę i przesłankę do uznania poglądu dr Hildegardy. Naprawienie złych relacji człowieka z otoczeniem – ludźmi i przyrodą – wspomaga zdrowienie w chorobie i rekonwalescencji, ale też pomaga dłużej utrzymać dobry poziom zdrowia. Bez wątpienia (potwierdza to cały szereg badań) w krajach, gdzie jest spokój, pokój, dobre relacje społeczne i środowiskowe, czy też wysokie poczucie bezpieczeństwa ogólnego ludzie żyją dłużej i wykazują wyższy poziom zdrowia zarówno całej populacji, jak i pojedynczych osób.
Każdy z tych 7 punktów można rozwinąć bardziej szczegółowo. Przygotować konkretne posiłki, plany działań, zmienić styl życia itd. Moim zdaniem, trzeba stosować się do wszystkich 7, aby najlepiej wykorzystać przesłanie Doktor Hildegardy. Nie wystarczy wybiórcze podejście i „odpuszczenie” sobie któregoś. Punkt 7. wydaje się najtrudniejszy w zastosowaniu medycznym. Hildegarda nie pisze o nim jako osobnym, gdyż formalnie podała nam tylko 6 reguł życia. Ja na potrzeby niniejszego artykułu wydzieliłem go dodatkowo. Dla mnie ten 7. punkt wynika nie tylko z trzech książkach medycznych, lecz głównie z pozostałych dzieł dr Hildegardy (z zakresu filozofii i teologii, o których tutaj nie wspominam, ale polecam dociekliwym czytelnikom). Zważywszy jednak na współczesną definicję zdrowia, jako dobrostanu psycho-fizyczno-społeczno-duchowego (WHO), punkt 7. w pełni zasługuje na wdrożenie.
Innymi słowy, nie wystarczą posty, diety, upusty krwi, jeżeli psychika i emocje człowieka będą nieuporządkowane. O dziwo możemy dzisiaj to bardzo precyzyjnie wyjaśnić w oparciu o wiedzę na temat patofizjologii stresu, czynników stresu, czy hormonów stresu (adrenalina, kortyzol), o których dr Hildegarda oczywiście nie miała pojęcia, a które dzisiaj potwierdzają wiele z jej obserwacji, zaleceń, czy też uwspółcześniają niekiedy dziwne dla nas pojęcia i słowa używane w jej średniowiecznych pismach.
Jej zalecenia żywieniowe oparte są mocno na orkiszu (zboże prawie bezglutenowe, a w jej czasach podstawowa odmiana pszenicy), warzywach, owocach, orzechach i pestkach (ziarnach), okresowo, ale nie zbyt często rybach i mięsach (raczej drobiu i dziczyźnie; ups! Co by dr Hildegarda powiedziała na temat jakości współczesnego hodowlanego mięsa – masakra:-). Gdy na to spojrzymy z dzisiejszej perspektywy, to trzeba przyznać, że nic lepszego nie wymyśliliśmy przez ostatnie 800 lat. Nie ma w jej zaleceniach węglowodanów wysoko przetworzonych (fruktozy, czy syropu glukozowo-fruktozowego, którego w jej czasach oczywiście nie było, a który dzisiaj jest chyba największym szkodnikiem dla zdrowia). Nie ma u niej, z oczywistych powodów, różnych xxx-Coli i gazowanych napojów, czy słodzonych soków z kilkuletnim terminem trwałości dzięki masie konserwantów, ani też przekąsek i deserów w plastikowych pudełkach, czy wody z PET z bisfenolem A.
Jest jednak miód, oliwa, wino, masło, zielone sałatki z pokrzywą, mniszkiem, różnymi sezonowymi roślinami (liście, owoce, korzenie, bulwy). Jest i cebula, i czosnek, i koper włoski, i pietruszka. Proste i łatwo dostępne pożywienie. Tyle tylko, że przegrywające obecnie z reklamowanymi, wysoko przetworzonymi produktami markowymi.
Czas na wysłuchanie dr Hildegardy jednak nadchodzi. Argument jest jeszcze jeden – hipoalergiczny. Z całą pewnością taka żywność, jaką nam proponuje dr Hildegarda pozbawiona jest całej konserwującej, współczesnej nam, chemii, a tym samym masy wielu alergenów. Zatem te 30-40% ludzi, którzy dzisiaj cierpią na alergie, powinno natychmiast przejść na takie odżywianie, jakie dr Hildegarda poleca. Oczywiście z zastrzeżeniem, by taka żywność była bez nadmiaru nawozów sztucznych, bez herbicydów, pestycydów i oczywiście nie typu GMO. Przy odrobinie inicjatywy można zorganizować sobie dostęp i dostawy tańszej żywności tego typu, np. uprawiając własną działkę, odwiedzając pobliski bazar lub targ warzywny zamiast robić w hipermarketach zakupy do lodówki na tydzień lub dwa.
Dodam przy okazji, że dr Hildegarda nie przewidziała oczywiście istnienia lodówki i zalecała świeżą żywność. My musimy jednak zwrócić uwagę na fakt, że każda przechowywana w lodówce żywność traci na swej świeżości. Często też ludzie nie sprawdzają, czy coś gdzieś w lodówce się nie zepsuło, nie spleśniało. Niestety, taki jeden spleśniały element w lodówce jest źródłem aflatoksyn grzybiczych i przechodzenia zarodników grzybów pleśniowych na inne produkty przechowywane w tym samym czasie. To bardzo niedoceniane źródło alergenów u osób uczulonych na grzyby. Lodówka nie chroni przed rozwojem grzybów pleśniowych, a jedynie spowalnia ich rozwój. Mimo oczywistego dorobku współczesnej wiedzy i medycyny oraz konieczności nowoczesnego podejścia do zdrowia warto zapoznać się bardziej szczegółowo z dorobkiem dr Hildegardy. Każdy znajdzie tam coś wartościowego dla siebie. Odsyłam do poniższej literatury albo wręcz do oryginalnych tekstów.
- Lucia Tancredi, Hildegarda z Bingen – opowieść o życiu naznaczonym łaską.
- Claus Schulte-Uebbing, Św. Hildegarda leczy alergie.
- Wighard Strehlow, Program Zdrowia Św. Hildegardy z Bingen, Dawne lekarstwa na współczesne choroby.
- Gottfried Hertzka, Domowa Apteka Św. Hildegardy.
- Hildegarda z Bingen, Wizje, czyli poznaj drogi Pana (Wydawnictwa Benedyktynów Tyniec).
- Hildegarda z Bingen, Liber Compositae Medicinae sive Causae et curae / Causae et Curae.
- Hildegarda z Bingen, Liber Simplicis Medicinae sive Physica / Physica.
- Hildegarda z Bingen, Liber Subtilitatum Diversarum Naturarum Creaturarum
Dr n. med. Mirosław Mastej – lekarz z zawodu i powołania. Prowadzi „Centrum Zdrowia dr Mastej” w Jaśle. Przyjmuje także w Centrum Medycznym Biovirtus w Warszawie. Orędownik zdrowego żywienia. Jego obszary zainteresowania to m.in.: wpływ diety i środowiska na funkcjonowanie organizmu człowieka, immunologia i alergologia, a także wiele innych pokrewnych dziedzin medycyny. www.mastej.pl www.przychodnia-biovirtus.pl
amen , serio świetny artykuł , nie ma zdrowia w człowieku w którym nie ma spokoju… zwłaszcza w dzisiejszych zalatanych czasach kiedy nie wiesz jak i kiedy mija doba ,dom dzieci ,praca , ogród i czasem nie wiem jak się nazywam ,co mnie nie boli i padam na twarz nie mając pojęcia jaki dziś dzień , dzieci jednak dorastają i w końcu zaczynam czuć siebie
amen , serio świetny artykuł , nie ma zdrowia w człowieku w którym nie ma spokoju… zwłaszcza w dzisiejszych zalatanych czasach kiedy nie wiesz jak i kiedy mija doba ,dom dzieci ,praca , ogród i czasem nie wiem jak się nazywam ,co mnie nie boli i padam na twarz nie mając pojęcia jaki dziś dzień , dzieci jednak dorastają i w końcu zaczynam czuć siebie