Wielorazowe pieluszki Milovia podbiły serca nie tylko blogerek i celebrytek, ale przede wszystkim rodziców na całym świecie. W słynnych łowickich wzorach można zobaczyć bobasy w Londynie, Berlinie czy w Toronto. Co kryje się za sukcesem tych pieluszek? Spytaliśmy twórcę marki, Marcina Goźlińskiego, który z uśmiechem na twarzy wyznał nam całą tajemnicę pieluszek Milovia.
Hipoalergiczni: Co musi się wydarzyć w życiu człowieka, żeby wpaść na pomył, by od zera projektować i szyć pieluszki wielorazowego użytku?
Marcin Goźliński: Odpowiadam pełnym zdaniem: w życiu człowieka musi się wydarzyć coś niesamowitego, pięknego, inspirującego, prawdziwego – najlepiej miłość. W naszym przypadku apogeum było przyjście na świat synka. Oczywiście byliśmy już wcześniej „nieświadomie przygotowani” do stworzenia marki i szycia własnych pieluszek wielorazowych. Mieliśmy doświadczenia z grafiką, projektowaniem, wzornictwem, produkcją, logistyką, reklamą, szyciem, etc. Nie mieliśmy natomiast żadnego doświadczenia w wychowywaniu i opiekowaniu się dziećmi. Ta nowa przestrzeń była cała do „zaaranżowania”. Jak przysłowiowa czysta kartka, która w obliczu posiadanej masy kredek, ołówków, długopisów i piór, zdaje się prosić o twórcze działanie, o „zamknięcie koła”. Kredki są do malowania po kartkach, a kartki są do zamalowywania przez kredki, jedno bez drugiego nie działa, a musi. Proszę spróbować wziąć kredki i kartkę i czegoś nie narysować, to byłoby trudne. Z perspektywy czasu wiemy, że gdyby nie Milovia, zwariowalibyśmy z nadmiaru radości, inspiracji, szczęścia – tu przestroga dla przyszłych rodziców (śmiech).
H: Firmy z branży konkurują między sobą cenowo – co nie zawsze wychodzi oczywiście na dobre. Jaka jest Wasza przewaga, dlaczego Milovia nie bierze udziału w tej walce?
MG: Milovia ma bardzo „niepoprawną” optykę, widzi bogactwo w tym, ile daje, a nie ile bierze, to wynika już z nazwy! W niej przecież „ukryta jest” miłość, a miłość ma jedno pragnienie – chce, aby było jej więcej. Milovia nie zaczęła się od chłodnej kalkulacji, jest po prostu prawdziwa – to inna matematyka. Nie przesiadujemy nad cennikami, nie szukamy oszczędności na siłę, nie odpisujemy na maile z propozycjami z Dalekiego Wschodu (śmiech). Z natury nie lubimy chodzić na łatwiznę – taki „gatunek”. Boimy się ryzyka, że byłoby to zbyt nudne. Można śmiało powiedzieć, że jesteśmy jak dzieci, musimy odkrywać ciągle coś nowego inaczej moglibyśmy być nieznośni. Nie przerażało nas kiedyś 7 zł w portfelu, nie przeraża nas dzisiaj perspektywa marki globalnej. Pracujemy i czerpiemy z tego radość, dajemy tyle, ile możemy, żyjemy!
H: Gdzie poza Polską znane są Wasze pieluszki?
MG: Nasze pieluszki znane są już w całej Europie, łącznie z odległą Norwegią, trochę w USA i Kanadzie – tam obecnie budujemy dystrybucję. Oczywiście, nasze produkty wędrują również w mniej oczywistych kierunkach świata jak Australia, Rosja, są to jednak zakupy prywatne. Zbudowanie sieci dystrybucji wymaga trochę czasu, to ogrom pracy, niestety również papierkowej.
H: Za co chwalą Was rodzice, matki, blogerki, klientki?
MG: Tak łatwo nie będzie, nie powiem (śmiech). Zachęcam zawsze do spróbowania samemu, to daje najpełniejszy obraz. Pieluchy wielorazowe, w ogóle, to temat o wiele szerszy niż jednorazówki, mimo że używa ich jeszcze mniej osób. Dobrze na początek zapoznać się trochę z teorią, polecam tak nie za dużo, bo można się tu zatrzymać. Najlepiej poznać podstawy, dlaczego warto ich używać, dosłownie 3 minuty – polecam ABC na naszej stronie www.milovia.eu. Następnie kupujemy pieluszki, ewentualne otulacze i stosujemy. Prostszej drogi, aby przekonać się, że chcemy, że to produkt dla nas, po prostu nie ma. Większość rodziców tak właśnie zaczyna. Po jednym, dwóch tygodniach wiemy już wszystko o wielorazówkach, kupujemy różne, porównujemy, piszemy 7 maili do Milovia z pytaniem, kiedy pojawi się nowy wzór (śmiech), chwalimy się znajomym, robimy masę zdjęć – przygoda i to przygoda z pożytkiem dla dzieci i środowiska. A jednorazówki po prostu są, to wyczerpany temat.
H: Czy zatem stosowanie pieluszek wielorazowych to moda, poświęcenie edukacyjne czy oszczędność pieniędzy?
MG: Myślę, że nie uda się zamknąć pieluszek wielorazowych w jednej z tych kategorii. Pieluszki wielorazowe są realną alternatywą dla jednorazówek. Mają bardzo wiele pozytywnych aspektów, główne to aspekt zdrowotny i ekologiczny. Polecam zastanowić się, ile godzin nasze dziecko spędzi w pieluszkach zanim nauczymy je korzystania z nocnika (podpowiem, ponad 2 lata, 24 godziny na dobę) oraz ile razy będziemy przewijać swoje maleństwo (podpowiem, około 5000 razy). Jak widać, już na liczbach, nie jest to temat błahy, chwilowy. Całe szczęście są pieluszki wielorazowe. Myślę nawet, że w ich przypadku będzie to temat „na pokolenia”. Oglądając kiedyś rodzinne zdjęcia, będziemy z dumą odpowiadać: „To są ekologiczne pieluszki, takich używaliśmy!”
H: Czego nie oferują inne firmy, a można znaleźć w Waszej ofercie?
MG: Nasze pieluszki uszyte w 100 procentach z polskich materiałów, oczywiście uszyte są w Polsce, w naszej pracowni. To, co nas najbardziej wyróżnia, to jakość i wzory. Dzięki temu, że szyjemy sami mamy większą kontrolę nad powstawaniem pieluszek. Takich rzeczy nie widać na pierwszy rzut oka, ale dbałość o szczegóły, detale, w użytkowaniu, w perspektywie czasu, jest bardzo ważna. To, co widać, to oczywiście wzory. Proponujemy dość odważne wzornictwo. Jako pierwsi wprowadziliśmy na pieluszkach wzór wycinanek, w naszym przypadku łowickich. I tu również, żeby nie było zbyt prosto, nie kopiowaliśmy bezdusznie niczego z internetu. Znaleźliśmy w Łowiczu prawdziwą twórczynię ludową, Panią Danutę Wojdę. Zadzwoniliśmy, pojechaliśmy, obejrzeliśmy wycinanki, twardo negocjowaliśmy, zjedliśmy całe ciasto (nie było łatwo), podpisaliśmy umowę i kupiliśmy kilka wycinanek z prawami autorskimi. Dwie z nich, ku uciesze obu ze stron, trafiły na nasze produkty.
H: Jakie macie plany na przyszłość?
MG: Milovia szybko się rozwija, bez „nawozów sztucznych”, bez sztucznego światła. Bardzo nas to cieszy, mamy poczucie, że robimy coś prawdziwego i że to znajduje odbiór. Spotykamy się z bardzo dużym zainteresowaniem i plany powstają jakby po drugiej stronie. Nasze Klientki organizują się w grupy, piszą do nas z różnych zakątków świata, składają zamówienia, wymuszają na nas aktywność. Powstało pewnego rodzaju sprzężenie zwrotne… i wracamy do tego, o czym mówiliśmy na początku tj. wracamy do koła.
Marcin Goźliński – właściciel marki pieluszek wielorazowych Milovia. Pasjonat i dumny ojciec, który swoją energią zaraża otoczenie. Firma powstała w 2011 roku z misją szycia pieluszek wielorazowych z polskich materiałów na rynki całego świata pod marką Milovia. www.milovia.eu
wyglądają prześlicznie i sprawiają ,że zamiast ton śmieci odpadów jest zdecydowanie mniej to są bardzo duże plusy dla naszego środowiska do tego są nasze Polskie i sprawiają , że życie i pupa dziecka są zdrowsze ,wiec ja jestem zdecydowanie na tak ,to lepsze niz pieluchy z biedry lidla które są wybielane chlorem
korzystam z wielo juz ponad 2 lata i super nam sie sprawdzaja! milovia nalezy do naszych ulubiencow!
Milovia ma fajne wzorki, ale dla mnie (a pieluchuję wielorazowo już trzecie dziecko) liczą się jednak przede wszystkim naturalne materiały, dlatego naszym faworytem są pieluszki puppi. Polecam!