Wszyscy kochamy nasze dzieci i chcemy zapewnić im jak najlepszy byt. Dzisiaj jednak coraz więcej dzieci cierpi na nietolerancje pokarmowe. Jak im zapobiec i co zrobić, kiedy już się pojawią? O to pytamy nutricjolożkę Ludmiłę Frąckowiak.
Daria Antonatus: W dzisiejszych czasach bardzo dużo dzieci cierpi na różne alergie i nietolerancje
pokarmowe. Skąd one się biorą?
Dr n. med. Ludmiła Frąckowiak: Wszystko zaczyna się w brzuchu mamy. To, w jaki sposób się odżywia oraz jakich witamin i minerałów dostarcza, ma wpływ na zdrowie dziecka i to, czy będzie cierpiało w przyszłości na alergie i różne choroby.
D.A: Wydawałoby się, że odżywianie kobiet w ciąży nie może być problemem. Przecież w sklepach jest dostępne wszystko.
L.F: Niestety przyszłe mamy nie odżywiają się prawidłowo. Mimo że dzisiaj wszystko można kupić, zdecydowana większość tych produktów jest mocno przetworzona, sztuczna i tak naprawdę nie nadaje się do jedzenia. Ale to dotyczy nie tylko przetworzonej żywności. W kolorowych pismach można wyczytać, że np. brokuły zawierają wiele witamin i minerałów, ale niestety nie podają informacji, że to dotyczy tylko brokułów ekologicznych. W owocach i warzywach z masowych upraw znajdziemy więcej szkodliwych substancji, takich jak pestycydy, pozostałości po sztucznych nawozach itd. niż składników odżywczych. Przyszłe mamy jedzą je w dobrej wierze, ale okazuje się, że tak naprawdę nie dostarczają sobie i dziecku potrzebnych mikroelementów.
D.A: I wtedy zaczyna się suplementacja. Kiedy tylko kobieta dowiaduje się, że jest w ciąży, lekarz zapisuje jej mnóstwo witamin i minerałów w tabletkach.
L.F: I bardzo dobrze, bo w dzisiejszych czasach niemożliwe jest dostarczenie wszystkich potrzebnych mikroelementów z samego pożywienia. Żeby dostarczyć samą witaminę C, trzeba by zjeść aż 10 cytryn dziennie. Jednak syntetyczne witaminy, które są ogólnodostępne w aptekach, wchłaniają się tylko w 5 procentach. Najlepiej więc wybierać naturalne kompleksy witamin i minerałów. Bardzo ważne
jest też, żeby w ciąży nie używać syntetycznych kosmetyków i absolutnie żadnych lekarstw. To wszystko ma wpływ na rozwój dziecka.
D.A: Po narodzinach dziecka pojawia się „problem”: karmić dziecko piersią czy nie? A jeśli tak, to jak długo? Czy w tym czasie nie można spożywać pewnych produktów, jak np. sok pomarańczowy?
L.F: Ależ oczywiście, że karmić! Błędem wielu matek jest to, że odstawiają dziecko od piersi już po 2 miesiącach od narodzin i wierzą reklamom, że tzw. „mleko następne” dostarczy dziecku wszystkiego, co jest mu potrzebne. Dla mam i lekarzy najważniejsze jest to, jak szybko dziecko przybiera na wadze i większość woli, kiedy dziecko jest trochę bardziej pulchne niż mniej. Mleko następne zapewni dziecku szybkie przytycie, kosztem zdrowia i ważnych bakterii, które zawiera tylko mleko matki. Co do zakazanych produktów… Ja, karmiąc swoją córkę piersią, jadłam wszystko: i pomarańcze, i truskawki,
czasem pikantne produkty, ale nic jej nie zaszkodziło. Każde dziecko jest inne, dlatego trzeba obserwować, jak reaguje.
D.A: Już kilka miesięcy po narodzinach dziecko może zacząć jeść coś więcej niż tylko mleko matki. Kiedy ja byłam mała, miałam w wózku duży worek chrupek kukurydzianych i często po nie sięgałam.
L.F: Z moich doświadczeń wynika, że pierwszymi produktami, jakie dostają dzieci do jedzenia są właśnie chrupki kukurydziane, które są z kukurydzy modyfikowanej genetycznie, słodkie ciasteczka i wszystko z bardzo wysoką zawartością cukru. Dzieci z reguły nie lubią wody, więc rodzice, chcąc je zachęcić do picia wody, dodają trochę cukru. To właśnie rodzice kształtują przyzwyczajenia żywieniowe u dziecka. I nie dają mu zbyt wielkiego wyboru. W latach 70-tych w USA przeprowadzono badania na dzieciach, które dopiero zaczynały poznawać smaki. Naukowcy zaproponowali im różne produkty naturalne, które dzieci mogły jeść, kiedy chcą, w każdych ilościach i mogły same wybrać, co zjedzą. Okazało się, że jednego dnia dzieci jadły bardzo dużo, a drugiego wcale. Albo rano zjadły jakiś produkt, a potem przez cały dzień nic. Poza tym każde dziecko podświadomie odrzucało te rzeczy, które mu szkodziły. Jaki z tego wniosek? Każde dziecko jest inne, ma swój własny rytm i nie musi jeść regularnie. Co więcej rodzice muszą dać wybór swoim skarbom i nie podawać tylko jednorodnych produktów.
D.A: To nie tylko rodzice dają dziecku słodycze. W tym specjalistami są dziadkowie.
L.F: Kilkadziesiąt lat temu słodycze były towarem deficytowym. Uważano, że to coś wspaniałego. A dziadkowie chcą dać swoim wnukom to, co najlepsze. Nie wiedzą jednak, że czekolada produkowana dawniej nie miała tylu chemicznych substancji, co dzisiejsza. Trzeba czytać etykiety i sprawdzać, co te wszystkie cyferki oznaczają.
D.A: No właśnie, jak robić zakupy? Na sklepowych półkach jest wiele kolorowych produktów, przeznaczonych właśnie dla dzieci.
L.F: Często obserwuję, co mamy z dziećmi wkładają do koszyka. Najczęściej są to jogurty owocowe, mleko, płatki kukurydziane lub czekoladowe kuleczki. Mamy myślą, że to jest zdrowe, ale kiedy przeczytają etykiety, okaże się, że w jogurcie jest więcej cukru niż jogurtu, do tego sztuczne ulepszacze
smaku. A owoców tam tyle, co na lekarstwo. Rodzice muszą wiedzieć, co dokładnie podają swoim dzieciom, a jeżeli sami się nie nauczą, to nikt nie zrobi tego za nich. Dzisiaj łatwo można sprawdzić, z
czego składa się mięso czy popularne parówki. W serwisie YouTube jest cały cykl filmów „Cała prawda o… nabiale/mięsie/itd”. Wystarczy poświęcić trochę czasu.
D.A: A lekarze nie mogą tego przekazać?
L.F: Lekarze uczą się jedynie leczenia objawów choroby, a nie rozwiązania jej przyczyny. To nie jest tak, że oni nie chcą mówić, jak się odżywiać, tylko po prostu się tego nie uczą podczas wykładów. A to dziwne, bo naturalnymi metodami leczy się od 2 tysięcy lat, a leki przybyły do nas zaledwie kilkadziesiąt lat temu. Ludzie bardziej wierzą jednak w tabletki i antybiotyki niż w mądrość natury.
D.A: Wróćmy do nietolerancji pokarmowych. Okazuje się, że moje dziecko na nią cierpi. Co robić?
L.F: Przede wszystkim trzeba sprawdzić czy dziecko faktycznie cierpi na nietolerancję pokarmową, czy też ma po prostu zanieczyszczony organizm. 90 proc. moich pacjentów z podejrzeniem alergii pokarmowej ma drożdżycę. To skutek niewłaściwego odżywiania i faszerowania antybiotykami. W Polsce przepisuje się antybiotyki na wszystko, nawet katar! Niszczą one florę bakteryjną jelit, a dodając do tego cukier, białe pieczywo i produkty mączne powodujemy namnażanie się drożdży, które dziurawią jelita. Wtedy witaminy i minerały nie mogą się wchłonąć, a toksyny dostają się do tych dziur. To wszystko prowadzi do gromadzenia toksyn i złogów w komórkach, co powoduje liczne nietolerancje. Organizm przestaję rozpoznawać zanieczyszczone komórki jako własne, i to może spowodować pojawienie chorób autoimmunologicznych.
D.A: Co więc robić?
L.F: Zrezygnować z cukru, nabiału krowiego i produktów mącznych na rzecz kasz, owoców i warzyw, oczywiście ekologicznych. Dzieci łatwo uzależniają się od Coca-Coli i słodyczy, dlatego trzeba stopniowo redukować ich spożywanie i przede wszystkim rozmawiać z nimi o konsekwencjach zdrowotnych.
D.A: Kiedy dziecko pójdzie do szkoły, wtedy trudniej kontrolować to jak je.
L.F: Dlatego właśnie trzeba z dzieckiem rozmawiać i w żadnym razie nie zabraniać. Ale rodzice też nie przykładają się do przygotowywania posiłków do szkoły. Co dzieci najczęściej noszą do szkoły? Kanapki. A to najgorsze, co może być, zwłaszcza, jeśli jest to chleb pszenny z wędliną. Chleb szybko przejdzie przez układ pokarmowy, natomiast mięso będzie długo się rozkładało i gniło w jelitach, co powoduje złogi, zaparcia i kamienie.
D.A: Kanapki można łatwo i szybko przyrządzić, a inne potrawy wymagają czasu.
L.F: Można przygotować posiłek dzień wcześniej albo zapewnić dziecku dobre śniadanie. Płatki owsiane np. na mleku lub ze świeżo wyciśniętym sokiem (jeżeli dziecko toleruję mleko i nie ma alergii), twaróg z tartym jabłkiem (latem z czarną porzeczką albo innymi owocami) lub omlet z warzywami nie wymagają wielu przygotowań, a są pożywne i zdrowe. Z kolei do szkoły można dać dziecku upieczone placuszki z mąki żytniej albo gryczanej z dodatkiem jabłka, kaszę jaglaną albo gryczaną z warzywami lub owocami,
a zamiast cukierków rodzynki i daktyle. Od wczesnego dzieciństwa trzeba przyzwyczajać dziecko do smaku warzyw i owoców. Kiedy dziecko próbuje już coś gryźć, to zamiast cząsteczek, paluszków albo sucharków dawać oczyszczoną surową marchewkę albo kawałek jabłuszka.
D.A: A co z mięsem? Ja sama nigdy go nie lubiłam, ale całe życie słyszałam, że muszę je jeść, bo jest zdrowe. Dzieci wegetarian także często są z tego powodu szykanowane.
L.F: Jeżeli dziecko nie chce jeść mięsa, to trudno. Ono samo wie, co jest dla niego najlepsze. W dzisiejszych czasach i tak człowiek nie jest w stanie dostarczyć wszystkich potrzebnych witamin i minerałów, więc musi je suplementować, także dziecko. Witaminy z grupy B, które są zawarte w mięsie, znajdują się również w roślinach. Wszystko można zastąpić. Zwierzęta z masowej hodowli są bardzo źle traktowane, zestresowane oraz „szpikowane” hormonami i antybiotykami. To nie jest dobry produkt. Nie namawiałabym więc dziecka do jedzenia mięsa, jeśli samo nie chce.
D.A: To już na koniec: co podawać do jedzenia, żeby dziecko było zdrowe?
L.F: Przede wszystkim podawać żywe produkty, takie jak owoce i warzywa z upraw ekologicznych. Do tego kasze, pełnoziarniste pieczywo i słodziki naturalne, typu stewia czy cukier brzozowy. Ważne są różnorodność oraz nastawienie życiowe rodziców, atmosfera w domu i przede wszystkim miłość