Nowa praca
Zaczęło się banalnie. Ciekawa, mocno angażująca praca w terenie, w aucie, wymagająca codziennych wyjazdów, cotygodniowych noclegów w hotelach, w dużym tempie, z dużą ilością zadań, emocji, stresu, ale też satysfakcji. Praca dla kogoś, kto lubi robić kilka rzeczy na raz – czyli dla mnie, ale też praca dla kogoś, kto w tym wszystkim nie zapomni zadbać o siebie – czyli nie dla mnie. Kiedy wpadłam w wir pracy, odbiło się to głównie na sposobie odżywiania. Jestem i zawsze byłam świadoma tego, co oznacza zdrowe odżywianie, dodatkowo wśród najbliższych mam przypadek choroby Leśniowskiego-Crohna, a koleżanka z pracy miała zdiagnozowaną celiakię. Śledzę też karierę Novaka Djokovica, więc wiem, jaki wpływ ma żywienie na nasz organizm, niemniej jednak poległam na całej linii.
Jeżdżąc po kraju, bardzo często jadłam śniadanie, a potem długo, długo nic, być może dlatego, że do wyboru miałam fastfood albo nic, więc częściej wybierałam nic. Na śniadanie składało się zazwyczaj pieczywo, a w hotelach do wyboru serwowano jajko albo parówkę, więc wybierałam jajko – w każdej postaci. Kolejnym grzechem było to, że praktycznie nie piłam. Kiedy któregoś dnia utknąłem na autostradzie w strugach deszczu, gdzie nie miałam możliwości skorzystania z toalety przez cztery długie godziny, przestałam pić „na drogę”, aby nie przeżywać tych katuszy ponownie.
Coś jest nie tak
Pierwszym objawem, że coś ze mną nie tak, było permanentne zmęczenie. Na początku tłumaczyłam sobie, że to wynik przepracowania, miałam wówczas intensywny czas, więc liczyłam na to, że gdy tylko pozamykam toczące się projekty i wreszcie się wyśpię, to będzie lepiej. Tymczasem projekty się skończyły, spałam, ale budziłam się jeszcze bardziej zmęczona, niż kiedy się kładłam. Do tego doszły potworne bóle brzucha i migreny i towarzyszące im mdłości.
Ból
Pewnego razu pojechałam na szkolenie. Spędziłam dzień w pozycji stojącej zgięta w pół, bo z bólu brzucha nie mogłam usiedzieć. Po powrocie do domu wykonałam szereg badań, które niczego nie wykazały. Zastanawiające było to, że mimo, iż praktycznie nic nie jadłam, to jednak przybrałam na wadze 5 kilogramów.
Pod lupą
Natknęłam się wtedy na artykuł o alergiach pokarmowych. Do zrobienia testów zachęciła mnie dietetyczka, która kompleksowo wzięła pod lupę mój styl odżywiania, ponadto zaleciła kolejne badania. Wyniki wykazały zakwaszenie organizmu, a także alergię na wszystko co, dotąd jadłam: gluten, owies, orkisz, laktozę, banany, jaja, kukurydzę, siemię lniane, daktyle, gumę guar i szereg mniej powszechnych.
Bez dietetyka ani rusz!
Z pomocą dietetyczki udało mi się ułożyć jadłospis eliminujący szkodzące mi produkty, a zapewniający wartości odżywcze, których potrzebuje mój organizm. Ta żywieniowa rewolucja wpłynęła szeroko na moje podejście do pracy i życia w ogóle. Zaczęłam małymi krokami utrzymywać „work life balance”. Dziś mam córeczkę, której chcę dawać dobry przykład, jak należy dbać o siebie, a swoim doświadczeniem i dobrymi praktykami w dążeniu do równowagi, dzielę się na moim blogu.
Gracjana Marzec-Śliwińska
Mieszkam w Poznaniu, jestem psychologiem, coachem i trenerem. Na co dzień wspieram swoich klientów w podjęciu prób zachowania równowagi w życiu i w realizacji ich celów. Poza pracą ćwiczę, tańczę, jeżdżę na rolkach, pochłaniam książki i staram się dawać dobry przykład mojej córce.
alergia ,nie współdziała ze mną , a samo słowo dieta wywołuje alergie i jak to obejść?? ja na diecie czuję się głodna niezależnie od tego co mam zjeść ,a jedzenie co dwie godziny powoduje ,że nie robię nic innego tylko gotuje lub cos pichcę żebym mogła to zjeść ,czy może powinnam słuchać organizmu i dostosować dietę pod siebie??
Zdecydowanie słuchać organizmu!
człowiek mam wrażenie jest takim zwierzęciem ,który w natłoku zadań zapomina ,że raz zagubione zdrowie ciężko jest odzyskać ….nie dojadamy lub się przejadamy ,nie dosypiamy lub śpimy zbyt długo ciężko nam znaleźć równowagę tak zwany złoty środek ale fakt dobrze kiedy potrafimy uświadomić to sobie kiedy nie jest za późno