Dieta matki karmiącej to chyba najszerzej rozprzestrzeniony mit dotyczący karmienia piersią, który zdobywa nowych wyznawców wbrew wszelkiej logice. W poradnikach dla mam, szkołach rodzenia, w prasie i blogosferze parentingowej straszy mityczna dieta, która jest katorgą i zniechęca do jakichkolwiek prób rozpoczęcia karmienia piersią.
Pamiętam to jak wczoraj: młodziutka położna w szkole rodzenia opowiadała nam o tym, jak należy się odżywiać w okresie karmienia piersią. Lista produktów zakazanych i potencjalnie niebezpiecznych ciągnęła się w nieskończoność. Kawa, herbata, soki – nie, mleko – nie, z mięsa tylko drób, z owoców tylko
jabłka, czasem banany. Pikantnego nie wolno, solonego nie wolno, czekolady nie wolno, gazowanego nie wolno. A mleko i przetwory to proszenie się o kolki. Kiedy to usłyszałam, zastanawiałam się, co niby mam jeść. Przeszło mi nawet przez myśl, że może szkoda zachodu, czy jest sens tak się męczyć? Z produktów bezpiecznych na liście miałam gotowanego kurczaka, marchew, ryż i biały chleb… Teraz, kiedy laktacja nie jest już dla mnie czarną magią, zastanawiam się, kto przekazał takie bzdury tej biednej położnej.
Jedzenia za dwoje ciąg dalszy
Dieta matki karmiącej to nie żaden niesamowicie wymagający sposób żywienia. W rzeczywistości jest to normalna, zbilansowana dieta, jaką powinien stosować każdy zdrowy człowiek. Co prawda w okresie laktacji zwiększa się zapotrzebowanie energetyczne (ocenia się, że w okresie wyłącznego karmienia piersią organizm wymaga około 670 dodatkowych kcal dziennie, z czego 500 kcal powinno być dostarczane z pokarmem, a pozostałe 170 kcal pochodzić z rezerw tkanki tłuszczowej zgromadzonych w ciąży). Zwiększa się też zapotrzebowanie na wszystkie makroskładniki (węglowodany, białko i tłuszcz), składniki mineralne, witaminy oraz płyny – mama karmiąca powinna pić ok. 3 litrów dziennie. Karmienie piersią wzmaga uczucie głodu i pragnienia, szczególnie w pierwszych tygodniach, a podaż płynów powinna być dostosowana do potrzeb matki. Zwiększony apetyt w tym okresie to naturalna reakcja na hormony kierujące laktacją, jednak czasem trzeba uważać, by sobie zbytnio nie folgować, bo choć karmiąc piersią spala się kalorie, to nie zastąpi nam to aktywności fizycznej. Nie dla każdej mamy karmienie piersią jest równoznaczne z natychmiastowym spadkiem wagi, a warto pamiętać o tym, że liczy się i ilość i jakość tego, czym karmimy nasz organizm. Jeśli jemy za dwoje czy żywimy się głównie przetworzoną żywnością, nie możemy oczekiwać, że waga sama spadnie.
Twoje dziecko jest tym co jesz?
Zrównoważona dieta dostarcza organizmowi wszystkich niezbędnych substancji odżywczych, a suplementacja zazwyczaj nie jest potrzebna. Zdrowa kobieta nie powinna zbytnio się ograniczać – może jeść zawsze kiedy jest głodna i to, na co ma ochotę. Oczywiście dieta powinna być zdrowa i zbilansowana, ale to zasada, która dotyczy wszystkich, nie tylko matek karmicielek. Nawet sporadyczny grzech żywieniowy – np. hamburger czy pączek, nie „psuje” mleka, bowiem każdym pokarmem zajmie się metabolizm kobiety i zjedzony przez mamę pączek z pewnością nie przeniknie do organizmu dziecka. Wiadomo też, że nawet przy stałej diecie dalekiej od ideału, matka jest w stanie zapewnić dziecku wartościowy pokarm, zaś ewentualne niedobory wynikające z nieprawidłowego sposobu odżywiania mogą pojawić się u niej, ale nie u dziecka, bo to jej organizm wykorzystuje rezerwy, by wyprodukować dla dziecka najlepszy możliwy pokarm.
Mleko matki powstaje z jej krwi i limfy, dlatego przedostają się do niego wyłącznie te składniki, które przenikają do krwiobiegu. Dieta mamy nie ma wpływu na ogólną zawartość tłuszczu, białka i laktozy, a także na obecność wapnia, magnezu, żelaza, sodu, potasu, fosforu, chloru, miedzi, chromu, witamin C, B1, B2, A, D, E, biotyny oraz kwasu foliowego w mleku. Składniki dietozależne to jod, mangan, cynk, selen, witaminy B6, B2, B12, PP i kwas pantotenowy. Dieta wpływa także na proporcje kwasów tłuszczowych – wartościowe nienasycone kwasy tłuszczowe (LC PUFA), np. DHA oraz tłuszcze nasycone i trans. Mleko kobiece nie ma stałego składu, cały czas dostosowuje się do potrzeb dziecka, różni się w zależności od długości okresu karmienia, pory dnia, a także w trakcie ssania. Co więcej, pokarm matki może zmieniać smak! To, co zje mama może zmienić smak mleka, co jest dla malucha bardzo ciekawe i korzystne. Nie potwierdzono teorii jakoby czosnek, cebula, czy pikantne przyprawy miały negatywnie wpływać na dziecko, a tak zwane „produkty wzdymające” wcale nie wzdymają maluchów – bąbelki powietrza nie przechodzą do krwi, więc nie dotrą też do dziecka. Nie ma zatem żadnych argumentów przemawiających przeciwko zjedzeniu grochu czy kalafiora. Unikać należy jedynie sztucznych dodatków do żywności (barwników, konserwantów itd.), niezdrowych tłuszczów (nasyconych i trans) i nadmiaru cukru.
Dieta przeciwko alergii
„Nie mogłam karmić piersią, bo maluch był uczulony na moje mleko” – na forach internetowych i spotkaniach dla rodziców to dosyć popularna historia. W wielu artykułach zwrot „uczulenie na mleko matki” jest używany jako synonim do alergii pokarmowej u dziecka. To wyrażenie jest bardzo niefortunne, sugeruje bowiem, że dziecko uczulone jest na któryś ze stałych składników mleka kobiecego, a to duże uproszczenie. Na różnych etapach skład mleka się zmienia, ale tylko na niektóre składniki mleka wpływ ma dieta matki i to tutaj możemy duszukiwać się źródła problemu. Alergie występują u coraz większej liczby dzieci, a rodzice robią co mogą, by im zapobiegać. Młode matki na wszelki wypadek stosują rozmaite „profilaktyczne” diety eliminacyjne, które według nich mają zapobiegać wystąpieniu alergii u malucha. Jednocześnie wszelkie niepokojące objawy, które mogą świadczyć o uczuleniu są przypisywane właśnie nieprawidłowej diecie matki. Ból brzucha, ulewanie, gazy, wysypka – wszystkiemu winne jest mamine mleko, a dieta staje się jeszcze bardziej restrykcyjna. Takie odrzucanie składników diety jest niebezpieczne dla zdrowia matki, bo często prowadzi do niedoborów, a nawet do niedożywienia. Nie udowodniono, żeby zapobiegawcze stosowanie diety hipoalergicznej miało jakiekolwiek przełożenie na obniżenie ryzyka alergii u dziecka (a także kolek i wzdęć), za to może mieć negatywny wpływ na stan odżywienia i samopoczucie matki. Naukowcy nadal spierają się, czy alergeny rzeczywiście mogą przenikać do mleka kobiecego. Procesy trawienne w organizmie matki rozkładają wszystkie białka, jakie mama zje, a alergen nie dociera do dziecka (a już na pewno nie w postaci niezmienionej). Wszechobecne mity dotyczące diety matki karmiącej zachęcają kobiety do samodzielnego ograniczania diety. Najczęściej rezygnują one z produktów uważanych za najbardziej alergizujące: mleka i jego przetworów, jaj, ryb, glutenu, cytrusów, orzechów i czekolady. Najpopularniejszą wśród matek dietą eliminacyjną jest dieta bezmleczna, która obiecuje nam życie bez kolek, wzdęć i innych objawów alergii i nietolerancji laktozy u dziecka, jednak nie ma żadnych naukowych dowodów na to, by dieta ta zmniejszała występowanie kolek czy alergii. Wiadomo jednak, że rezygnacja z produktów mlecznych jest równoznaczna z eliminacją źródła białka, witamin rozpuszczalnych w tłuszczach i wapnia, które ciężko jest zastąpić innymi produktami.
Alergia alergii nierówna
Mity o karmieniu piersią to dopiero połowa problemu. W błąd nas może wprowadzić także niezrozumienie medycznego nazewnictwa. Bo czy każda alergia pokarmowa jest na białka mleka krowiego? Czym jest skaza białkowa, a czym nietolerancja laktozy? Dzieci mogą być uczulone na wiele produktów spożywczych, choć rzeczywiście głównym winowajcą są białka mleka krowiego (odsetek dzieci z tą alergią to 0,5–4%). Skaza białkowa to zwyczajowa nazwa tej właśnie alergii, która objawia się głównie atopowym zapaleniem skóry i ulewaniem. Nietolerancja laktozy z kolei jest czymś zupełnie innym, choć często mylona jest z alergią na białka mleka, ponieważ w obu przypadkach szkodliwe są produkty mleczne. Nietolerancja laktozy jest wyjątkowo rzadkim schorzeniem, w którym organizm nie wytwarza jednego z enzymów – laktazy, który trawi cukier obecny w każdym mleku (laktoza). Objawia się to płynnymi, pienistymi stolcami, gazami i rozdrażnieniem u dziecka. Popularna wiedza o alergiach i nietolerancji laktozy często prowadzi do przedwczesnego przerwania karmienia piersią, do którego niejednokrotnie namawiają nawet lekarze, proponując przejście na specjalistyczne mieszanki mlekozastępcze. Mamom alergików powinno się zalecać wyłączne karmienie piersią przez 6 miesięcy, a wprowadzanie do diety nowych produktów stałych powinno odbywać się w osłonie mleka matki. Karmienie piersią chroni układ pokarmowy malucha i wspiera odporność, dlatego uważa się, że nawet przy nietolerancji laktozy wskazana jest kontynuacja karmienia piersią.
Niezależnie od naszych obaw i podejrzeń, nigdy nie powinniśmy samodzielnoe diagnozować naszych dzieci. Jeśli wydaje nam się, że objawy dokuczające maluchowi wskazują na uczulenie, warto udać się do pediatry, który skieruje nas do dobrego alergologa. Dopiero w przypadku stwierdzenia alergiii na dany produkt, w diecie malucha należy zastosować proponowane przez lekarza działania. Rezygnacja z kararmienia piersią nie jest wskazana. Wiemy już też, że laktacja wcale nie narzuca trudnego do przestrzegania planu żywieniowego. Kiedy karmisz, nie musisz wcale „być na diecie” i wszystkiego sobie odmawiać. Karmienie piersią jest w pełni naturalne, dzieci były żywione w ten sposób od wieków, a kiedyś nikt nie przejmował się „odpowiednią dietą”. Najważniejsze to zachować zdrowy rozsądek!
Kiedy zostałam mamą doszłam do wniosku ż intuicja mnie nie zawiedzie jadłam wszystko i cieszyłam się bliskością dziecka , nie miałam problemu z kolkami i moje dziecko było długo zdrowe a nasza bliskość pozwalała cieszyć się macierzyństwem