Pojawienie się dziecka to rewolucja w życiu zarówno kobiety, jak i jej partnera. Jednak tak, jak kobiecie rola matki przychodzi naturalnie, tak mężczyzna musi się przygotować do nowej perspektywy. I właśnie o niej rozmawiamy z Anną Osińską, założycielką Szkoły Rodzenia i Polskiego Centrum Edukacji.
Żaneta Geltz: Jak to jest z tymi wspólnymi porodami? Kiedy to się zaczęło?
Anna Osińska: Kiedy zakładałam w 1992 roku Szkołę Rodzenia, chciałam pomóc rodzicom w „ogarnięciu” tematów związanych z dzieckiem, no i oczywiście wesprzeć ich w przygotowaniu do porodu. Wtedy też zaczęły się tzw. wspólne porody.
ŻG: Wcześniej uważano, że poród jest zarezerwowany tylko dla kobiet i lekarzy.
AO: To były czasy PRL-u. Porodówki nie wyglądały tak jak dzisiaj. To były wręcz hale produkcyjne: rząd łóżek porodowych poprzedzielanych parawanami. Kobiety leżące, unieruchomione, pojękujące , krzyczące, wydające na świat swoje dzieci w towarzystwie obcych ludzi. Zero intymności, osamotnienie wśród tłumu personelu… Tak smakowały pierwsze chwile macierzyństwa. Po porodzie dziecko nie trafiało w objęcia matki, tylko na salę obserwacyjną. Kobieta nie mogła zadzwonić do męża, nikt nie mógł jej odwiedzić (porodówki były wtedy oddziałami zamkniętymi), a dziecko widziała tylko kilka razy dziennie podczas karmienia. Była po prostu samotna.
ŻG: To perspektywa matki. A ojca?
AO: Mężczyzna widział swoje dziecko dopiero po kilku dniach od porodu, kiedy kobieta z noworodkiem wychodziła do domu. Mężczyzna witał żonę i patrzył na małą buzię wyzierającą z pieluszek. Myślę, że powtarzał sobie w myślach: „To moje dziecko”. Dopiero po przemianach po 1989 r. zaczęto zastanawiać się nad porodami wspólnymi. Argumentem przemawiającym za obecnością męża przy porodzie było stwierdzenie: „Skoro był przy poczęciu, to powinien być i przy narodzinach”.
ŻG: To chyba nie był jedyny argument?
AO: Ależ oczywiście, że nie, ale na początku był często używany. Jednak najważniejsze było to, że kobiety nie chciały czuć się samotne w czasie porodu.
ŻG: Teraz dziecko jest razem z mamą i tatą przez prawie cały czas. A co zmieniło się w szkołach rodzenia? Czy mężczyźni chętnie w nich uczestniczą?
AO: Z tym bywa różnie. Jedni przychodzą, bo żona ich o to prosiła, inni wspólnie podjęli taką decyzję. Choć od kilkudziesięciu lat do szkół rodzenia przychodzą kobiety i ich mężowie, to ich oczekiwania się nie zmieniły. Razem przygotowują się do narodzin swojego dziecka. Oczekują wielu informacji związanych z przebiegiem ciąży i porodu, takiej „instrukcji” obsługi noworodka, praktycznych porad i przede wszystkim poczucia bezpieczeństwa.
ŻG: W czasie ciąży zmienia się nie tylko ciało kobiety, ale także ich psychika. Jak mężczyźni przeżywają metamorfozy swoich partnerek?
AO: Kobieta w naturalny sposób staje się matką od razu, kiedy zachodzi w ciążę – zaczyna planować, układać, porządkować. Natomiast ojcowie z początku są niepewni swojej roli. Szczęśliwi, dumni, ale też wystraszeni. Jednak nie tylko dlatego, że przyjdzie na świat ich dziecko. Muszą spojrzeć inaczej na swoją partnerkę.
ŻG: To znaczy jak?
AO: Oto ich kobieta, żona, kochanka nagle staje się matką. Żaden z tych młodych tatusiów nie był jeszcze ojcem, ale każdy z nich MA MATKĘ. Kochająca, dbająca, podsuwająca nieraz wszystko pod nos, zawsze troskliwą i martwiącą się o swoje dzieci. Słowo „matka” nie kojarzy się młodym tatusiom z niczym, co do tej pory było w ich relacji z żonami. Między tymi młodymi była chemia, wzruszające uczucia, piękne emocje, seks dający radość z bycia razem. Tak wiele przyjemnych uczuć podniecenia, pożądania, spełnienia. Wspólne marzenia i plany. W tych planach jest oczywiście i dziecko. Ale te plany, zwłaszcza w głowach mężczyzn, nie przewidują, że ich piękna żona, dziewczyna, kochanka zacznie się zmieniać… Stanie się matką. Wobec matki nie ma takich uczuć jak wobec partnerki. Z tymi uczuciami muszą się zmierzyć.
ŻG: Czy o tym też mówi się w szkole rodzenia?
AO: Myślę, że to zależy od tego, czy sami prowadzący zajęcia w szkołach rodzenia są przygotowani do takich rozważań. Na pewno podejmuje się temat związany z huśtawkami emocjonalnymi kobiety po porodzie, tzw. . . baby blues. Porusza się także zagadnienie wzajemnych relacji miedzy mężczyzną i kobietą, mówi się o profilaktyce depresji.
ŻG: No właśnie – depresja poporodowa. Czy ona dotyka tylko kobiet?
AO: Nie każdy zdaje sobie sprawę jak ważne zmiany zachodzą w życiu młodych rodziców. Nie ma już tylko kobiety i mężczyzny. Pojawia się w związku kolejna osoba, która potrzebuje dużo miłości, troski i opieki. Czasami mężczyzna nie jest w stanie przez to przejść, zwłaszcza jeśli do tej pory był tylko rozpieszczonym synkiem swojej mamusi, a partnerka także traktowała go jak dziecko. Przez lata patrzyłam na pary w Szkole Rodzenia i różne „typy” mężczyzn się pojawiały. Czasem nie zdają sobie sprawy, że ich kobieta potrzebuje poczucia bezpieczeństwa, bo od tego zależy jakie emocje i uczucia otrzyma od niej dziecko. To trzeba przepracować. Brak poczucia bezpieczeństwa to świetna „pożywka” dla depresji.
ŻG: No dobrze. Urodziło się dziecko, pokoik urządzony, mama wraca z dzieckiem do domu… I co?
AO: Teraz ojcowie widzą swoje kobiety z dzieckiem od razu po porodzie. Jako że są wzrokowcami, wtedy dopiero dostrzegają wyraźnie, że oto jest MATKA. Druga matka w ich życiu. Myślę, że często zdarza się tak, iż jako że „matka wie lepiej”, zrzucają karb odpowiedzialności na swoje partnerki. Kobiety czują się wtedy obarczone zbyt wieloma obowiązkami. Kłótnie i wzajemne pretensje wiszą na włosku. Ja zawsze powtarzam, że kobieta powinna być matką tylko dla swoich dzieci, a dla mężczyzny dalej być żoną, przyjaciółką, kochanką. Zaś mężczyzna, oprócz sprawdzenia się w nowej roli ojca, także powinien otoczyć opieką swoją ukochaną.
Anna Osińska, pedagog, dyrektor Polskiego Centrum Edukacji Właścicielka jednej z najstarszych szkół rodzenia w Warszawie. Założycielka Polskiego Centrum Edukacji, w którym organizuje kursy i szkolenia dla położnych i pielęgniarek, zajmujących się opieką okołoporodową. Od 2012 r. realizuje projekt „Szkoła rodzenia dla każdej mamy”. www.szkolarodzenia.com.pl www.pce.com.pl